10 sierpnia 2014

Rozdział 25 - Kościół

- Jakie mądrości… - szepnął złośliwie Srebrnik. – Czyli nie chcesz mi powiedzieć prawdy, bo i tak ona nie ma żadnego znaczenia?
- Może… - wciąż dokładnie oglądał miecz. – Nie chcesz wiedzieć, co się stało z córką Natsu?
- Ja nie, ale teraźniejszemu Natsu to może się przydać.
- Zapewnie nikt nie chciał wam tego powiedzieć … - jego postać zaczęła powoli zanikać – Amelia została oddana jednemu ze służących, który uciekł tuż przed atakiem furii Acnologii i … Zerefa. Nie wiem, kto to był. A dalej? Gdybym wiedział więcej…  Najprawdopodobniej, jak dorosła odnowiła królestwo i zasiadła na tronie, jako królowa… O tak … Chłopak był podobny do matki, a córka zapewne do ojca.
- Natsu jest podobny do matki? – Musica mocno się zdziwił.
- Oooo zawsze był. Takie małe, a takie wybuchowe, niecierpliwe, głupkowate, niszczące wszystko, co ma na swojej drodze… Kopia matki, ale wygląd z ojca. A teraz jest do niego podobny?
- Tak powiedział. – Musica założył ręce za głową. – Czyli niewiele się dowiedziałem?
- Na pewno więcej niż od innych. Ghihi. – Dragon Slayer uśmiechnął się szeroko
- A właśnie… Czy Acnologia miał dziecko?  – Wszystko znikło w jednej chwili, pozostawiając za sobą jedynie pustkę.

***

Musica zaczął powoli otwierać oczy. Leżał w swoim łóżku, nad którym widział dwa różowe kłaki i jeden blondynkowy.
- Żyję! – podniósł do góry dłoń, by zasygnalizować swoją „żywotność”.
- GŁUPKU! – Amelia z całej siły, pięścią uderzyła go w twarz. Poleciał jak długi z powrotem na łóżko.
- No i teraz odszedł na wieczny spoczynek dzięki księżniczce. Módlmy się za jego duszę. – Natsu razem z Lucy, zaczął się modlić.
- Ej no weźcie, ja go nie zabiłam! – próbowała się wytłumaczyć Amelia. – Ej, żyj!!! – spojrzała surowym wzrokiem na leżącego Musicę, który nie dawał znaku życia. – Jeśli nie wstaniesz, to cię na serio zabiję! – zagroziła, podwijając rekach sukni.
- Już wstaję! – pod wpływem impulsu szybko podniósł się. – Ale ty masz silny cios. – Zaczął masować policzek.
- No dobra. Co widziałeś?! – Lucy od razu przeszła do konkretów.
- A! Widziałem Gajeela. Wiecie, że ten wasz przyjaciel jest synem Arminy?! - powoli zaczął wyjaśniać, co go spotkało. Wszyscy w ciszy słuchali go. Spodziewał się jednak trochę innej reakcji. – Dlaczego nic nie mówicie?!
- Kto się czubi ten się lubi – powiedziała pozostała trójka.
- Nic mi nie pokazał. Uznał, że to nie jest ni do niczego potrzebne. – Wziął głęboki oddech. – Coś mi mówił o mieczu, a …powiedział mi, że jesteś bardziej z charakteru podobny do matki. – Wskazał palcem na Natsu 
- He?! – krzyknęła na głos Lucy – Widziałam ją, rozmawiałam z nią i nigdy bym nie pomyślała, że ONI są do siebie podobni.
- Chyba, że mówimy tu o wielkiej zdradzie, do której doszło pamiętnej nocy … - rozmarzyła się Amelia, jednak wszyscy ją olali i wrócili do swoich rozmów.
- Nie wiem, co oznaczały słowa dawnego Gajeela, ale one zbytnio nie mają znaczenia – stwierdził, ku zdziwieniu reszty Natsu.
- Na pewno nie chcesz wiedzieć? – dopytała się go Lucy.
- Po co grzebać w przeszłości, lepiej pozostać w teraźniejszości. – Uśmiechnął się szeroko – Chcę poznać prawdę, ale bez przesady…
- To zapewne nie chcesz wiedzieć, co się stało z twoją siostrą? – Musica zaczął się rozglądać po pokoju, mając głupkowaty uśmieszek na twarzy. 
- No dobra chcę wiedzieć – przyznał się.
- Przeżyła. Gajeel dokładnie nie wiedział, co się z nią działo po jego śmierci, ale była mowa o tym, że służąca ją zabrała i uciekła razem z nią, przed atakiem furii Acnologii. – Natsu odwrócił się. – Coś nie tak?
- Daj mu chwilę – poprosiła grzecznie Lucy, tuląc swojego męża. – Musi to wyrzucić z siebie. – Musica lekko wychylił głowę. Zobaczył, że Dragon Slayer płacze.
- Jednak zależało ci na tej prawdzie. – pozostali uśmiechnęli się, będąc szczęśliwi razem z przyjacielem.
            Prawda jest czymś, co towarzyszy nam od chwili narodzin, aż po samą śmierć. Niektórzy znają ją, jednak istnieją tacy ludzie, którzy nie potrafią iść z nią razem przez życie. Natsu poznał część „prawdy”, która była skrywana przez wieki. Jednak, by zdobyć odpowiedzi musieliby znowu wyruszyć, ale tym razem dalej, dalej i dalej.
            Do Sarycji lecieli tą samą trasą. Wszyscy spędzali czas w spokoju. Spokoju, który w najbliższym czasie, mógłby zostać odepchnięty na dalszy plan. Najbliższy czas niepokoju, zwiastowały czarne chmury, które co jakiś czas pojawiały się nad stolicą Sarycji.
- Lądujemy!!! – krzyknął Kurtis, by wszyscy mogli się przygotować. Powoli zaczęli przygotowywać się do wejścia na przystań. Gdy byli już wystarczająco blisko mogli zobaczyć stojących ludzi, którzy wyraźnie na nich czekali.
- Ktoś będzie miał kłopoty. – Szepnął Musica, patrząc na schowaną księżniczkę.- Nie chowaj się.
- Ja się nie chowam … to… kamuflaż – wyjaśniła, mówiąc niewiarygodne wytłumaczenie
- Córeczko!!! – wszyscy usłyszeli rozpaczliwe wołanie króla … nie. Przede wszystkim wołanie ojca, który ze strachu przed utratą córki codziennie wyglądał, czy przypadkiem nie wróciła.
- Tatusiu!!! – pod wpływem impulsu wstała i zaczęła ze łzami w oczach, machać w jego stronę. Kiedy statek zacumował, wyskoczyła z pokładu i ruszyła w stronę ojca, by rzucić się mu w ramiona. – Kocham cię.
- Ja ciebie też. – Pocałował ją w policzek – Gdzie ty byłaś?
- Robiła za pasażera na gapę – wyjaśnił Musica - Zaopiekowaliśmy się tą zołzą i obiecuję, że taka sytuacji nigdy się nie powtórzy.
- Ale ja… - chciała zaprzeczyć, ale ostry wzrok króla, Musici i Komui’a sprawiły, że skuliła się w kącie i zamilkła.
- I co? Zdobyliście broń? – z uśmiechem na twarzy podszedł do nich książę.
- Zdobyliśmy i się okazało, że Musica jest tym szczęśliwcem. – Do rozmowy dołączyła się Lucy, która w podskokach zaczęła podchodzić do zgromadzenia ludzi.
- To cudownie. Brawo! – Ustan podrapał się po głowie. – A teraz zapraszam do … - zaczął prowadzić wszystkich, w miejsce, w którym wszyscy chcieli się znaleźć.
Złote wrota otwierały drogę do jadalni, pośrodku której stał nakryty stół, wyłożony po same brzegi jedzeniem. Król wystąpił przed podróżników i z uśmiechem na twarzy rzekł:
- Przebyliście długą drogę, więc teraz jedzcie i pijcie, aż do samego rana.
- A dzieci róbcie z przerwach. – Amelia podniosła kieliszek do góry.  Wszyscy zamilkli.
- Hahhahahaha. – Ciszę przerwał niespodziewany śmiech Lucy – Ona już się nie zmieni.
- Fakt – zgodził się z nią Natsu. – Ale w tej chwili wolę jeść niż rozmawiać o zboczonych myślach Amelii… A, więc… - rzucił się na jedzenie. Obok niego zaraz znalazł się Musica pałaszując razem z nim potrawy. Nagle ich dłonie stuknęły się, gdy oboje sięgnęli po dorodny kawałek wieprzowiny. Zaczęli patrzeć na siebie wilkiem. Jeden nie chciał odstąpić drugiemu. Spojrzeli z powrotem na talerz.
- Gdzie jest mięsko!? – krzyknęli równocześnie. Zaczęli szukać wokół siebie zguby. Zauważyli Lucy, która zaczęła już jeść kawałek mięsa. – ZŁODZIEJKA.
- Nie złodziejka, tylko twoja żonka. – Puściła oczko w stronę Natsu, który od razu się zarumienił i zaczął szukać czegoś innego do spałaszowania.  
- No, a teraz wznieśmy toast – powiedział nowy głos.
- CO TU ROBISZ?! – krzyknęli biesiadnicy na widok Komui’a.
- Bawię się. – Odpowiedział spokojnie, a następnie podszedł i każdemu z osobna nalał do kieliszka wina do pełna. – A, więc za podróż, za przygodę, za obecność naszych gołąbeczków i za przyszłość.
- Nie będziesz dobrym królem. Nie umiesz przemawiać – skomentowała Amelia. – Ale życzenia mogą być! – wszyscy podnieśli kieliszki do góry.
- Za nas! – krzyknęli wszyscy równocześnie.
            Balanga trwała do białego rana. Wszyscy bawili się, jedli, krzyczeli, uśmiechali się. Jeszcze parę miesięcy temu Natsu i Lucy nie sądzili, że mogą być tak szczęśliwi. Teraz ich przyszłość niosła ze sobą nadzieję, która pozwalała im iść dalej.
            O poranku młode małżeństwo opuściło, jeszcze śpiących, towarzyszy. Trzymając się za ręce, postanowili pójść w miejsce, które było dla nich szczególnie ważne. Do katedry. Szli powoli, w ciszy, po Sarycyjskich ulicach, które o tych godzinach były jeszcze puste.
- To teraz płyniemy do Krainy Żywiołów? – niespodziewanie odezwał się Natsu.
- Tak… Ciekawe, czy tam naprawdę jest tak pięknie jak mówią? – założyła włosy za ucho, a potem lekko uśmiechnęła się.
- Na pewno będzie cudownie, bo razem tam … lecimy? Hi, hi – zaśmiał się cicho. 
- Co cię tak bawi? – niespodziewanie pocałował Lucy w policzek.
- Będziemy lecieć tam całe siedem miesięcy. – szepnął jej na ucho.
- Co?! Aż tyle?! – krzyknęła na głos. – Co będziemy robić przez ten czas?
- Ja będę nadal się uczył, będziemy ćwiczyć używanie broni i szlifować nasze małżeństwo… - zaczął rozglądać się dookoła, by tylko nie natknąć się na wzrok Lucy
- Szlifować? – powtórzyła, będąc zdziwiona, że chłopak użył takiego słowa.
- Póki co jesteśmy nieoszlifowanym diamentem, a wiesz jak one wyglądają. Po obróbce … może naprawdę nasze małżeństwo będzie piękne? – oboje spletli swoje dłonie.
- A chcesz?
- No wiesz… muszę cię jakoś znosić. – Nie musiał czekać długo, by oberwać w prawy bok. – Auu! To bolało.
- I miało boleć! – puściła jego rękę i pognała do katedry.
- Zabawne…- od razu ruszył za nią. Biegli aż znaleźli się tuż obok tabliczek z imionami osób, które brały tu ślub.
- Nasza. – Wskazała na nią Lucy. – A tu … twoich rodziców. – Pokazała na pierwszą tabliczkę.
- Natsu i Lucy … przekleństwo? – szybko przyjął pozycję obronną, lecz ku jego zdziwieniu nic się nie stało.
- Może i tak? – zapytała samą siebie dziewczyna. – Może dowiemy się czegoś na kolejnej wyprawie?
- Może… - Natsu wziął ją za rękę i oboje poszli się przygotowywać do kolejnej przygody.

***

            Wieczorem, gdy już wszyscy byli gotowi, Natsu i Lucy stali jeszcze na lądzie rozmawiając z Amelią, która przechodziła okres buntu i nie chciała zostać sama w pałacu.
- Lecę z wami!!! – cały czas wykrzykiwała. Najprawdopodobniej udałoby jej się dostać potajemnie na statek, tak jak to zrobiła poprzednim razem, ale siedziała przywiązana grubą liną do słupa. – Wypuście mnie!!!! – wciąż wrzeszczała. – To jest niehumanitarne, wy barbarzyńcy!!!
- Ach ta Amelia… - westchnął król.- Może i dałbym jej polecieć, ale to podróż na całe siedem miesięcy. Ona zdąży was wymęczyć zanim dotrzecie.
- Takie małe, a takie wredne… - Musica pochylił się nad związaną księżniczką.
- Jesteś za blisko niebezpieczeństwa – próbowała go ostrzec Lucy.
- Nic mi nie …
- Pamiętasz jej tajny kopniak? – po tych słowach kapitan odsunął się od dziewczyny
- Masz rację. – Zaczął kiwać głową.
- A właśnie! Udało ci się aktywować broń? – zapytał Natsu, gdy tylko sobie o tym przypomniał.
- Zgaduję, że ci chodzi, o użycie jej? – Musica zaczął się zastanawiać. – Jeszcze nie, ale to wszystko przez to, że trochę … hmmm…. Wolę srebro, a nie żelazo.
- Narzekasz… - Natsu zamknął na chwilę oczy. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Mogli tylko czekać. – Musimy odpływać…i to natychmiast!
- Dlaczego? – zdziwiła się Lucy.
- Fairy Tail tu idzie – powiedział cicho
- Że co?! – wrzasnęła Lucy. – Ale jak, dlaczego?!
- Sarycji stała się sławna, może przyszli tu z misją, a może ktoś ich wysłał, by sprawdzić, czy przypadkiem żyjemy… Nie wiem. – Jego wzrok był surowy. Wiedział, co musi zrobić, ale bał się, bardzo się bał.
- To wspaniale! – niespodziewanie krzyknął Musica – Możecie się z nimi spotkać.
- Nie mogą. – Spod ziemi wyrósł Komui.
- Dlaczego? -  do rozmowy przyłączyła się zdziwiona Amelia.
- Bo my jesteśmy martwi – odpowiedziało równocześnie małżeństwo.
- Nie mogą, bo mogli ich narazić na niebezpieczeństwo. – Książę popierał decyzję Natsu i Lucy. – Musicie szybko odlecieć. – Nikt się nie zastanawiał. Wszyscy szybko weszli na statek.
- Szybko! Uciekamy stąd! – rozkazał Musica. Odcumowali statek, włączyli silnik i polecieli w przestworza.
- Czy na pewno dobrze robimy? – zapytała Lucy, widząc w oddali znajome sylwetki.
- Na pewno. – Utwierdził ją w przekonaniu. – My jesteśmy martwi i nic nie zdoła nas przywrócić do życia. Tylko bardziej mnie interesuje, jak to możliwe, że tak szybko tu dotarli?
- Granica Merethe. – Do rozmowy dołączył się Musica – Jeśli liczyć od tego miejsca do Magnolii to ci zajmie miesiąc tradycyjną trasą. Jeśli weźmiesz pod uwagę Granicę Merethe to zajmuje ci dwa dni.
- Ale dlaczego…?
- Ta granica należy do Fiore i przekroczenie jej oznacza wypowiedzenie wojny … - wszyscy, nawet cała załoga była zdziwiona wyjaśnieniami Musici, który wiedział coś nie było udostępnione osobom z takiego statusu społecznego.
- Skąd to wiesz? – zapytała po chwili ciszy Lucy. – I ogólnie, o co z nią chodzi?
- Wiem to, ponieważ byłem tam kiedyś i o mało co nie rozpętałem wojny … - usiadł na podłodze, opierając się o barierkę. – Byłem strasznie głupi. Chciałem polecieć na „skróty”, ta pomyłka mogła kosztować wiele. Jak bardzo naraziłem ludzi…
- O co chodzi z tą granicą? – Natsu podszedł do niego.
- W pewnym momencie swego życia, miałem mieć wyprawę do Magnolii, ale że byłem trochę głupi i leniwy, chciałem polecieć na „skróty” i gdyby nie jakiś przypadkowy człowiek, przekroczyłbym tę linię. Wiem, że to musiał być mag, ale kto? Nie wiem. Ach! – westchnął ciężko – To jest takie pole minowe. Staniesz na minie i nie żyjesz.  Przekroczyć granicę, nie żyjesz. Tylko Fioryjczycy, czy Fiorianie… oj nieważne, mogą ją przekroczyć, a my musimy lecieć tam dookoła.
- Czyli stąd tutaj Fairy Tail…- Lucy spojrzała za burtę. Nie widziała już lądu, ale wiedziała, że gdzieś tam stoją jej przyjaciele, pełni nadziei, że zobaczą ICH.
- Lucy, my musi…- nie dała mu dokończyć. Palcem uciszyła go.
- Wiem o tym. – Próbowała przekonać swojego męża. – My nie możemy już nigdy więcej ich zobaczyć.
- Jakie… - nagle odezwał się, dotąd siedzący cicho Tamaki - … piękne!!! – krzyknął lejąc hektolitry łez na pokład.
- Jesteśmy w powietrzu, więc nie chcę zatonąć! – z całej siły Hughes uderzył go kluczem.
- Przestańcie! – wrzasnął Kurtis. – Musimy obrać kurs, więc nie mamy czasu na pierdoły.
- A czy to już nie zostało postanowione? – Lucy weszła przed niego – Lecimy do Krainy Żywiołów.
- Wy naprawdę zwariowaliście. – Hughes uśmiechnął się szeroko. – Wiecie, że to nie jest jakiś park rozrywki?
- Wiemy, ale musimy tam polecieć! – Natsu zaczął iść powoli w kierunku swojej kajuty. – Święte Bronie są nasze. – Wyjął z kieszeni zegarek. – Dawni wojownicy oddali życie, by ochronić ludzkość, więc my możemy pójść i się zabawić w Krainie Żywiołów?
- A jak znajdziemy tam tylko Y E T I? – Tamaki spojrzał na wszystkich przerażonym wzrokiem.
- TO wtedy zostawimy cię jako kolację. – Musica odwrócił się do niego plecami.
- NIEeeeeeeeeeee!!!! – blondyn krzyczał wyciągając dłoń w stronę kapitana. – Jesteście okrutni!
- Nie martw się. – Lucy podeszła do niego i kucnęła przy nim. – Ochronimy cię  – odpowiedziała nadzwyczaj słodko.
- Lucy…- szepnął cicho Tamaki – Zostań moją żonąąąąąąąą!!!!!! – rzucił się na przerażoną dziewczynę, jednak coś go zatrzymało. Jakiś cień złapał go za nogę, obrócił o 180 stopni i rzucił w stronę lewej burty.
- Wynocha od mojej żony! – wrzasnął zezłoszczony Natsu – Jejku, jaki on zboczony.
- Odzywa się pan niewinny – mruknęła pod nosem Lucy.
- No dobra! Czeka nas długa podróż, więc nie możemy się teraz kłócić. – Musica objął ich od tyłu równocześnie.
- Spadaj! – krzyknęli równocześnie ciskając chłopaka o ziemię. Dźwięk metalu zabrzęczał po całym statku.
- Aaaaaaaa!!! – wrzasnął niespodziewanie kapitan statku.
- Co? Znowu pająk? – zażartował sobie Natsu, który powoli zaczął się obracać w stronę Musici. – He?
- Co się ze mną stało? – całe ciało mężczyzny obrosło czarno-srebrną tarczą, pokrywającą każdy zakątek ciała.  – Czy to moc tego miecza? – lekko przekręcił głową, by spojrzeć na Świętą Broń.
- Normalnie, jak u Gajeela – skomentowała Lucy
- Czyli jak ją usunąć? – cisza. – Nikt nie wie?
- No ciężko odpowiedzieć na pytanie, jak anulować czyjąś magię. – Natsu podszedł do niego i zaczął go obstukiwać.
- No i co? – zapytał zniecierpliwiony kapitan.
- A … nic. Tak o sobie oglądałem. – Musica załamał się, upadając na ziemię. – Ale ciesz się… - na chwilę odzyskał nadzieję. – Masz teraz jaja ze stali. Hihi. – Wszyscy, oprócz Musici i Lucy zaczęli się głośno śmiać.
- Głupki … - szepnęła tylko wchodząc do swojej kajuty.

***

            Przedstawiciele Fairy Tail, wysiedli z pociągu, który zawiózł ich prosto do stolicy Sarycji. Mieli przed sobą trudne zadanie do wykonania. Ich misją było sprawdzić, co tak naprawdę kieruje państwem i kim są słynni Święci Łowcy.
- Jak tu pięknie!!! – krzyknęła Levy widząc przepiękną dzwonnicę, sięgającą ponad wszelkie budynki w mieście.
- Nie podniecaj się  – skarcił ją Gajeel, który przechodził tuż obok niej.
- Głupek. Ciekawe, czy mają tu jakąś bibliotekę? – zaczęła się rozglądać dookoła.
- Przykro mi, ale nie mamy czasu. – Wypakowana, zadowolona i zmęczona, z pociągu wysiadła Erza Scarlet. – Idziemy! – rozkazała idąc przed szereg, który stworzył się samoistnie.
- A tak w ogóle, co my mamy tu robić? – odezwał się po chwili Gray.
- Juvia sądzi, że mamy poznać tożsamość Świętych Łowców. – Loxar kroczyła wiernie tuż obok swojego ukochanego, cały czas pilnując czy żadna z gapiów, nie porwie Fullbustera. – Ochronię Gray-sama! – postanowiła dziewczyna.
- Jejku … to robi wrażenie. – Niespodziewanie Levy przystanęła, a zaraz po niej zrobiła to cała reszta. Zobaczyli piękno królewskiego pałacu, który lśnił w słońcu, niczym największa gwiazda na niebie.
- Ciekawe, czy nas przyjmą? – zaczęła się zastanawiać Erza. – Przepraszam. – Złapała przypadkowego przechodnia, a następnie zaczęła go ciągnąć do grupy Fairy Tail. – Gdzie jest król?
- Najprawdopodobniej na przystani, właśnie odprowadza Świętych Łowców… - wyjaśnił bezbronny, przerażony człowiek. 
- Szybko do przystani!!! – rozkazała czerwonowłosa. To miejsce nie było żadną tajemnicą, było jednym z zarazem najbardziej widocznym i rozpoznawalnych punktów w stolicy Sarycji. – Czekajcie!!! – krzyknęła, stawiając nogę na drewnianej powierzchni.
- Polecieli – stwierdziła Levy, widząc statek powietrzny pędzący w nieznanym im kierunki.
- Witam. – Podszedł do nich, starszy, uśmiechnięty mężczyzna, mający koronę na głowie. – Czym mogę służyć?
- Wwwwasza wysokość?! – krzyknęła cała grupka ludzi.
- Tak? – zapytał ponownie.
- Czy tym statkiem polecieli Święci Łowcy? – Levy zdobyła się na odwagę, by zapytać się.
- Tak, a co? – Ustan wiedział, że musi się jakoś ich pozbyć.
- A kiedy wrócą? – Gray podszedł bliżej.
- Za jakiś rok, może więcej? To bardzo długa wyprawa. A teraz przepraszam, mam obowiązki. A wam radzę wrócić do swojego kraju i powiedzieć, że nikogo nie spotkaliście – rozkazał ostrym tonem król.
- A zna ich wasza wysokość? – Gajeel zdobył się na ostatnie pytanie.
- Oczywiście, że tak. Chłopak to mój kuzyn, od strony mojej świętej pamięci żony. Dziewczyna to jego żona, którą poślubił ok. … pół roku temu. Natomiast trzecia osoba, to stały pracownik, a co?
- Nic! – odpowiedzieli wszyscy równocześnie odwracając się i odchodząc na najbliższy pociąg.
- Tym, co przyjechaliśmy, tym wrócimy… - podsumowała Levy
- Ale jedną rzecz wiemy … - odezwała się nagle Erza. – To nie nasi Natsu i Lucy …

Ciąg dalszy nastąpi w rozdziale 26 „Kraina”  


PROSZĘ PRZECZYTAJ!!! 
Drogi czytelniku
Nawet jeśli blog będzie zakończony proszę cię drogi czytelniku SKOMENTUJ, jak chcesz pójdź na inne moje BLOGI, POLUB moją stronę, albo naciśnij OBSERWACJĘ :)

9 komentarzy:

  1. Dlaczego tak szybko się poddali? ;-; Jakby tylko poszli jeszcze, np. pozwiedzać to miasto.. jakby poszli zobaczyć kościół... Ale nie, oni mają wracać i już :( Chociaż.. jednak wole, żeby dowiedzieli się o wszystkim później :D
    Zapowiada się dłuuga podróż, ciekawa jestem, czy kogoś interesującego spotkają w tej Krainie Żywiołów ^.^ Cierpliwie czekam na kolejny rozdział, który zapowiada się co najmniej ciekawie :) Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział, który wydaje się być wprowadzeniem do czegoś ,,większego" ;) Amelia świetna jak zawsze, Musica tak samo no i oczywiście NaLu :* Liczę, że w następnym rozdziale będzie ich jeszcze więcej!
    Smutno mi z powodu Fairy Tail... Jakoś nie wierzę, żeby już mieli się nigdy nie spotkać, ale mimo wszystko to było smutneee :'(
    Czekam na następne rozdziały i życzę powodzenia w pisaniu ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNY ROZDZIAŁ!!! DAWAJ MI NASTĘPNY!!! Poryczałam się z nadzieją, że ich zobaczą, a tu... nie ma ich! Kiedy następny? Może to nurtujące pytanie, ale nie mogę się doczekać kolejnego T_T
    Pozdrawiam i przesyłam wene. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mi się smutno zrobiło jak oni odlecieli ;___;
    Ja chcę żeby oni się spotkali, nooo :c
    Tym bardziej, że byli tak blisko!
    No, ale nic ;__;
    Fajny rozdział i czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej no czemu w takim momencie skończyłaś ;_; A tak poza tym super rozdział ! Czekam z niecierpliwością na kolejny !

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział ^^
    Wybacz że komentuje tak późno :3
    Ale są wakacje xD
    Pozdrawiam i czekam na nexta ( Zakończyć w takim momencie... -_- ) xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział ekstra!! Mam nadzieje, że wena cię nie opuści, a właśnie zastanawia mnie moc Natsu... To on cieniem włada?? No cóż nie mogę doczekać się reszty! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Elo! Tu znowu ja ;)
    Jestem zawiedziona, że Fairy Tail tak szybko się poddało :S No, ale widocznie to było im pisane w twoim opowiadaniu.
    Znalazłam albo dwa albo jeden błąd, ale nie pamiętam już gdzie.
    Jejku jak ja lubię czytać ,,kłótnie" całej załogi Musici :3
    Amelia x Musica to mój nowy ulubiony paring <3 Oni są boscy *u*
    Coż mogę więcej dodać? Chyba tylko to, że idę czytać dalej xD
    Pozdrawiam i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędów to 100% troszkę jest :)
      Dziękuję za komentarz

      Usuń

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)