Słodka
woń świeżych kwiatów roznosiła się po całym sanktuarium krwi, w którym
znajdowała się Wiosna Narodów, Zbawicielka Wybranych i Morderca Wszystkich,
Wiedźma Wymiarów…
Ubrana
w cienką koszulę nocną, która przylegała do jej nagiej, mlecznej skóry o bladym
kolorze, który w pierwszej chwili przynosił myśli na temat śmierci. Z zebranymi
włosami w kilka, dużych koków leżała wygodnie na czerwonym fotelu, spoglądając
na taflę wody, znajdującą się w ogromnej misie. Na jej powierzchni unosiła się
niewielka strużka krwi, tworząca krąg, w środku którego pojawiał się co chwilę
obraz bądź scena z życia Lucy Dragon.
—
Biedna dziewczyna — szepnęła kobieta.
Uniosła
dłoń, tworząc wokół niej czarny dym, który po opadnięciu wyłonił kielich z
krwawym winem. Kobieta przystawiła naczynie do ust i zaczerpnęła z niego łyk
napoju, rozkoszując się jego słodko—kwaśnym smakiem.
Pełna
zadumy i swego rodzaju satysfakcji spojrzała w stronę naczynia, wybierając
konkretne sceny z podróży Lucy i Natsu na Trzeci Kontynent. Nie zatrzymując się
przy mało znaczących scenach, nagle natrafiła na moment rozmowy Lucy z Tamakim.
Kobieta uśmiechnęła się i rzuciła kielichem w misę, rozchlapując wokół wodę
zmieszaną z winem i krwią.
—
Spotykają się dwa dzieciątka. Jedno zna swe przeznaczenie, a drugie żyje w
nieświadomości jutra! — wykrzyknęła donośnie Wiedźma Wymiarów, powstając.
Ruszając
przed siebie, powabnie doszła do wielkiej kuli z trzymanymi w niej duszami. Śmiejąc
się, wtuliła się w naczynie, nucąc pod nosem cichą melodię. Nagle osunęła się
na ziemię, dotykając nagimi ramionami o kamienną posadzę. Przyciągnęła kolana
do piersi i załkała.
—
Lucy, Natsu, Tamaki, Kurtis, Eric, Komui… i wielu, wielu, wielu innych jest
połączonych nieprzerwaną nicią przeznaczenia — szepnęła. — Tak jak ja i wielu,
wielu, wielu innych. Może jeśli ta historia zakończy się dobrze, to ja również
zakończę swą opowieść.
—
Od dawna ci to proponowałem — odpowiedział głos z oddali.
Kobieta
podniosła się i spojrzała na mężczyznę stojącego w drzwiach. Posłała mu ciepły,
dziecięcy uśmiech, po czym powstała i ruszyła w jego stronę, by rzucić się
prosto w jego silne, umięśnione ramiona i rzec:
—
Tak!
***
Minęło
dopiero kilka dni od wyruszenia w kolejną podróż, a już pierwsze oznaki
osamotnienia zaczęły docierać do biednej, porzuconej Lucy, która została
pozostawiona na łaskę przyglądania się treningowi męża.
Natsu
posiadł Świętą Broń, co zobowiązało go do zdobycia jej mocy. Choć nigdy
wcześniej nie władał żywiołem wiatru, teraz jego przeznaczeniem było nauczyć
się spuścizny po wielkiej wojowniczce. Jednak od początku nikt nie zadał sobie
pytania, dlaczego Lucy także nie powinna ćwiczyć. Jako jedyna posiadała już
dwie bronie, lecz ich bezużyteczność podczas walki i krwawe szaleństwo, które
pamiętała z walki z pustyni, sprawiło, iż strach nawet nie pozwalał jej
dopominać się o swoje. Wolała siedzieć w kącie i sprawdzić się w roli
obserwatora i wsparcia dla Natsu, który tak ciężko pracował na szczęście dla
ich obojga.
—
Mogę się przysiąść? — zapytał niespodziewanie Tamaki, niosąc w dłoniach dwie
szklanki z sokiem jabłkowym.
Dziewczyna
odpowiedziała kiwnięciem głowy.
Nie
czekając dłużej, Tamaki usiadł obok niej, podając jej równocześnie drugą ze
szklanek.
—
Dziękuję — powiedziała. — Ja…
—
Nawet nie próbuj! — przerwał jej natychmiast chłopak. — Już wystarczająco jest
mi ciebie żal, gdy patrzę jak jesteś bliska płaczu.
—
Ja wcale…
—
Nie, nie! — nie dał jej dokończyć ponownie. — Widzę, Lucy, co się z tobą dzieje.
I rozumiem — dodał po kilku sekundach. — Może nie w takim sensie, w jakim
myślisz, ale rozumiem. Nie mam czym się chwalić, odnośnie przeszłości, ale jest
ona istotna. Byłem naprawdę lubianym dzieciakiem, przez co zawsze zaniedbywałem
moją najlepszą przyjaciółkę z dzieciństwa. Czasami pytałem się, czy wszystko w
porządku, czy mogę coś dla niej zrobić, a ona tylko odpowiadała, że nie. I w to
wierzyłem. Aż przyszedł czas, w którym żałuję swoich decyzji. Nie chcę, by
Natsu postąpił tak samo jak ja, ale wątpię, by dało się jeszcze zmienić jego
postępowanie.
—
To co mam zrobić? — zapytała łamiącym się głosem dziewczyna.
— A
bo ja wiem? — Chłopak wzruszył ramionami. — To ty nie umiesz podjąć decyzji,
chociaż wiesz, co masz robić.
—
Chciałabym trenować, ale… — zamilkła — … boję się, że znowu ta kobieta przejmie
nade mną kontrolę — dokończyła ciszej.
Natsu
i Musica mogli być świadkami jej szału, ale nigdy wcześniej nikomu nie
zwierzyła się ze swoich obaw. Po części była wdzięczna Tamaki’emu, że był przy
niej w tak ciężkiej chwili, lecz nie mogła uwierzyć, że ze wszystkich bliskich
jej osób wybrała właśnie jego. Nawet zbyt dobrze nie zdążyła poznać chłopaka, a
jednak to przy nim zdecydowała się zrzucić ciężki balast, który tkwił na jej
sercu.
—
Jeśli boisz się odpowiedzialności, jaką niesie za sobą moc, to wiedz, że nigdy
nie zdobędziesz upragnionej potęgi — rzekł cicho Tamaki. — Moc jest to dar i
przekleństwo w jednym. Niezależnie od tego, jakie są nasze umiejętności, to
brzemię istnieje. Istnieje i będzie się potęgować wraz z doświadczeniem, jakie
będziesz nabywać. Jeśli chcesz się teraz poddać, to mogę odejść i dać ci
patrzeć na Natsu. Ale jeśli czujesz, że jesteś w stanie unieść ten ciężar, to
wstań i pokonaj demona, którego się boisz.
—
Ja prawie zabiłam przeciwnika w tamtej jaskini, boję się, że…
—
Śmierć jest nieustępliwą towarzyszką wojownika, Lucy.
Tamaki
uniósł dłoń i pogładził jej jasne włosy, posyłając dziewczynie szczery, ciepły
uśmiech. Pełen troski ujął jej dłoń i splótł ich palce, szepcząc:
—
Nikt nam nie pomoże być tym, kim chcemy być. Jakby nie patrzeć, to my sami
decydujemy o swoim losie.
— A
przeznaczenie? — Zaśmiała się. — Nie wierzę, że nikt nie obserwuje moich
poczynań i nie kieruje moim życiem.
Ufała
swym słowom. Zbyt wiele przeżyła, by teraz stwierdzić, iż wszystko wydarzyło
się z jej własnej woli. Jeśli słowa Tamakiego były prawdziwe, uzyskałaby sens,
aby walczyć o swoje. Ale gdyby się mylił, po raz kolejny straciłaby wiarę w
siebie.
—
Jeśli chcesz skręcić w prawo, nikt ci nie rozkaże skręcić w lewo — odpowiedział
spokojnie.
—
Jednak ktoś może pokierować moim życiem tak, że zdecyduję się skręcić w lewo —
rzekła, wychodząc naprzeciw jego teorii.
—
To wtedy nadal będziesz tą, która zdecydowała o wybraniu lewej strony.
Chłopak
wstał i odszedł od Lucy, pozostawiając ją samą. Siedząc na brzegu pokładu
zastanawiała się jeszcze przez moment nad sensem stwierdzenia załoganta.
Pragnęła mu zaufać, jednak tak bardzo bała się porażki. Nie chciała nikogo
więcej skrzywdzić, ale Tamaki mógł mieć rację. Śmierć zawsze towarzyszyła
wojownikom, niezależnie czy tego chcieli, nie.
Lucy
zamknęła oczy, wyobrażając sobie kształt i kolor tęczówek, jakie przybrany jej
oczy, gdy kontrolę przejęła tajemnicza kobieta. Choć nigdy nie widziała swojego
odbicia, czuła czerwień wydobywającą się z jej gałek. Krew wrzała, a naczynka
wyznaczyły drogę prosto do serca. Skupiona ponad wszystkie czasy, przełknęła
ślinę, będąc przekonaną, iż wie jaką ścieżką spróbuje podążyć.
Powstawała
i odwróciła się w stronę czystego, letniego nieba, na którym jasnopomarańczowe
pasma przecinały się wzdłuż horyzontu, ukazując z oddali ścieżkę od słońca.
Patrząc na niezmieniający się krajobraz, wyobraziła sobie wizję, którą odkryła
w trakcie pobytu w rezydencji. Choć wszystko ostatecznie okazało się być snem,
udało jej się uzyskać władzę nad potworem, który w nim drzemał.
Nie
jestem słaba,
powtarzała w myślach, trzymając się stwierdzenia, że ma za kogo walczyć. Nikt
już nie będzie ratował. Osłaniał ciałem, by uchronić przed atakiem. To ona
będzie tą, która rzuci się na przeciwnika i bez żadnych przeszkód wygra bój,
dumnie niosąc zwycięstwo na usta.
Położyła
dłonie na barierce i uśmiechnęła się. Uniosła powieki i jeszcze raz spojrzała
na niebo, lecz tym razem oczyma, którymi powinna od zawsze patrzeć. Wiatr
muskał jej długie włosy, sprawiając, iż tańczyły radośnie, trzymając się
stałego rytmu.
—
Będę mapą, która ukaże ścieżkę przez nowy kontynent — obwieściła na głos.
Złote
drobinki unosiły się wysoko przy chmurach, tworząc niewielkie skupiska magii.
Wyglądające jak kłęby dymu, kumulowały się w miejscach, w których
najprawdopodobniej energia była najpotężniejsza. Każdy punkt, mimo uderzeń
statku, pozostawał niezmienny, jedynie przechodząc przez materie. Tylko ona
sama czuła na sobie dotyk pyłku, który zdawał się przyczepiać na jej skórze.
Widząc nową moc, uniosła dłoń wysoko ku niebu i powiedziała, jakby do samej
magii:
—
Witaj, przyjacielu…
Dlaczego zamarła? Dlaczego ona zamarła?! Chciałabym to wiedzieć. Ciekawe co, lub kogo tam zobaczyła..
OdpowiedzUsuńMuszę czekać cierpliwie.. :(
Jutro rozdział się pojawi!
Usuń