19 lutego 2016

Rozdział 17

Wychodząc z kasyna z workami pełnymi złota, nie mogli posiąść się z radości. Marzyli o jakimkolwiek powiększeniu majątku od Kurtisa, ale nie dwudziestokrotnym. Ich szczęście przerosło jakiekolwiek wyobrażenia.
Podśpiewując radośnie, szli w kierunku statku, chcąc zostawić część wygranej na nim. 
Kiedy znaleźli się dokładnie na środku hali targowej, Lucy zaniepokoiły dziwne dźwięki. Zanim całkowicie do niej dotarło co się dzieje, poczuła, jak jakaś sylwetka przydusza ją do ziemi. Oniemiała z wrażenia, nie pojmując całego zdarzenia. Jednak nie było jej dane nawet dobrze się ogarnąć, gdy młoda, piękna kobieta o kasztanowych włosach, które sięgały jej aż po same biodra, wstała i zaczęła uciekać w kierunku miejsca, z którego razem z Natsu dopiero przyszli. Jej delikatne loki kręciły się pod wpływem wiatru, idealnie podkreślając okrągłą, niezwykle urodziwą twarz.
— Katherina! Stój! — krzyknął jakiś mężczyzna za tajemniczą kobietą.
Lucy nie miała zamiaru się wtrącać w niczyje sprawy. Już i tak miała za dużo na głowie.
— Nic ci? — zapytał zatroskany Natsu, który sam był na tyle zaskoczony, że dopiero po kilku minut odwrócił się, by wrócić po żonę.
— Nic, ale… — otrzepała się z kurzu — mam wrażenie, że kłopoty trzymają się mnie silnie. Nawet za bardzo.
— Może taki jest twój urok. — Zaśmiał się, uciekając od wściekłej „ukochanej”.
Sama wiadomość o dobrej passie Lucy rozniosła się w mig po wszystkich członkach załogi, choć większość już balowała na mieście, odpoczywając przed długą podróżą.
Ich wygrana nie tylko była ukończonym testem początkowym, ale także ogromną pomocą dla Musici, który większość musiał wyłożył na rozbudowę statku. Ciesząc się jak małe dziecko, ściskał na okrągło Lucy, nie mając najmniejszego zamiaru jej puścić. Dopiero ostra interwencja Kurtisa pomogła rozdzielić tę dwójkę.
Mieli już wystarczającą ilość pieniędzy, by zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy, którymi były m.in. ubrania.
Wszystko poszło tak, jak sobie wymarzyli, bez żadnych przeszkód. Choć w sercu Lucy istniała ta świadomość, że nie zawsze tak będzie.
Wino, tańce i śpiewy… Państwo Dragon czuli się jak w Fairy Tail, choć różnice zdawały się wyrywać już po pierwszych minutach imprezowali. Nie potrafi określić tych zmian, ale wiedzieli, że one są.
— Cisza! — krzyknął na cały statek Tamaki, zakładając na głowę charakterystyczny kapelusz z pióropuszem. — Tradycją jest, iż uczę każdego tańców, więc… — podszedł do Lucy i wyciągnął ku niej rękę — madame — rzekł nonszalancko.
Dziewczyna uśmiechnęła się i natychmiast podała swoją dłoń, wstając. Wnet nastała cisza.
Raz, dwa, trzy… Raz, dwa, trzy…
Trzymając ją delikatnie w talii, prowadził jej ciałem po całym statku, jakby była jedynie jego ozdobą, a nie konieczną partnerką do tańca. Nic nie było wymuszone. Tamaki był idealnym tancerzem, który wiedział, jak się obchodzić z kobietą.
— Może spróbujesz, Natsu? — zapytał Hughes, popijając z kolejnej butelki rumu.
— Ostatnim razem prawie połamał mi nogi — odezwała się Lucy, nie potrafiąc powstrzymać się od wyznania tak zabawnego wspomnienia.
— Może mu pomożesz, Hughes? — zaproponował Tamaki, dalej nie puszczając swojej partnerki. — Jakąś sukienkę mamy, a i peruka się znajdzie!
— Kobieta z brodą? — Machnął ręką. — Nie ogoliłem nóg, więc nie będę próbował.
Wnet rozległy się śmiechy, które powoli zaczęły niepokoić mieszkańców miasta. Jednak nikt nie miał zamiaru się nimi przejmować. Zabawa trwała w najlepsze i to dla wszystkich było najważniejsze.
— Piękna jest, prawda?
Natsu podskoczył z wrażenia, słysząc obok siebie czyś głos. Niepewnie spojrzał w bok, by móc zobaczyć roześmianą buźkę Musici.
— Czego chcesz? — zapytał opryskliwie Natsu.
— Nie wiem, co do niej czujesz, ale… — podrapał się po głowie — wiem z doświadczenia, że czasami nie warto czekać i się zastanawiać, tylko działać.
— Z doświadczenia?
— Amelia — powiedział kapitan statku. — Może nie wiesz, ale każdy członek naszej załogi ma jakąś mroczną przeszłość… Ja także.
— Co się stało?
— Moja głupota. — Wzruszył ramionami. — Byłem przez wiele lat rzezimieszkiem i złodziejem. Założyłem tę banderę i pewnego dnia postanowiłem porwać księżniczkę. Przebrałem się za pałacowego strażnika i trochę zmanipulowałem Amelią. Kiedy już nadchodził czas realizacji planu, zacząłem wątpić, gdyż naprawdę ona mnie oczarowała. — Spojrzał na swoje dłonie. — Jednak nie wybrałem jej, bo nie byłem pewien swych uczuć. Oczywiście złapali nas, ale Amelia uratowała wszystkich.
Uśmiechnął się szeroko, jakby chciał powiedzieć, że wszystko jest w porządku.
— A jeśli ona nadal czeka? — dopytał się niepewnie Natsu.
— Dlatego chcę zdobyć przynajmniej jedną z broni. — Jego determinacja objawiała się w pewnych i zdecydowanych słowach. Tym razem wiedział, do czego dąży i jaki jest jego cel. — Może wtedy będę godzien, by chociaż spojrzeć jej w oczy.
Spojrzał na Natsu dziwnym wzrokiem, po czym wstał i chwycił przyjaciela w nadgarstku, podnosząc go. Zakręcił się wokół własnej osi, ciągnąc za sobą Dragona, po czym puścił go, przez co chłopak poleciał prosto na swoją żonę.
— Przepraszam — powiedział niepewnie, trzymając je za dłonie, które złapał. — To co? Zaryzykujesz taniec ze mną?
— Jeśli nie stracę nóg.
Uśmiechnęła się szeroko, po czym oboje zaczęli powoli się poruszać, powodując u zebranych jedynie rozbawienie. Choć ich przygoda dopiero miała mieć swój początek (albo swój koniec, jeśli patrzeć przez pryzmat wydarzeń, które miały dopiero nastąpić), czuli otulający ich spokój. Gdyby w tamtym momencie znali to, co ma nastąpić, pewnie zawróciliby. Za dużo łez, za dużo krwi, za dużo nieszczęścia i za dużo śmierci było na ich drodze przeznaczenia. Nie będąc świadomi, na jak wielkie niebezpieczeństwo się narażają, żyli po prostu dniem, próbując nie myśleć o tym, co może ich czekać za siedem, długich lat…

Gdy minął wyznaczony czas robotnikom, z dumą wkroczyli na odnowiony statek, który mimo zachowanego wyglądu, zdawał się być zupełnie innym miejscem. Jak nowa przygoda na nich czekała, tak nowy towarzysz przygotował się do podróży, nie chcąc nikogo zawieść.
Pełni nadziei, wiary i dumy rozłożyli żagle ze znakiem lilii na fladze i wkroczyli na niebiosa, pędząc ku nieznanemu. Czekały ich długie tygodnie na bezkresnym niebie, lecz byli przygotowani na wszystko. Patrząc z nostalgią na wschodzące słońce, sami czuli jakby odradzali się gorących płomieniach. Była to ich wędrówka, była to nasza tajemnica, w którą wkroczyliśmy nieświadomi złego i nieszczęśliwego przeznaczenia. Jeden krok kosztował życie, dwa stanowiły zagładę ku nieuchronnemu. Lecz kto mógł wiedzieć, że los nam nie sprzyja? Chyba tylko ona, Wiedźma Wymiarów, i on, którego imienia Wam nie wyjawię…
Lucy


Pustynna okolica zdawała się wychylać znad horyzontu. Gorejące słońce patrzyło ich zmysły, sprawiając, że nawet mały wysiłek był czymś w rodzaju udręki. Liny paliły przy każdym ich pociągnięciu, a cień był wybaczeniem od temperatur, do których żadne z nich nie było przyzwyczajone.
Wyglądając przez lunetę małego miasteczka, które było celem ich podróży, nie sądzili, że z taką łatwością odnajdą scenerię ze snu Lucy (choć żaden z członków nie był świadomy, iż jest to wizja dziewczyny, a nie dobre źródło informacji Komui’a), lecz nikt nie próbował się wtedy nad tym zastanawiać. Każdy pragnął znaleźć już się na ziemi, wstąpić do jakiegoś baru, odpocząć i w spokoju zabezpieczyć statek, który idealnie się spisał podczas podróży.
Musica, poklepując dobrego przyjaciela po drewnianych panelach, z uśmiechem na twarzy spoglądał na radosnych Natsu i Lucy, który na okrągło krzątali się po całej łajbie, nie szczędząc się w tę okrutną pogodę. Choć byli zmęczeni tak samo jak reszta załogi, z największą ochotą wspomagali towarzyszy w obowiązkach (czego nie robił sam kapitan).
— Zaraz dotrzemy! — krzyknęła pełna nadziei dziewczyna, podając kolejnym załogantom szklanki z wodą, aby nie wyzionęli ducha na tym upale.
— Coraz bliżej… — Choć wydawało się, że Natsu jest pełen radości, to w jego głosie dało się wyczuć dawkę obaw. Już od kilku dni Lucy zauważała, że coś go dręczy. Nie chciał się jej z niczego zwierzać, jednak sposób, w jaki wciąż patrzył na tajemniczy zegarek, wiele jej mówił. Może chciał poznać prawdę o swoim biologicznym ojcu, lecz przez tyle lat uznawał za niego Igneela. Teraz przyszło mu się zmierzyć z czymś, co go najprawdopodobniej przerastało. Sam fakt, że nie używał swojej magii, był dość niepokojący. Jednak była jeszcze inna rzecz, która równie mocno wprawiała Lucy w stan zwątpienia — to nie był człowiek, którego znała. Rzadko się uśmiechał, stał się mocno poważny i nie potrafił już rozmawiać z nią tak, jak kiedyś.
Pokręciła głową, wiedząc, że teraz nie może się przejmować bzdetami. Już widziała miejsce, w których mają lądować. Za kilka minut wyskoczą ze statku w poszukiwaniu Świętej Broni, więc sprawa zmiana charakteru chłopaka była na drugorzędnym miejscu.
— LĄDUJEMY! — rozległ się charakterystyczny krzyk.
Lucy przytrzymała się barierki, otulając wzrokiem całe miasteczko, do którego dotarli. Tak, jak w jej śnie, ten mały skrawek ziemi był bardzo skromny. Zdobiło je jedynie kilka budynków mieszkalnych, bar, sklep, stajnia i inne. Jednak nie było jej zadaniem skupiać się na wyglądzie Barron Village, a na jaskini, którą nie trudno było ujrzeć z daleka.
— Zaraz idziemy — szepnęła Lucy, czując narastające napięcie.
Cała załoga krzątała się po pokładzie, w żaden sposób przejmując się misją. Zazdrościła im tego spokoju.
Kiedy już statek znalazł się tuż nad ziemią, otworzył się właz, który umożliwił zejście na ląd. Praktycznie wszyscy kompani postanowili rozejrzeć się po małej mieścinie, a jako strażnik pozostał jedynie Hughes i kilku jego kompanów.
Lucy, Natsu i Musica postanowili zgodni rozejrzeć się po barze, mając nadzieję, że odnajdą jakieś wskazówki lub dowiedzą się o domniemanych zagrożeniach.
— Wszystko będzie dobrze — powiedział Natsu, widząc zaniepokojenie u swojej żony.
Ta tylko kiwnęła głową. Nawet jego słowa w żaden sposób nie potrafiły jej pomóc.
Serce ściskał dziwny ból, a ona sama miała wrażenie, że powinni byli zawrócić. Przez oczyma pojawiły jej się mroczki, co chwilę przyćmiewając widok na okolicę, przez co sama nie wiedziała, kiedy zdążyli znaleźć się dokładnie naprzeciw jedynego baru w tej mieścinie.
Będąc już w środku, spłynął na nich obrzydliwy odór, który był wynikiem połączenia alkoholu i potu. Patrząc na gości karczmy, niechętnie podeszli do kelnera i zamówili po jednym piwie.
Czując na sobie wzrok innych ludzi, starali się nie przykuwać niepotrzebnej uwagi, choć zrobili to już w momencie, gdy weszli do owego miejsca. Starali się ignorować niepotrzebnych gapiów, jednak samej Lucy przychodziło to z trudem. Od rana pękała jej głowa od dziwnych głosów i szeptów, które zdawały się przybierać na sile. Z każdą sekundą dochodziło ich coraz więcej, przez co przestawała logicznie myśleć. Dopiero huk stawianych na blacie kielichów, obudził ją ze snu.
— To, co robimy? — zapytała niepewnie, pragnąc czymś się zająć.
— Spróbujemy się co nieco dowiedzieć — oświadczył Musica, biorąc łyk z kufla. — Mocne! — syknął, wykrzywiając twarz w dziwnym grymasie.
— A jak niby mamy to zrobić? — Natsu niezbyt popatrzył na napój, a sama reakcja towarzysza niezbyt go zachęciła do skosztowania go.
— Rozmowa! — rzekła kapitan statku. — Ludzie się otwierają przy kuflu dobrego piwa.
— Powodzenia — odpowiedziała tylko Lucy, mając złe przeczucia.

10 komentarzy:

  1. JEJ!
    Od samego rana dzisiaj bez przerwy sprawdzałam czy czasem nie wstawiłaś już rozdziału i się nie zawiodłam! Jest bezbłędny, wspaniały, genialny i nie wiem co jeszcze! Obym wytrzymała do następnego!😊 😘❤
    Kocham cię dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrzymasz, wytrzymasz bo kolejny w niedzielę :) dziękuję bardzo za miłego słowa! Takiego wyznania się nie spodziewałam ;)

      Usuń
  2. PS. Nowe okładki są zarąbiste😉😍 😊😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek z pokojem i kobietą w obrazie skojarzył mi się z pokojem 1408 Stephena Kinga *dotąd jak myślę o jego krótki nowelkach to mnie w żołądku ściska* niby nie straszne, a jednak zostaje w głowie na parę lat. Nie wiem kogo bardziej mi szkoda, Natsu spadającego przez dziurę w podłodze, biednej samej Lucy czy skutych chłopaków. Chociaż nasza znana dwójka ma więcej szczęścia bo chociaż nie stoi skuta w lochach :D więc innymi słowy Musica masz pecha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam... Ale Kinga lubię, więc rozumiem :)
      No i już skazujesz biednego Musicę... Oj, zobaczymy, kto się okaże najbiedniejszy ;)
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Aż nie wiem co napisać... to przez to, że tego za mało, no ale cię rozumiem, więc nie będe narzekać :) Rozdział świetny jak zawsze ;) Gdyby mnie cos takiego spotkało to umarłabym ze strachu :|
    Pozdrawiamn i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety... Będą rozdziały krótkie, ale za to będą częściej i dzięki temu uniknę przerw na miesiąc...
      Cieszę się, że rozdział się spodobał :)
      Thx za komentarz!

      Usuń
  5. W końcu udało mi się przeczytać twój rozdział, który jak zwykle mi się spodobał. Całą jego treść pochłonąłem w 6 minut. Czuć było w nim grozę, przez co dostałem gęsiej skórki. Jedno słowo wystarczy by go opisać. (Genialny:)

    Sory że dopiero teraz ale miałem problemy zdrowotne, i wylądowałem na miesiąc w szpitalu. A teraz idą święta, więc robota od 7 do 18-19, dla tego nie mam zbyt dużo czasu na czytanie. Spróbuje to odrobić jak najszybciej. Pozdrawiam Dragneel2149:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma problemu! A jak się czujesz? Już wszystko w porządku? Pobyt w szpitalu to nic dobrego :(
      Cieszę się, że rozdział się spodobał i oczywiście dziękuję za komentarz!

      Usuń

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)