24 marca 2017

Rozdział 38

Słodka woń świeżych kwiatów roznosiła się po całym sanktuarium krwi, w którym znajdowała się Wiosna Narodów, Zbawicielka Wybranych i Morderca Wszystkich, Wiedźma Wymiarów…
Ubrana w cienką koszulę nocną, która przylegała do jej nagiej, mlecznej skóry o bladym kolorze, który w pierwszej chwili przynosił myśli na temat śmierci. Z zebranymi włosami w kilka, dużych koków leżała wygodnie na czerwonym fotelu, spoglądając na taflę wody, znajdującą się w ogromnej misie. Na jej powierzchni unosiła się niewielka strużka krwi, tworząca krąg, w środku którego pojawiał się co chwilę obraz bądź scena z życia Lucy Dragon.
— Biedna dziewczyna — szepnęła kobieta.
Uniosła dłoń, tworząc wokół niej czarny dym, który po opadnięciu wyłonił kielich z krwawym winem. Kobieta przystawiła naczynie do ust i zaczerpnęła z niego łyk napoju, rozkoszując się jego słodko—kwaśnym smakiem.
Pełna zadumy i swego rodzaju satysfakcji spojrzała w stronę naczynia, wybierając konkretne sceny z podróży Lucy i Natsu na Trzeci Kontynent. Nie zatrzymując się przy mało znaczących scenach, nagle natrafiła na moment rozmowy Lucy z Tamakim. Kobieta uśmiechnęła się i rzuciła kielichem w misę, rozchlapując wokół wodę zmieszaną z winem i krwią.
— Spotykają się dwa dzieciątka. Jedno zna swe przeznaczenie, a drugie żyje w nieświadomości jutra! — wykrzyknęła donośnie Wiedźma Wymiarów, powstając.
Ruszając przed siebie, powabnie doszła do wielkiej kuli z trzymanymi w niej duszami. Śmiejąc się, wtuliła się w naczynie, nucąc pod nosem cichą melodię. Nagle osunęła się na ziemię, dotykając nagimi ramionami o kamienną posadzę. Przyciągnęła kolana do piersi i załkała.
— Lucy, Natsu, Tamaki, Kurtis, Eric, Komui… i wielu, wielu, wielu innych jest połączonych nieprzerwaną nicią przeznaczenia — szepnęła. — Tak jak ja i wielu, wielu, wielu innych. Może jeśli ta historia zakończy się dobrze, to ja również zakończę swą opowieść.
— Od dawna ci to proponowałem — odpowiedział głos z oddali.
Kobieta podniosła się i spojrzała na mężczyznę stojącego w drzwiach. Posłała mu ciepły, dziecięcy uśmiech, po czym powstała i ruszyła w jego stronę, by rzucić się prosto w jego silne, umięśnione ramiona i rzec:
— Tak!

***

Minęło dopiero kilka dni od wyruszenia w kolejną podróż, a już pierwsze oznaki osamotnienia zaczęły docierać do biednej, porzuconej Lucy, która została pozostawiona na łaskę przyglądania się treningowi męża.
Natsu posiadł Świętą Broń, co zobowiązało go do zdobycia jej mocy. Choć nigdy wcześniej nie władał żywiołem wiatru, teraz jego przeznaczeniem było nauczyć się spuścizny po wielkiej wojowniczce. Jednak od początku nikt nie zadał sobie pytania, dlaczego Lucy także nie powinna ćwiczyć. Jako jedyna posiadała już dwie bronie, lecz ich bezużyteczność podczas walki i krwawe szaleństwo, które pamiętała z walki z pustyni, sprawiło, iż strach nawet nie pozwalał jej dopominać się o swoje. Wolała siedzieć w kącie i sprawdzić się w roli obserwatora i wsparcia dla Natsu, który tak ciężko pracował na szczęście dla ich obojga.
— Mogę się przysiąść? — zapytał niespodziewanie Tamaki, niosąc w dłoniach dwie szklanki z sokiem jabłkowym.
Dziewczyna odpowiedziała kiwnięciem głowy.
Nie czekając dłużej, Tamaki usiadł obok niej, podając jej równocześnie drugą ze szklanek.
— Dziękuję — powiedziała. — Ja…
— Nawet nie próbuj! — przerwał jej natychmiast chłopak. — Już wystarczająco jest mi ciebie żal, gdy patrzę jak jesteś bliska płaczu.
— Ja wcale…
— Nie, nie! — nie dał jej dokończyć ponownie. — Widzę, Lucy, co się z tobą dzieje. I rozumiem — dodał po kilku sekundach. — Może nie w takim sensie, w jakim myślisz, ale rozumiem. Nie mam czym się chwalić, odnośnie przeszłości, ale jest ona istotna. Byłem naprawdę lubianym dzieciakiem, przez co zawsze zaniedbywałem moją najlepszą przyjaciółkę z dzieciństwa. Czasami pytałem się, czy wszystko w porządku, czy mogę coś dla niej zrobić, a ona tylko odpowiadała, że nie. I w to wierzyłem. Aż przyszedł czas, w którym żałuję swoich decyzji. Nie chcę, by Natsu postąpił tak samo jak ja, ale wątpię, by dało się jeszcze zmienić jego postępowanie.
— To co mam zrobić? — zapytała łamiącym się głosem dziewczyna.
— A bo ja wiem? — Chłopak wzruszył ramionami. — To ty nie umiesz podjąć decyzji, chociaż wiesz, co masz robić.
— Chciałabym trenować, ale… — zamilkła — … boję się, że znowu ta kobieta przejmie nade mną kontrolę — dokończyła ciszej.
Natsu i Musica mogli być świadkami jej szału, ale nigdy wcześniej nikomu nie zwierzyła się ze swoich obaw. Po części była wdzięczna Tamaki’emu, że był przy niej w tak ciężkiej chwili, lecz nie mogła uwierzyć, że ze wszystkich bliskich jej osób wybrała właśnie jego. Nawet zbyt dobrze nie zdążyła poznać chłopaka, a jednak to przy nim zdecydowała się zrzucić ciężki balast, który tkwił na jej sercu.
— Jeśli boisz się odpowiedzialności, jaką niesie za sobą moc, to wiedz, że nigdy nie zdobędziesz upragnionej potęgi — rzekł cicho Tamaki. — Moc jest to dar i przekleństwo w jednym. Niezależnie od tego, jakie są nasze umiejętności, to brzemię istnieje. Istnieje i będzie się potęgować wraz z doświadczeniem, jakie będziesz nabywać. Jeśli chcesz się teraz poddać, to mogę odejść i dać ci patrzeć na Natsu. Ale jeśli czujesz, że jesteś w stanie unieść ten ciężar, to wstań i pokonaj demona, którego się boisz.
— Ja prawie zabiłam przeciwnika w tamtej jaskini, boję się, że…
— Śmierć jest nieustępliwą towarzyszką wojownika, Lucy.
Tamaki uniósł dłoń i pogładził jej jasne włosy, posyłając dziewczynie szczery, ciepły uśmiech. Pełen troski ujął jej dłoń i splótł ich palce, szepcząc:
— Nikt nam nie pomoże być tym, kim chcemy być. Jakby nie patrzeć, to my sami decydujemy o swoim losie.
— A przeznaczenie? — Zaśmiała się. — Nie wierzę, że nikt nie obserwuje moich poczynań i nie kieruje moim życiem.
Ufała swym słowom. Zbyt wiele przeżyła, by teraz stwierdzić, iż wszystko wydarzyło się z jej własnej woli. Jeśli słowa Tamakiego były prawdziwe, uzyskałaby sens, aby walczyć o swoje. Ale gdyby się mylił, po raz kolejny straciłaby wiarę w siebie.
— Jeśli chcesz skręcić w prawo, nikt ci nie rozkaże skręcić w lewo — odpowiedział spokojnie.
— Jednak ktoś może pokierować moim życiem tak, że zdecyduję się skręcić w lewo — rzekła, wychodząc naprzeciw jego teorii.
— To wtedy nadal będziesz tą, która zdecydowała o wybraniu lewej strony.
Chłopak wstał i odszedł od Lucy, pozostawiając ją samą. Siedząc na brzegu pokładu zastanawiała się jeszcze przez moment nad sensem stwierdzenia załoganta. Pragnęła mu zaufać, jednak tak bardzo bała się porażki. Nie chciała nikogo więcej skrzywdzić, ale Tamaki mógł mieć rację. Śmierć zawsze towarzyszyła wojownikom, niezależnie czy tego chcieli, nie.
Lucy zamknęła oczy, wyobrażając sobie kształt i kolor tęczówek, jakie przybrany jej oczy, gdy kontrolę przejęła tajemnicza kobieta. Choć nigdy nie widziała swojego odbicia, czuła czerwień wydobywającą się z jej gałek. Krew wrzała, a naczynka wyznaczyły drogę prosto do serca. Skupiona ponad wszystkie czasy, przełknęła ślinę, będąc przekonaną, iż wie jaką ścieżką spróbuje podążyć.
Powstawała i odwróciła się w stronę czystego, letniego nieba, na którym jasnopomarańczowe pasma przecinały się wzdłuż horyzontu, ukazując z oddali ścieżkę od słońca. Patrząc na niezmieniający się krajobraz, wyobraziła sobie wizję, którą odkryła w trakcie pobytu w rezydencji. Choć wszystko ostatecznie okazało się być snem, udało jej się uzyskać władzę nad potworem, który w nim drzemał.
Nie jestem słaba, powtarzała w myślach, trzymając się stwierdzenia, że ma za kogo walczyć. Nikt już nie będzie ratował. Osłaniał ciałem, by uchronić przed atakiem. To ona będzie tą, która rzuci się na przeciwnika i bez żadnych przeszkód wygra bój, dumnie niosąc zwycięstwo na usta.
Położyła dłonie na barierce i uśmiechnęła się. Uniosła powieki i jeszcze raz spojrzała na niebo, lecz tym razem oczyma, którymi powinna od zawsze patrzeć. Wiatr muskał jej długie włosy, sprawiając, iż tańczyły radośnie, trzymając się stałego rytmu.
— Będę mapą, która ukaże ścieżkę przez nowy kontynent — obwieściła na głos.
Złote drobinki unosiły się wysoko przy chmurach, tworząc niewielkie skupiska magii. Wyglądające jak kłęby dymu, kumulowały się w miejscach, w których najprawdopodobniej energia była najpotężniejsza. Każdy punkt, mimo uderzeń statku, pozostawał niezmienny, jedynie przechodząc przez materie. Tylko ona sama czuła na sobie dotyk pyłku, który zdawał się przyczepiać na jej skórze. Widząc nową moc, uniosła dłoń wysoko ku niebu i powiedziała, jakby do samej magii:
— Witaj, przyjacielu…

2 komentarze:

  1. Dlaczego zamarła? Dlaczego ona zamarła?! Chciałabym to wiedzieć. Ciekawe co, lub kogo tam zobaczyła..
    Muszę czekać cierpliwie.. :(

    OdpowiedzUsuń

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)