Sądził,
że umarł, a jednak słyszał nad sobą głos zmartwionych przyjaciół.
A
więc żyją, myślał,
z trudem otwierając oczy. Czuł, że łeb mu pęka, a cała skóra jest lepka od potu.
Zimne kamienie, na których najprawdopodobniej leżał, jeszcze bardziej podsycały
uczucie strachu i niepewności. Nie wiedział, co się z nim działo, ani gdzie się
znajdował, ale na pewno to nie był pięciogwiazdkowy hotel.
Słysząc
dźwięk metalowych okuć, powoli podniósł się, dając tym samym znać towarzyszom,
że nic mu nie jest.
Podniósł
dłoń i dotknął mokrych od krwi włosów. Syknął, po czym spojrzał na kajdanki,
oplatające jego kostki, które były przytwierdzone do ściany.
—
Gdzie my jesteśmy? — zapytał w końcu. — Co tu się wyprawia?
—
Nie wiem, ale… — odezwał się Kurtis, rozglądając wokół pomieszczenia — wygląda
mi to na lochy.
—
Lochy? — powtórzył pytająco Musica. Teraz miał dowód, że zaproszenie było
jedynie pretekstem, by wpędził ich w pułapkę. Nie znał myśli właścicieli, ale
mógł być pewien, że zakuwając w ich kajdany nie chcieli zaświadczyć o swojej
gościnności. Lecz teraz nie był czas na rozmyślanie nad przeszłością. Musieli
wydostać się z tego miejsca za wszelką cenę.
Nie
minęło nawet kilka sekund nim zrozumiał, że kogoś brakuje. Myśląc, że tylko mu
się wydaje, zaczął liczyć z każdego z osobna, lecz oczy go nie myliły.
— A
gdzie Natsu i Lucy? — spytał łamiącym się głosem.
—
Tu ich nie ma — odpowiedział Kurtis.
***
Nie
miał bladego pojęcia, co się przed chwilą wydarzyło. Najpierw był z Lucy i
oczekiwał na niechybną śmierć, a sekundę później leciał na zjeżdżalni trafiając
do mrocznego pokoju, z którego nie było właściwie wyjścia.
Otoczony
starymi księgozbiorami spoglądał na okładki książek, próbując odczytać napisy,
co skutkowało jedynie zawrotami głowy. Nigdy nie był dobry w myśleniu, lecz tym
razem nic nie było w stanie go zmusić, by pojąć tekst zapisany w obcym języku.
Pozostawiając
za sobą wiedzę, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, szukając ewentualnej
drogi ucieczki, która póki co nie istniała.
—
To jest bez sensu — mówił. — Może jest tu gdzieś ukryte przejście?
Wyjmując
kolejne wolumina, rzucał je na sam środek placu, nie przejmując się ich
wartością. Miał teraz dużo ważniejsze sprawy na głowie i owe książki były
ostatnie na liście do zmartwiania się.
W
pewnym momencie poczuł lekki powiew powietrza. Zaintrygowany spojrzał za
siebie. Zaskoczony pokręcił głową, nie wierząc w obraz, który był przez jego
oczyma. Już nie było przed nim szaf z księgami, tylko pusty, długi korytarz,
który aż prosił, by do niego wejść.
Nie
mając zamiaru się nie słuchać, natychmiast podążył przed siebie, co było dla
niego jedynie zgubną decyzją.
***
Mijały
kolejne minuty, a dwójka nowych towarzyszy nadal się nie zjawiała. Zmartwiony
mężczyzna, patrząc na pozostałych druhów bał się myśleć o najgorszym.
W
oddali usłyszał dość donośne chrapanie, które wyrwało go ze stanu zamartwiania
się. Wątpliwym wzrokiem spojrzał na koniec więzienia wraz z resztą mężczyzn.
Ich
oczom ukazał się słodko śpiący Tamaki ubrany w dość ciepłą pidżamkę w misie z
czapką w te same wzorki. Niewinnie pochrapywał, nawet nie wiedząc co się dzieje
wokół niego. Lecz to wywołało istny strach u pozostałych załogantów, którzy
znajdowali się daleko od niego.
Jego
głowa spoczywała na twardej kości udowej truposza, z którego pozostał jedynie
sam szkielet. Przytwierdzony kajdankami do ściany, smętnie wbijał wzrok w
podłoże, sugerując więźniom, że ich także czeka taki los.
—
Na serio? — zapytał w końcu Kurtis, którego również zdziwiła ta niecodzienna
sytuacja.
—
Najwyraźniej — odparł Musica, kiwając głową.
Bez
możliwości ucieczki, z przyjacielem—kościotrupem i śpiącym Tamaki’m… idealnie
zapowiadała się kolejna przygoda, które mogła być dla nich także ostatnią.
Kapitan
statku miał już dosyć.
Dość
mocno szamocąc się, próbował wydostać się z dość silnego uścisku, lecz nawet
jego umięśnione ręce nie dawały sobie rady z metalowymi okuciami.
Westchnął
i po raz kolejny podjął próbę ucieczki, także nieudaną.
—
Może ja pomogę? — Jak gdyby nigdy nic podszedł do niego Kurtis, wkładając do
zamka malutką szpilkę. Po kilku sprawnych ruchach nadgarstka, kajdanki puściły,
swobodnie opadając na podłogę.
—
Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? — syknął Musica, mając największą ochotę zatłuc
swojego przyjaciela.
Ten
tylko wzruszył ramionami i wrócił na swoje miejsce, kiedy reszta załogantów
błagalnym tonem zaczęła krzyczeć, by ich także uwolnił.
Niespodziewanie
usłyszeli głębokie ziewnięcie. Ich wzroki skierowały się w stronę pana
kościotrupa, wyczekując z utęsknieniem reakcji Tamaki’ego na nowy widok.
Jednak
chłopak, jakby niezorientowany, niepewnie podniósł się, rozglądając
równocześnie w około. Przecierając zaspane oczy, czuł się dość dziwnie. Plecy
go bolały, przenikające zimno dochodziło aż do samych kości, a na policzku czuł
specyficzne wgniecenie.
—
Co tu robicie? — zapytał, gdy dostrzegł powstrzymujących się od śmiechu
kolegów.
Dopiero
w momencie, gdy ktoś mu wskazał palcem na nowego towarzysza, zapiszczał jak
baba, próbując wydostać się z klatki. Lecz będąc także przytwierdzonym do
ściany, mógł tylko dostarczać nowej rozrywki, której wynik w postaci śmiechu
roznosił się po całym pomieszczeniu.
—
Zabierzcie to, zabierzcie to!!! — wrzeszczał, goniąc w stronę wyjścia, choć w
rzeczywistości wciąż stał w miejscu. — Przestańcie się śmiać! — Zrezygnowały
upadł na ziemię, powtarzając, że chce już do domu. Odrzucony i wyśmiewany
zrozumiał, że może liczyć jedynie na ratunek ze strony Lucy, która jako jedyna
traktowała go na poważnie.
Mając
największą ochotę płakać, osunął się na twardą skałę, kuląc się w pozycji
płodowej.
—
Oj, to były tylko żarty — rzekł Hughes, zauważając, że trochę przesadzili.
—
Rozumiem — odburknął blondyn, mając wrażenie, że w tym co się dzieje, jest coś
niezwykłego. I nie miało to związku ani z tajemniczymi porwaniami, ani samą
rezydencją.
***
Minęło
już tak wiele czasu od wydarzeń, w których centrum byli ich towarzysze. Jednak
nikt nie mógł nadal się pogodzić ze śmiercią członków ich rodziny, którzy
okazali się zwykłymi mordercami.
Członkowie
Rady Magicznej ukazali im dowód, który rozwiewał wszelkie wątpliwości, choć
nawet po jego ujrzeniu, nikt nie potrafił szczerze powiedzieć „Oni byli winni”.
W
pewnym momencie po prostu woleli zapomnieć. Pierwszy miesiąc był dla wszystkich
wystarczająco ciężki. Prześladowania, przesłuchania, niechciane wspomnienia o
Natsu i Lucy, a także ta upartość niektórych magów, którzy nie potrafili
pogodzić się z tym, co się stało.
Kiedy
jednak czas mijał, symboliczne groby zostały wzniesione, a każdy z osobna
inaczej sobie z tym radził, powrócili do dawnego trybu życia, choć byli i tacy,
którym przychodziło to z dużo większym trudem, gdy już inni wbili się w ten
tryb codzienności.
Happy,
w zasadzie najlepszy przyjaciel i niemal syn Natsu, smutnym wzrokiem otaczał
najmniejsze przedmioty, które zostały w ich wspólnym domu. Często przychodził
do wynajętego mieszkania Lucy, gdzie w piwnicy właścicielka trzymała jej
rzeczy, i czytał listy, które pisała do zmarłej matki. Ze łzami stał przy ich
grobie, mogąc liczyć na wsparcie Carli i Liliego, którzy obiecali mu, że
zapewnią mu dom, gdy ten prawdziwy stracił.
Pod
koniec wiosny, gdy już dni stawały się coraz cieplejsze, a zleceń zdawało
nieustannie przybywać, każdy zaczął zajmować się swoimi sprawami, niechętnie
nawet wspominając o zmarłych przyjaciołach. Ci, którzy jeszcze chodzili na
grób, o nic ich nie oskarżali. Dobrze rozumieli ich podejście. Gdyby sami mieli
także taką możliwość, również odepchnęliby w najdalsze zakątki umysłu pamięć o
Natsu i Lucy.
Kiedy
dzień zdawał się chylić ku końcowi, gorejące promienie słonecznie oślepiały
sylwetkę białowłosej dziewczyny, stojącej nad dwoma nagrobkami, trzymającej w
ramionach bukiet przepięknych, białych lilii.
Jej
łzy spływały po jej zimnych policzkach, skapując prosto na kamienne płyty,
które miała przed sobą.
Niespodziewanie
upadła na podłogę, uderzając kolanami o miękką trawę. Opuściła wiązankę i
zakryła twarz dłońmi.
Pamiętała,
jak wiele ją łączyło z Natsu. Teraz rozumiała, jak on musiał się czuć, gdy
usłyszał o jej śmierci. Pragnęła tak jak on wtedy znaleźć kogoś, kto pomógłby
jej wszystko przetrawić, lecz teraz marzyła jedynie o oczyszczeniu dobrego
imienia przyjaciół.
—
Nawet nie wiecie, jak wiele się zmieniło — zaczęło cicho. — Wprowadziliście
niezły chaos do gildii. — Zaśmiała się. — Gray wreszcie dał szansę Juvii i
obecnie są parą, choć nadal idiotycznie się zachowują i daleko im od bycia
ukochanymi. — Przetarła twarz, po czym usiadła na ziemi, przyciągając kolana do
piersi. — Szykujemy się powoli do kolejnej edycji Turnieju, choć bez was pewnie
będzie trochę nudno i przede wszystkim cicho. Erza też odeszła. — Nagle
zmieniła temat. — Postanowiła dołączyć do Jellala, choć ten niezbyt chętnie na
to przystał. W zasadzie zmusiła go do tego. Przecież wiecie jaka jest. — Wzięła
głęboki wdech. — Levy i Gajeel planują ślub. Wszyscy się z nich nabijają, by
wymyślili jakąś historyjkę dla dzieci, jak się poznali, bo pierwotna wersja
może ich tylko wystraszyć. A inni? A inni jakoś sobie powoli żyją. Ja chciałam
oczywiście oczyścić wasze imię, ale nie udało mi się. Nie mam żadnych dowodów.
Rada Magiczna posiada film, na którym mordujecie jakiegoś człowieka. Niby to
jest Święty Mag, ale ja go ani nie znałam, ani o nim nie słyszałam, a jednak
był kimś ważnym. Nie wierzę w to, co zobaczyłam. Ktoś na pewno próbował was
wrobić i będę o tym święcie przekonana do końca swych dni, ale proszę was… —
załkała — jeśli żyjecie, odezwijcie się. Błagam was…
Dotknęła
chłodną dłonią nagrobków, po czym wstała i odeszła.
Z
oddali zobaczyła zbliżające się Happy’ego, który, jak co dzień, odwiedzał
bliskich. Zawsze się mijali o tej samej porze, ale do tego momentu nie
potrafili wspólnie usiąść i pomodlić się do ukochanych. Jeszcze było za
wcześnie.
Co za świetny rozdział..? Lucy wkracza do akcji, normalnie będzie jatka jak ta lala. Czekam na next. Przesyłam Ci swoją wenę, która dzisiaj aż ze mnie wypływa. :) Powodzenia Kochana :*
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań ;)
UsuńJuż się przestraszyłam, że nie zauważyłam nowego rozdziału. A to dzisiaj jest 14 :D * głupia ja * Podoba mi się podejście Lucy na sam koniec rozdziału, taka wiara w moc z niej płynęła, że potrafiłam sobie wyobrazić te scenę bardzo wyraźnie ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na next i pozdrawiam!
W zasadzie to od wczoraj był już rozdział...
UsuńNo, na Lucy w końcu wiara musi spaść. Wiele razy jeszcze się podnosić i upadać, ale musi w końcu coś osiągnąć!
Dzięki ;)
niech zgadnę tajemnicz ciemność jest kochankiem wiedzmy. rany sama juz nie weim czy ja lubie czy nie. jest wredna i okrutna a jednak moze ma ku tenu powody
OdpowiedzUsuń