Zaniepokojona
załoga obniżyła lot na wysokość pozwalającą im wylądować bez większych
przeszkód w porcie. Lucy i Akira podbiegły do towarzyszy i złapały za liny,
wspomagając ich w ratowaniu życia.
Na
szczęście nikomu się nic nie stało, a podniebni podróżnicy wylądowali w porcie;
nikt ich nie przywitał. Wokół nie znajdowały się żadne statki, a tutejsi
handlarze, którzy zalewali powierzchnię przystani, gdzieś znikli. Panowała
całkowita cisza, której nie niszczył nawet podmuch wiatru czy śpiew ptaków.
—
Idziemy! — krzyknął Musica, biorąc ze sobą Lucy, Kurtisa i Natsu.
—
Dobrze, to ja tu zostanę. Przecież nikt mi nie ufa — burknęła Akira, siadając
przy barierce i udając, że nie obchodzi jej brak zaufania ze strony towarzyszy.
Uśmiechała się złośliwie, rozglądając po całym porcie.
— Przepraszam
— szepnęła Lucy, schodząc na ląd.
Cała
czwórka weszła do pałacu. Nie zastali wewnątrz żadnej służby czy samych
przyjaciół. Panowała całkowita cisza, której nie zakłócały nawet zwierzęta,
które w zwyczaju miały biegać między korytarzami pałacu.
Zmartwieni
podróżnicy przyśpieszyli, przemierzając korytarze w poszukiwaniu jakichkolwiek
form życia. Dopiero kiedy znaleźli się w okolicach sali tronowej, usłyszeli
nieznaczne szepty. Kiwnęli zgodnie głowami i wkroczyli do środka, zastając
siedzących przy stole przyjaciół i kilka osób ze służby.
—
Amelia! — wrzasnął Musica, łapiąc księżniczkę w swe ramiona. Ręka dziewczyny
była obandażowana, a na jej policzku widniała niewielka, zagojona rana.
Lucy
podeszła do króla i uklęknęła przed nim. Dłonią wskazał, by powstała.
Rozejrzała się wokoło i w końcu zapytała:
—
Co tu się stało?
—
Zaatakowali nas — odpowiedział krótko król. — To była tylko dwójka ludzi.
Kobieta i mężczyzna. Byli zbyt silni. Większość służby zginęła, tak samo ludzi
z miasta, nas oszczędzili.
Zlękniona
Lucy cofnęła się i usiadła na najbliżej stojącym krześle.
—
Dlaczego was oszczędzili? — zapytała w końcu.
—
Powiedzieli, że musimy tu być, kiedy wrócicie — wyjaśnił Ustan. — Chodziło im o
bronie. Macie je przenieść do miejsca, w którym Musica znalazł Natsu i Lucy, do
dawnej stolicy.
—
Jak wyglądali? — wtrącił się Natsu.
—
Mężczyzna, chyba mówili na niego generał Katumi… — zaczęła Amelia.
—
Katumi? — krzyknęła Lucy. — Przecież to człowiek, który oskarżył nas o
zamordowanie jednego z dziesięciu magów. To on pozbawił Natsu ręki!
— A
druga osoba? — spytał Musica.
—
Kobieta — kontynuowała Amelia. — Młoda, o pięknych, rudych lokach. Najbardziej
zaskoczyło mnie to, że na swoim ciele miała poparzenia, jakby strzelił w nią
piorun.
W
sali tronowej rozległ się rumor.
Wzrok
zebranych skierował się na Lucy, która spadła z krzesła i uderzyła się głową o
twardą podłogę. W jej oczach pojawiły się łzy, a ciało zaczęło drżeć. Nagle
wstała i wybiegła z pomieszczenia. Natsu krzyknął za nią, ale się nie
zatrzymała.
Przerażona
skierowała się w stronę portu, w którym został Tamaki. Może to były tylko jej
podejrzenia, ale wszystko wskazywało na to, że Katherina żyje. Wiedziała, że to
absurd, mimo to musiała poinformować przyjaciela. Jeśli istniał cień szansy, że
była żona Tamaki’ego nadal jest wśród żywych, prawdopodobieństwo zemsty
przekraczało wszelkie granice.
Kiedy
Lucy znalazła się wystarczająco blisko portu, poczuła piekący ból w oczach.
Złapała się za głowę, ale pomimo upływu czasu nic się nie zmieniało. Kłucie nie
ustawało — można rzec, że się nasilało. Dziewczyna upadła na podłogę i syknęła.
—
Tamaki — szepnęła, gdy ktoś pochwycił ją od tyłu. Nie miała siły walczyć.
Napastnik
przyłożył do jej ust szmatkę i po kilku sekundach straciła przytomność. Jej
ciało zostało przerzucone przez ramię tajemniczego mężczyzny i zaniesione w
okolicy bocznej bramy, przy której czekał zaprzężony powóz. Na jego środku
stała metalowa skrzyń wielkości Żelaznej Damy.
Ciało
Lucy zostało włożone do środka skrzyni i szczelnie zamknięte przez zakapturzonego
napastnika. Mężczyzna zamknął dziewczynę na klucz, po czym usiadł z przodu,
obok swojego towarzysza i batem strzelił konie, by ruszyły. Zostawił za sobą
stolicę Sarycji.
***
Minęła
chwila, zanim Natsu zdecydował się ruszyć za Lucy, lecz w końcu to uczynił.
Przemógł się i zaczął gonitwę za żoną, aczkolwiek nie spotkał jej. Przybiegł do
portu i wszedł na pokład, dziwiąc czekających tam załogantów.
—
Była tu Lucy? — spytał zasapany.
—
Nie — odparł zaskoczony Tamaki. — Przecież poszła z wami.
— No
poszła, ale jak Amelia opisała osobę, która ich zaatakowała, nagle uciekła z
sali tronowej — wyjaśnił pokrótce Natsu. — A teraz nie ma jej nawet tutaj.
Rozejrzał
się, jakby miał nadzieję znaleźć żoną ukrytą gdzieś w porcie.
W
tym czasie Tamaki odwrócił się. Jego spojrzenie i Akiry spotkało się w pewnym
momencie. Dziewczyna przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się ciepło, po czym
szepnęła:
—
Zależy ci na niej.
Tamaki
rozejrzał się, mając nadzieję, że nikt więcej nie usłyszał tego stwierdzenia.
Na szczęście miał rację.
Natsu
zdążył w tym czasie wejść na pokład i rozglądać się z wyższej wysokości.
Żałował, że stracił dawny wzrok, słuch i zapach. Mógłby teraz bez problemu
odnaleźć zapach Lucy, a jednak nie umiał, bo nie był Pogromcą Smoków.
—
Pogromca Smoków — wyszeptał, przypominając sobie ostatnią rozmowę z Kurtisem.
Gwałtownie
odwrócił się i pobiegł w okolice sali tronowej, mając nadzieję, że towarzysze
jeszcze stamtąd nie odeszli. Wiedział, że może jeszcze poprosić Kurtisa o pomoc
w odnalezieniu Lucy. Podejrzewał, że jego obawy mogły być nieuzasadnione, ale
gdzieś w głębi serca czuł, że dziewczynie coś się stało.
Kiedy
dobiegł, rzucił się na mistrza i rzekł:
—
Musisz odnaleźć Lucy.
—
Nie ma jej z załogą? — spytał zaskoczony Kurtis.
—
Nie, nie ma. I boję się, że wpadła w jakieś kłopoty — dodał zaniepokojony. —
Zniknęła. Tak po prostu.
Kurtis
skrzywił się.
Pobłądził
chwilę wzrokiem, po czym wyszedł przed salę tronował i rozejrzał się.
Gwałtownie skręcił w kierunku wyjścia, zawrócił i znowu znalazł się w tym samym
miejscu. Spojrzał na Natsu i powiedział:
—
Nie ma jej tutaj!
—
Jak to jej NIE MA? — odezwał się Musica, na poważnie interesując się sprawą
Lucy. Odszedł od Amelii i zwrócił się do towarzyszy: — Przecież chwilę temu z
nami tutaj była.
—
Czuję jej słaby zapach, ale się rozwiewa. Musiała zostać w czymś zamknięta —
wyjaśnił Kurtis. — Cholera jasna!
Kurtis
złapał się za głowę, po czym potargał boleśnie włosy. Uderzył pięścią o stół i
dopiero przestał, gdy Natsu krzyknął:
—
Przestań.
—
Atak na Sarycję, rozkaz zdobycia broni… — szepnął. — Przecież musieli wiedzieć,
że nie przyjdziemy na miejsce spotkania. Chyba że sami podejmiemy taką decyzję.
—
Oczy Lucy są bronią, a Lucy jest osobą, na której nam zależy — rzekł Musica.
Natsu
nie wytrzymał. Rzucił się na mistrza i złapał go ramiona, mówiąc błagalnym
tonem:
—
Proszę, odnajdź ją.
—
Nie potrafię. — Kurtis opuścił głowę. — Możemy spróbować szukać porywaczy. Na
pewno nie było ich w porcie, więc dostali się drogą lądową. Jakiś powóz albo…
— …
boczna brama — przerwała nagle Amelia. — Jeśli ktoś porwał Lucy, musiał się
przedostać tamtędy. Nie jest strzeżona, a droga prowadzi do portu w sąsiednim
mieście.
Natsu
puścił Kurtisa i pognał w kierunku wyjścia, nie prosząc nikogo o pomoc. Musica
zawołał coś za nim, ale ten stał się głuchy na wszystkie dźwięki. Liczyło się
dla niego w tym momencie tylko bezpieczeństwo Lucy. Miał wyrzuty sumienia, że
gdyby więcej spędzał z nią czasu, wiedziałby, dlaczego opuściła salę tronową i
pognała w kierunku statku. Nie było czasu na użalanie się ze sobą, ale nie mógł
także zapomnieć, że spowodować tragedię przez chorą nadopiekuńczość wobec żony.
Wybiegł
z zamku i wtedy ujrzał błąkającego się między uliczkami Tamaki’ego. Podszedł do
towarzysza i zatrzymał go, licząc, że może zdążył już coś odkryć.
—
Masz coś? — spytał Natsu.
—
Kupiec mówi, że jakieś dziesięć minut temu odjechał stąd wóz z metalową
skrzynią — wyjaśnił szybko Tamaki. — Co się z nią stało? Gdzie jest Lucy? —
Wyraźnie zaniepokojony usiadł przy progu jednego domu i rozpłakał się.
—
Nie wiem, ale musimy ją odnaleźć! — odparł stanowczo Natsu. — Teraz chodźmy do
bocznej bramy, podobno stamtąd można uciec niespostrzeżenie.
Tamaki
kiwnął głową i wstał. Oboje ruszyli we wspomnianym kierunku.
Kiedy
tam dotarli, ujrzeli zagłębienia w drodze od kół, które wyraźnie sugerowały, że
niedawno odjechał ze stolicy jakiś wóz. Tamaki i Natsu zgodzili się, że
najlepszą decyzją będzie podążyć tą drogą.
—
Lucy chyba odkryła coś na temat ludzi, którzy zaatakowali pałac — powiedział
Natsu.
—
Co dokładnie usłyszała?
—
Coś o rudowłosej kobiecie z lokami — odpowiedział. — Jeśli dobrze pamiętam, to
miała poparzenia jakby od porażenia piorunem.
Tamaki
zatrzymał się i spojrzał pełen przerażenia na Natsu. Jednak ogarnął się i
ruszył w dalszą drogę, zastanawiając się, czy przyszedł odpowiedni moment, by
wyznać Natsu prawdę. Wahał się. Mimo to kłamstwo zbyt bardzo zakiełkowało.
—
To Katherina — odezwał się Tamaki, kiedy weszli w ciemniejszą stronę lasu. —
Moja była żona.
—
Twoja była zaatakowała stolicę Sarycji? — Zdziwił się Natsu. — A skąd Lucy o
nie wiedziała?
—
Ponieważ zabiłem ją na oczach Lucy.
Natsu
potknął się i uderzył twarzą o ziemię. Podniósł się i tylko kontynuował pogoń,
z trudem przyswajając informacje od towarzysza. Gdyby tylko w innych
okolicznościach się o nich dowiedział, na poważnie porozmawiałby z Tamakim,
lecz teraz nie było na to czasu — przynajmniej on tak uważał.
—
Całowałem się z Lucy — obwieścił Tamaki.
Wściekły
Natsu rzucił się na Tamaki’ego z pięściami i posłał mu silny cios w policzek.
Jednak Pogromca Smoków odczuł tylko delikatne ukłucie w twarz. Zachwiał się,
zaraz odzyskując równowagę. Dla Natsu nie była to dobra wiadomość. Cała jego
twarz stała się czerwona.
—
Jak śmiałeś?! — wrzasnął. — TO MOJA ŻONA.
—
Oj, przestań udawać niewiniątko — odburknął Tamaki. — Gdyby ci na niej
zależało, nie odpychałbyś jej tak od siebie.
—
Zależy mi na niej.
—
Jasne. — Prychnął. — Kiedy ostatnio rozmawiałeś z nią na poważnie? Czy
zwierzyła się ci ze swoich problemów?
Natsu
nie odpowiedział. Tamaki natomiast nie potrzebował usłyszeć jej od chłopaka,
gdyż doskonale ją znał.
Wnet
przed nimi wyłoniła się postać młodego mężczyzny skrytego za brązową peleryną.
Srebrne ostrze przecięło powietrze, gdy załoganci uniknęli ciosu. Zaraz jednak
zalał ich grad cięć, które padały tak szybko, że żaden z nich nie był w stanie
ich dostrzec. Natsu mógł tylko skarcić siebie za to, że nie wziął żadnej broni.
Był skazany na własny brak umiejętności lub nagły przypływ magii ze strony
Tamaki’ego — w co szczerze wątpił.
—
Kim jesteś? — spytał, grając na zwłokę.
Po
lesie rozniósł się donośny śmiech.
Natsu
wzdrygnął się, lecz powód takiego zachowania leżał gdzie indziej niż w
przypadku Tamaki’ego. Chłopak zbyt dobrze rozpoznawał ten złowieszczy śmiech,
który nocami odbijał się echem w jego koszmarach po tym, jak stracił rękę.
Złapał się za metalowe ramię, czując, jak impulsy wędrują po całym jego ciele.
—
Katumi — szepnął.
—
Witam.
Mężczyzna
zrzucił kaptur i ukazał swoje pełne obliczenie. Nie zmienił się od momentu, w
którym ostatni raz Natsu go widział. Włosy miał może trochę dłuższe, ale nic
poza tym. Ubrany był w skórzany strój, który wydawał się krępować jego ruchy.
Aczkolwiek atakował bez najmniejszych problemów. Cięcia były precyzyjne, lecz
pomimo ich ilości ani razu nie przecięły skóry Natsu czy Tamaki’ego.
—
Gdzie jest Lucy? — spytał Tamaki, choć nie liczył uzyskać odpowiedzi.
Wyraz
twarzy Katumi’ego zmienił się. Wyraźny zmieszany zamachnął się ostrzem, po czym
posłał przesłał przeciwnikom słodki uśmieszek.
—
No właśnie… Gdzie jest Lucy? — to bardzo dobre pytanie — odpowiedział, po czym
ruszył ponownie na Tamaki’ego i Natsu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)