Nalała do kieliszków smoczego ambilu,
krzywiąc się na sam zapach alkoholu — mocnego i słodkiego zarazem. Podniosła
naczynia i podała jeden z nich Ericowi, ciepło się uśmiechając. Podziękował
kiwnięciem, po czym wypił za jednym zamachem całość. Lu Xi nawet nie wzięła
łyka. Odłożyła kieliszek na stół obok i przysiadła naprzeciw Erica, nie
zdejmując wzroku z jego twarzy — pokrytej kilkoma czarnymi łuskami, które
wyszły na policzkach i nosie. Podejrzewała, że coś musiało go zaniepokoić.
Zawsze w jej obecności trzymał niemal pełną formę ludzką. Wyjątkiem były oczy —
czarne jak cień, który za nim nieustannie podążał; jak ciemność, której strzegł
jako król. Dzisiaj spowił tym mrokiem całe gałki oczne, przerażając ją i
fascynując jednocześnie.
— Królowo, wybacz mi mój wygląd, ale…
— Nic nie szkodzi — przerwała,
zaciskając pięści.
— Dziękuję za zrozumienie — odparł
niskim, lekko chropowatym głosem. — Przyszedłem dzisiaj porozmawiać o pewnej
sprawie, którą poruszyła królowa na ostatnim zebraniu z ministrami — pokój
między ludźmi i smokami — wyjaśnił.
Chytry uśmieszek nie zszedł z jego
twarzy. Jego oblicze stanowiło dla niej zagadkę, która z roku na rok
fascynowała jeszcze bardziej.
Założyła nogę na nogę, biorąc w końcu
łyk alkoholu. Ogień zaczął wypalać jej przełyk. Wypluła wszystko strumieniem, a
resztę odstawiła daleko, nie zamierzając brać ani odrobiny więcej.
— Mówiłem, że mocny — wtrącił Eric.
— Przepraszam za moje zachowanie —
przeprosiła. — Poruszyłeś królu temat pokoju. Czyżbyś był zainteresowany?
— Jestem zainteresowany raczej twoją
nienawiścią wobec ludzi.
Odsunęła się odruchowo, słysząc coś, o
czym wiedziała tylko ona. Nie mówiła nikomu, więc nie pojmowała, skąd o tym
wiedział.
Spięła się. Nerwowo podrapała się po
włosach, rozglądając po komnacie, którą po brzegi wypełniały zasznurowane
dokumenty i kurz.
— Oj, nie martw się, Lu Xi — machnął
ręką, jakby od niechcenia — nikomu nie powiem. Uważam, że każdy zasługuje, by
mieć własne sekrety.
— Nawet jeśli te sekrety mogą kogoś
narazić na niebezpieczeństwo? — spytała zaciekawiona.
— Kochana królowo — zamyślił się na
chwilkę — sekrety są niebezpieczne same w sobie, ale każdy ma do nich prawo.
Nie powiem nikomu o twoim, ale wyjaśnij mi, czego nienawidzisz w ludziach?
Zacisnęła usta w wąską linijkę,
postukując prawą nogą o podłogę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, sprawdzając,
czy wokół nie ma kogoś, kto mógłby podsłuchiwać. Ri Hana wysłała z zadaniem do
ministra, a Li Li przygotowywała posłanie dla Erica. Reszta służby została
oddelegowana do prac, a nikt z wyższych stanowisk nie zapuszczał się w tę część
zamku. Raczej mogła czuć się bezpiecznie.
— To jak? — pogonił ją.
— Smoki są częścią istnienia naszego
świata. Żyjemy na jednym, wielkim kontynencie, który od zarania dziejów był w
panowaniu smoków. Istniały tu również istoty, których dziś świat już nie
pamięta. Ostatnie wróżki ukryły się w gaju smoczym, a dwa rogi jednorożca są
ukryte gdzieś na dnie oceanu. Według legend to właśnie pradawne smoki po
śmierci zamieniały się w złocisty pył, który karmił wielkiego smoka niosącego
całą naszą ziemię między kolejnymi drogami kosmosu. — Zakaszlała. Zaschło jej w
gardle. Wzięła bukłaczek z wodą i ziołami, wypijając z niego część. Skrzywiła
się przez gorzki smak ziół, którymi faszerowały ją smoki niebios. — Świat żył w
harmonii. Trzej bogowie stworzyli człowieka i za karę zostali zesłani tutaj, by
rodzić się i umierać jako ludzie. Człowiek zniszczył piękno. Człowiek wywołał
smoczą wojnę. Chcę pokoju. Chcę przywrócić tę harmonię.
Eric nadal milczał. Kiwnął kila razy
głową, po czym donośnie zaśmiał, zapluwając się. Łzy spłynęły po łuskowatych
policzkach. Lu Xi odwróciła wzrok. Zrobiło jej się gorąco ze wstydu.
— Wróżki zawsze były złośliwe,
uwielbiały chować wszystkie rzeczy po kątach. Jednorożce siedziały na swych
polanach i tylko gapiły się w swoje doskonałe oblicza, które odbijały się w
tafli czystej wody. Smoki latały po niebiosach. Nie pamiętam tych czasów —
dodał niespodziewanie. — Urodziłem się znacznie później niż sądzisz. Starożytny
opowiadał mi o tamtych dziejach, ale wiesz… Nudne były.
— Uważasz, że mylę się, nienawidząc
ludzi?
— To twoja natura — wycharczał.
— Moja… natura…? — powtórzyła pytająco.
Pierwszy raz ujrzała na jego twarzy
zdziwienie.
— Nie wiesz, kim jest twój ojciec? Nie
wiesz, co nosisz w swoim ciele? — Palcem zarysował z oddali krąg na jej
brzuchu. — Lu Xi, ty jesteś w połowie smokiem. Twój ojciec był smokiem.
— Słuch…
— Starożytny tylko raz przemienił się w
człowieka i tylko raz zdobył ludzką kobietę.
Gwałtownie wstała, zahaczając ręką o
bukłak. Upadł na ziemię, a woda rozchlapała się po całej podłodze. Odskoczyła,
ale jej buciki zamoczyły się. Chwyciła za płaszcz, stając niemal przy samej
ścianie.
— Nie — rzekła, kręcąc głową.
— Tak. — Kiwnął, uśmiechając się. —
Królowa nie zdradziła nikomu tego faktu. Urodziła przecież ludzką dziewczynkę.
Bez mocy smoka. Jednak jedna rzecz czyni z ciebie smoka, jajeczka — dokończył
obojętnym tonem.
— Jajeczka? — Otworzyła szeroko oczy i
skrzywiła twarz, unosząc jedną wargę wyżej niż drugą. — Jakie jajeczka?
— Smoczyce noszą w sobie jajka, które
smok zapładnia. Smoczyca wydala z siebie jajka i pozwala im dorastać poza swoim
ciałem. Mija miesiąc, czasem dwa i smok wykluwa się — wyjaśnił skrótowo.
— Ericu, chyba powiedziałeś już
wystarczająco.
Podbiegła do drzwi. Szarpnęła za
klamkę, lecz wyście było zamknięte. Obróciła się, przylepiając plecy do
zdobień, które wgniotły się w jej ciało.
— Nie, jeszcze nie skończyłem.
— Skończyłeś — odparła stanowczo. — A
teraz mnie wypuść.
Cień zachichotał. Podniósł jeden z
dokumentów i rzucił nim w Lu Xi, rozrywając papier w pół. Eric rzucił mu ostre
spojrzenie. Pokazał język, ale uspokoił się. Rozległo się piszczenie. Mysz
przebiegła przez całą długość pomieszczenia. Oczy Erica zabłyszczały w swoim
mroku. Skoczył i złapał stworzonko, połykając w całości. Obliczał usta ze
smakiem.
Lu Xi zrobiło się niedobrze. Chwyciła
się za brzuch, zduszając wewnątrz chęć wydalenia obiadu.
— Przepraszam, ale zrobiłem się głodny.
— Rozejrzał się, jakby poszukiwał drugiej myszy. — Wolałbym nie zjadać ciebie.
Żart, przepraszam.
Zaniepokoiło ją to ciągłe
przepraszanie.
Na zewnątrz strzelił piorun.
Podskoczyła w miejscu, zahaczając jednym z koków o wystający z drzwi metal.
Część włosów opadła na ramiona. Zaistniała sytuacja nie podobała jej się.
Podejrzewała, że Ri Han już wrócił, czekając w pokoju z miską parującej zupy —
owocowej, jej ulubionej. Jednak wydawało się, że Eric wciąż zmienił zdania. Dlaczego mnie tu trzymasz?, zapytała w
myślach, lecz nie była pewna, czy właśnie to pytanie chciała faktycznie zadać.
Sam na sam ze smokiem, który wyglądem pokonywał nawet najprzystojniejszego mężczyznę,
którego w życiu widziała. Policzki paliły się, gdy patrzyła na jego dorosłą,
dojrzałą twarz — gorąco rozprzestrzeniało się na całym jej ciele. Nie. Chciała
spytać: „co chcesz ze mną zrobić?” Znała własną odpowiedź, ale nie tą, którą
szykował dla niej Eric.
Położył dłoń na jej ramionach.
Wstrzymała oddech, odliczając do momentu, w której zdjął rękę. Obrócił ją i
przełożył przez szyję coś zimnego. Zamknęła oczy, nie podejrzewając, by w tej
chwili, tymi chłodnymi dłońmi, pragnął skrócić jej życie. Lu Xi dotknęła
powierzchni przedmiotu, który dał jej w prezencie Eric — naszyjnika z
granatowym kamieniem usadowionym na samym środku.
— Współpraca — rzucił lakonicznie.
— Rozumiem, że pomożesz mi zjednoczyć
smoki i ludzi?
— Oj, Lu Xi, ja to zrobię.
Podniósł z ziemi szpilkę. Zebrał włosy
dziewczyny z powrotem z kok — luźny, trochę nierówno wykonany, ale trzymający
się. Zgadła, że nie robił tego nigdy wcześniej. Kilka kosmyków zaplątało się
między jego palcami. Delikatnie odplątał je, nie chcąc ich wyrywać, gdy tylko
zabierze rękę. Znajdował się blisko; bliżej niż kiedykolwiek. Choć urosła od
zeszłego spotkania, nadal Eric przytłaczał ją. Wysoki, może i trochę chudy, ale
nadal silniejszy od niej, potężniejszy. Smocza aura, królewska aura, którą
roztaczał wokół siebie, przypominała jej o ciemnym pokoju, w którym ministrowie
zamykali ją, gdy była jeszcze dzieckiem. Nieposłuszna rozkazom starszym i
mądrzejszym od początku wywyższała się, lecz póki nie skończyła dziesięciu lat,
nie mogła być w pełni królową. Ich kary były absolutne. I gdy zbytnio podniosła
na nich głos, ciemny, pozbawiony jakiekolwiek dostępu do światła pokój czekał.
Kopała ich, krzyczała, że nie chce wschodzić, ale teraz pragnęła tam zostać
tylko z Ericiem.
— Jesteś fascynująca — mruknął nad jej
uchem. — Niedługo skończysz piętnaście lat, staniesz się dorosła. — Pogładził
jej policzek. — Pamiętaj, nie znamy się. Uda nam się dokonać zjednoczenia, ale
po nim… — Urwał w połowie zdania, zamyślając się.
— Po nim… — powtórzyła pełna nadziei,
że usłyszy wzmiankę o małżeństwie.
— Będziesz musiała odnaleźć
odpowiedniego smoka, który da ci dziecko. — Otworzył drzwi. — Po to właśnie
przysłałem ci w prezencie Ri Hana.
Zmrużyła oczy. Serce nawet jej nie
zabolało. Musiałaby je mieć, żeby roztrzaskało się na najmniejsze kawałeczki.
Myśli stały się puste, a ostatnie słowa Erica zapomniane. Bo przecież czemu
miałaby pamiętać coś tak nieistotnego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)