Wzrok
mężczyzny podążył za odlatującym Natsu, który w pierwszych etapach swojej
podróży do celu starał się wzbić do możliwe najwyższego punktu. Żar niewątpliwie
był elementem, który sprawiał, że jakakolwiek próba podejścia bliżej kończyła
się fiaskiem. Musica miał również wrażenie, że im dłużej stoi w jednym miejscu,
tym temperatura podskakuje w zawrotnym tempie.
Odsunął
się od jeziora ognia i przykucnął, będąc pewnym, że trochę czasu zajmie mu
oczekiwanie na przyjaciela. W ciszy nawet błagał o jakiś znak od opryszków.
Krótka, ale konkretna bitewka, mogłaby być idealnym sposobem na zabicie nudy.
Krajobrazy nowego kontynentu nie dawały żadnej gwarancji na wymarzoną rozrywkę,
choć nie miał wątpliwości, iż kontakt magmą mógł rozerwać go na kawałki.
Westchnął
i spojrzał na siebie. Niekończąca się lodowa kraina ciągnęła się za jego
plecami. Śnieg prószył groźnie, niszcząc jakikolwiek widok na główną ścieżkę.
Linia, która dzieliła oba światy była istnym paradoksem. Jakby wymierzona od
linijki chroniła dwa przeciwne żywioły. Było to niecodzienne zjawisko, co
czyniło je równie widowiskowym. Ale ile można było się patrzeć w jeden punkt?
Musica
miał jeszcze nadzieję, że można przypadkowo dostrzec Lucy. Kobieta zniknęła pod
lodową skałą. Nie byli w stanie dotrzeć do miejsca, do którego wpadła, ani
szukać innego wejścia.
Do
jego uszu doszedł odgłos kroków. Raptownie odwrócił się, lecz ponownie niczego
nie zobaczył. Jednak doświadczenie podpowiadało jego ciału, by się ruszyło.
Więc powstał i ostrożnie zaczął stąpać po niebezpiecznym terenie, szukając
źródła dźwięku. Krok po kroku szedł między kolejnymi sklepieniami. Oczy nie
potrafiły odnaleźć niepożądanych, ale to wcale nie oznaczało, że ich tutaj nie
było.
—
Gdzie się chowacie? — spytał przyciszonym głosem.
Włosy
uniosły mu się nieznacznie. Na kartu poczuł znikomy zimny powiew wiatru. Niemal
nic dla niego nie znaczył, gdy nagle przeszył jego ciało promieniujący ból.
Wstrzymał oddech i spojrzał na prawy bok. Zacisnął szczękę, z trudem
wytrzymując rozszarpujące cierpienie. Sięgnął ręką i dotknął nią rączki ostrza,
które było wbite w prawą część jego ciała.
Zamknął
powieki, wierząc, że wytrzyma. Jednak były to tylko mrzonki. Upadł na kolano. W
ostatniej chwili podtrzymał ręką ciało, ratując je przed upadkiem.
—
Szlag! — przeklął. — Szlag! — powtórzył.
Karciło
go, by sięgnąć dłonią i wyjąć z mięśni ciało obce, lecz zdrowy rozsądek
podpowiadał, by tego nie czynić. Mógł tyko pogorszyć sytuację i skazać siebie
na niechybną śmierć.
Pozostało
mężczyźnie tylko czekać, aż Natsu łaskawie powróci z wycieczki po Świętą
Bronią. Nie narzekałby, gdyby okazało się, że ma właściwości lecznicze.
—
Spokojnie — usłyszał zimny głos dobiegający z okolic mroźnej krainy.
Pragnął
podnieść głowę i spojrzeć na wędrowca, który przed nim stał. Aczkolwiek mrok
ogarniał cały obraz, który miał przed sobą. Wcześniejsza czerwień przybierała
szarawych barw, a błękit zdawał się być pochłaniany przez mrok.
—
Nie wierć się — ponownie dotarł do niego głos, lecz i on z czasem przekształcił
się w brzęczenie.
Zamknął
oczy i oddał się w zimne ręce śmierci.
***
Furia
kipiała w sercu Lucy, nie potrafiąc znaleźć ujścia. Jeśli miały to być jedynie
przekomarzania ze strony przeciwnika, to wolała walczyć z nim bezpośredni niż
czekać, aż upora się z marę.
Jakby
nie spojrzała na tę scenę — Edward znikł. Pozostawiła go samego kilka miesięcy
temu na rzecz Natsu i załogi. Żałowała głęboko tego czynu, lecz skoro czasu nie
mogła cofnąć, to co mogło przynieść niepotrzebne użalanie się i poczucie winy?
Najprawdopodobniej nic.
Zacisnęła
dłonie w pięści i przesunęła się po lodzie, ostrożnie stawiając kroki. Lód był
zgubnym stanem wody, który w tej postaci stanowił większe zagrożenie niż sam
przeciwnik.
—
Ciebie tu nie ma — szepnęła.
Podeszła
bliżej mężczyzny, aż otarła się ramieniem o jego rękę. Poczuła promieniujące
ziemno z jego ciała. Zdumiona odskoczyła. I właśnie ten czyn uratował jej
życie. Była to tylko krótka migawka, lecz zdołała dostrzec niewielkie ostrze,
przelatujące tuż nad jej głową.
Napawana
lękiem uchyliła się i podskoczyła, zaraz lądując nieostrożnie na kawałku lodu.
Noga dziewczyny wygięła się niebezpiecznie i niebawem upadła na pośladki.
Zapiszczała, lecz nie miała czasu na składanie zażaleń. Wstała i sprawdziła
szybko, czy noga nie jest złamana; na szczęście nic się nie stało.
—
Kim jesteś? — spytała, przyjmując pozycję obronną.
—
La Pradley — zaczął mówić ciężkim głosem Edward — mnie tu… przysłał — wydusił z
siebie z wielkim trudem.
Mężczyzna
ruszył na Lucy, trzymając w obu dłoniach sztylety. Zamachnął się i przeciął
powietrze w miejscu, w którym jeszcze chwilę temu stała dziewczyna.
Nie
mam wyboru, pomyślała,
gdy powieki opadły jej. Zebrała magią wokół oczu i z impetem otwarła je. Z
czerwonych tęczówek wybuchło zaklęcie aktywujące prezent od Wiedźmy Wymiarów.
Uniosła ręce i spowiła je cieniutkimi nitkami, które stopniowo wzlatywać ku
górze.
—
Przepraszam — szepnęła i ruszyła ku przeciwnikowi.
Uderzyła
zaciśniętą dłonią w brzuch Edwarda, ale ten nie ruszył się nawet o krok.
Beznamiętnie cisnął sztylet w Lucy, choć wiedział, że bezproblemowo odparuje
atak. Zachowywał się jak marionetka, którą manipulował lalkarz z ogromnej
odległości. Nie mogła mieć pewności co do swojej racji, ale istniały pewne
dowody potwierdzające jej teorię. Nawet jeśli zadawała ciosy w
najdelikatniejsze miejsca na ciele, przeciwnik nawet się nie ruszał. Nie
odczuwał bólu, nie był w stanie samodzielnie egzystować, a jego puste
spojrzenie mówiło, iż jest to jedynie pusta skorupa.
—
Lucy — odezwał się niespodziewanie. — Ty. Zginąć. Nie. Musisz.
Jego
wypowiedź była całkowicie niezrozumiała dla kobiety. Pragnęła dowiedzieć się
więcej, gdy gwałtowanie Edward uniósł jeden ze sztyletów i wbił go prosto w
swoją pierś. Bez wydania nawet najmniejszego dźwięku, osunął się na lód. Z boku
mężczyzny nie wypłynęła nawet kropla krwi, jakby rzeczywiście miał być jedynie
zwykłą lalką.
—
Co… — szepnęła.
Poruszyła
się nieznacznie, wyciągając przed siebie rękę. Co się stało? — dokończyła
w myślach, nie umiejąc znaleźć odpowiedzi. To stało się przed nią tak szybko.
Nie miała czasu zareagować, podbiec i może uratować tego człowieka. Jeszcze
chwilę temu krzyżowali pięści w zażartej walce, więc co przeszkodziło im w
dokończeniu jej?
Wzięła
głęboki haust powietrza, po czym złapała się dłońmi za twarz. Czuła, jak
niewielkie kropelki łez spływają po jej twarzy. Był to jednak płacz opanowany i
świadczący o żadnej więzi ze zmarłym człowiekiem. Po prostu ktoś umarł przez
jej oczyma. Z czasem zaczęło do niej docierać, jak wielkim potworem się stała.
—
Nie, nie, nie…
Przyspieszyła
kroku i uciekła w stronę korytarza, którego pilnował Edward. Nieustannie
zasłaniała twarz, jakby nie chciała, by ktokolwiek spojrzał na jej oblicze. W
pewnym momencie zrozumiała, że biegnie ku wyjściu, nieustannie powtarzając
sobie, że nic się nie stało. Była to nędzna wymówka, mimo to tylko ona pozwala
jej biec bez zatrzymywania się.
Jednak
w pewnym momencie przystanęła. Od kilkunastu sekund zauważała, że jej chód spowalnia,
choć ani razu nie wydała takiej komendy. Tajemnicze siły zaciskały więzy na jej
ciele. Jakby niewidzialne ręce sterowały ciałem kobiety, kierując nią prosto do
komnaty, z której wylatywało złote światło.
Pozłacane
kolumny wyznaczały jej ścieżkę. Prowadziły ku ogromnej bramie, na której
spoczywały niemal żywe wizerunki smoków i innych bestii. Potwory wiły się na
kolejnych częściach wejścia, jakby chciały umożliwić kobiecie wejście do
ukrytego pomieszczenia.
Lodowa
skorupa odeszła w niepamięć. Najmniejsze reszki lodu Lucy pozostawiła za sobą,
czując ogromną więź z miejscem, do którego zmierzała. Przyciągało ją, wołało, a
smoki ryczały na powitanie, gdy postawiła stopę na linii oddzielającej komnatę
od lodowej jaskini.
Brama
zamknęła się z hukiem, a Lucy została zamknięta w czterech ścianach. Pustka
panująca wewnątrz rozczarowała dziewczynę. Jej oczekiwania rozmysły wraz z
pierwszym spojrzeniem i zobaczeniem zwykłych ścian, na których nie znajdowało
się nawet jedno malowidło.
— Przybyła
— usłyszała melancholijny głos.
Dziewczyna
odwróciła się, lecz nikogo nie ujrzała. Jej oczy powędrowały ku złotemu
sklepieniu, lecz nawet tam nie znalazła tego, czego pragnęła.
— Ta,
która okłamie samą siebie. Przybyła! — krzyknął głos.
—
Kim jesteś? — zapytała, ale z jej ust nie wydobył się nawet jeden dźwięk.
—
Gdy odnajdziesz swe przeznaczenie, duszy poczujesz pragnienie,
Gdzie
dwa umysły zaklęte, przeznaczenie czeka kręte,
Miłości
dwie pieśni zagrają, lecz nie dla tego, kogo kochają,
Świat
stanie przed wyborem, choć ciemność zawiśnie nad tronem,
Jedna
opowieść przeleje się w drugą, ale nie będzie dla nikogo sługą,
Krew
z oczu spłynie, a śmierć wszystko okryje,
Kołyska
pieśń nową zagra, lecz niedługo skończy się ta gra,
W
zapomnienie odejdziesz, gdy odpowiedzi odnajdziesz…
Lucy
słuchała tajemniczych słów z przejęciem, lecz gdy głosy nadal mówiły, ona
poczuła, jak niemoc zawłada jej ciałem. Osuwała się powoli, wrzeszcząc, by się
zatrzymać. Jednak opadła na złotą podłogę i zasnęła, gdy dotarło do niej
ostatnie słowo — „bogini”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)