Porywacze
minęli pierwszy postój strażników, w którym dominowała cisza i pustka.
Porozrzucane wokoło bronie i tarcze świadczyły o zażartej walce, która została
tu stoczona kilka godzin wcześniej. Na budowli wciąż widoczne były ślady krwi,
jednak w najbliższej okolicy nie dało się dojrzeć choćby jednego ciała.
Skręcili
w najbliższą drogę prowadzącą do portu i wtedy też najechali na dołek. Wóz
poskoczył, a żelazna skrzynia przewróciła się, budząc wcześniej uśpioną Lucy.
Wściekły Katumi kazał zatrzymać się Katherinie i szybko postawił metalowe
więzienie w pierwotnej pozycji. Wrócił do towarzyszki i ruszyli w dalszą trasę.
Lucy
przetarła zaspaną twarz z początku nie pamiętając, co się stało. Jednak po
chwili dotarło do niej, że jest w niebezpieczeństwie. Podniosła się, otworzyła
oczy i ujrzała jedynie ciemność. Przerażona, że ponownie odebrano jej wzrok,
zamachnęła się i uderzyła pięścią w metalowe drzwi. Załkała, ale zaraz
zrozumiała, że nadal widzi. Zamrugała.
—
Wypuście mnie! — krzyknęła. Jej głos odbił się echem w metolowym pudle.
Usiadła,
choć jej ruchy były skrępowane i nie mogła wygodnie ułożyć ciała. W umyśle
roiło jej się od pyta. Kto był porywaczem? Dlaczego to uczynił. I najważniejsze
— co chcą z nią zrobić? Pokręciła głową i wzięła głęboki wdech starając się
zachować spokój.
Wnet
jej ciało zalało gorąco. Temperatura nieustannie wzrastała, a przyczyna nagłego
ocieplenia była dziewczynie nieznana. Lucy nie odczuwała bólu. Zimno wciął biło
od metalu, więc nikt z zewnątrz nie mógł próbować jej zabić.
—
Biedne dziecko — usłyszała szept odbijający się echem w umyśle.
Podniosła
się i rozejrzała, choć panowały wewnątrz całkowite ciemności.
—
Nie jestem biednym dzieckiem — szepnęła. — Po prostu…
—…
zostałaś porwana — dokończył głos. — Moje biedne dziecko, zapomniałaś o mnie, o
swoich oczach.
—
Tak, i żyło mi się z tym całkiem dobrze — odburknęła.
—
Nie kłam — rzekła ciepło. — Dzieciątko moje, dostałaś me oczy, lecz w twym
umyśle i sercu jestem. Wiem, co czujesz, jakie masz obawy i kogo się lękasz.
Lucy
uderzyła się kilkukrotnie w głowę, lecz głos nie znikł, tylko kontynuował:
—
Zostałaś odrzucona przez człowieka, którego tak mocno kochałaś. Starałaś się, a
on tylko odpychał cię od siebie.
—
Nie.
—
Kochanie — mówiła dalej — wstań i pokaż mu, jaki ogień masz w sobie.
—
Nie — zaprzeczyła.
—
Nie walcz ze swoim przeznaczeniem. To twoja moc i masz prawo ją wykorzystać.
Nie oczy, nie Święte Bronie, bo one są niczym w porównaniu do tego, co nosisz w
sobie.
—
Ja nie chcę — szepnęła po raz ostatni.
Przetarła
twarz z łez i podniosła się. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się. Oczy wiły
się czerwienią w jej gałkach, a krew spływała zamiast łez. Włosy luźno opadały
na policzki, delikatnie drażniąc wrażliwą skórę dziewczyny.
Lucy
podniosła ręce i chwyciła za rękawy sukienki. Nagle szarpnęła mocno za nie i
oderwała od ubrania. Rzuciła materiał na podłogę, napinając w tym czasie
mięśnie. Ruchy dziewczyny były ograniczone przez ciasnotę panującą wewnątrz
skrzyni. Jednak mimo to Lucy starała się uzyskać jak największą przestrzeń, by
poddać się próbie.
—
Poczuj magię płynącą przez twoje kończyny — szepnął jej głos.
—
Nic nie czuję.
— A
gorąco? Ogień płonie w twych żyłach. Potrzebuje znaleźć tylko ujście!
Wykręciła
palce i skupiła się na własnym ciele. Czuła, jak od stóp po sam czubek głowy
robi się jej coraz goręcej. Głos miał rację. Płonęła we własnym ciele, choć
wcześniej nie była te świadoma. Rozszerzyła nogi i w przykucnięciu napięła
wszystkie mięśnie.
—
Co mam zrobić? — spytała Lucy, szukając pomocy u głosu.
Głos
zaśmiał się.
—
Uwolnić moc — rzekła tajemnicza kobieta. — Uwolnij ją i nigdy więcej nie
trzymaj w sobie. Moc jest nie tylko w tobie, to z otoczenia czerpiemy siłę. W
dawnych czas ludzi umieli tkać magię. Wydobywać ją ze zwierząt, roślin,
powietrza, ognia, ziemi i wody. Zrób to samo. Kształtuj ogień według własnego
ja. Zdobądź utraconą moc. Dotykaj skrzyni, aż iskry polecą, aż z twych palców i
zaleją twe ciało.
—
Dlaczego ogień?
—
Możesz dotknąć każdej magii, ale jak istnieje cykl pór roku, tak ty musisz
odbyć własny.
Zamilkła.
Lucy
wzięła najgłębszy wdech jaki tylko mogła i raptownie i uderzyła dłońmi o górę
skrzyni. Promieniujący ból przeszedł przez jej ramię, ale zatrzymał się w
barkach. Delikatne drgania zabrzmiały w jej uszach. Ponownie uderzyła, tym
razem w bok, kolejny raz przed siebie, aż wykręciła ręce do tyłu. Powtarzała te
same ruchy, a na dłoniach zaczęła z czasem pojawiać się krew. Otarcia coraz
bardziej dawały o sobie znać, ale nie poddawała się.
—
Jeszcze raz — powiedziała sobie.
Uderzyła
w podłoże, przykucając, i wtedy niewielka iskra rozświetliła ciemność, dając
jej nową nadzieję. Podniosła się i uderzyła sufit. Większy płomień strzelił w
ciemnościach.
Zaczerpnęła
przez nos powietrza. Dotarł do niej zapach spalił, który wyjątkowo tym razem
wprawił ją w dumę. Zewnętrzną stroną dłoni zaatakowała przód skrzyni, która
wygięła się pod wpływem temperatury.
—
Widzisz, Smoku Ognia — pogratulował Lucy głos.
Dziewczyna
przyciągnęła do siebie ręce i zacisnęła dłonie w pięść, po czym zadawał silny
cios drzwiom, robiąc w nich dziurę. Wystawiła dwa palce w każdej z rąk i
włożyła je w powstały otwór. Napięła mięśnie i zaczęła wyginać metal. Powoli,
po troszeczku, jednak temperatura sprawiała, że Lucy posuwała się w
poczynaniach. Była już coraz bliżej sukcesu. Płomienie wirowały wokół jej
palców, aż ogień stąpił na całe jej ciało i wybuchnął, robiąc otwór przed
dziewczyną.
Wyskoczyła
z poruszającego się więzienia i stanęła przed porywaczami. Nie pomyliła się
wcześniej — Katherina wciąż żyła. Martwa kobieta objawiła się przed nią,
trzymając w dłoniach charakterystyczne igły, które zaraz rzuciła w stronę Lucy.
—
Spal je! — krzyknął głos.
Lucy
wykonała rozkaz i zadała cios w powietrzu. Kula ognia pognała w stronę
Katheriny, niszcząc jej igły i parząc ciało. Kobieta krzyknęła z bólu.
Generał
Katumi zeskoczył z pojazdu i rzucił się na Lucy z mieczami. Był dużo
trudniejszym przeciwnikiem. Rozważała ucieczkę, ale nie wiedziała nawet, gdzie
się może znajdować.
—
Witam, panienko Heartfilio! — Katumi ukłonił się. — Dawno się widzieliśmy.
Ostatnio miałaś inny kolor oczu.
—
Wiele się zmieniło — odparła.
Rozejrzała
się wokoło i wtedy dopiero pojęła, że znajdują się w lesie. Wokół rosły jedynie
wysokie na kilka metrów drzewa. Ziemię pokrywał drobny mech i niewielkie
chwasty. Poza tym nie istniało nic innego.
—
Co chcecie ze mną zrobić? — spytała.
—
Nic, po prostu przesłaliśmy twoim przyjaciołom zaproszenie do dawnej stolicy
Sarycji, do miasta nieszczęść i tragedii sprzed czterystu lat… — wyjaśnił
Katumi.
—
Co chcecie osiągnąć? — Nie stała już w miejscu. Powoli przechadzała się po
ścieżce, potajemnie rozglądając się za najlepszą z możliwych dróg ucieczki.
Katumi najwyraźniej zauważał jej próby ratowania siebie, ale był pewien, że nie
zdoła tego dokonać.
—
Wiele i nic. — Wzruszył ramionami. — Powiedziałbym, że zemsta, niewyrównane
rachunki sprzed lat i tym podobne bzdety, ale nie lubię się powtarzać. Może
chodzi po prostu o dobrą zabawę? — zaproponował.
—
Jesteś chory!
— A
ty mniej sprytna niż sądzisz — odpowiedział. — Przestań się bawić w te
podchody. Nie wiem, skąd masz moc ognia, ale nie umiesz się nią posługiwać,
dlatego grzecznie wróć do skrzyni. Spotkasz się z przyjaciółmi na miejscu.
Lucy
zaśmiała się.
Obróciła
się na jednej nodze, a z drugiej wystrzeliła strumień ognia, który poleciał na
Katumi’ego. Mężczyzna podskoczył i uniknął ataku, jednak w tym czasie Lucy
odwróciła się i pognała w nieznanym jej kierunku. Generał opamiętał się i
ruszył w pościg, gdy usłyszał krzyki dobiegające z przeciwnej strony.
—
Pościg.
Odwrócił
się do Katherina, która wciąż trzymała się za poparzony policzek. Spoliczkował
ją i rozkazał biec za Lucy, sam natomiast ruszył w kierunku osób, które
próbowały odnaleźć porwaną.
Uśmiechnął
się złowieszczo i ruszył, wierząc, że uda mu się spotkać Natsu.
Katherina
wzięła kilka głębokich wdechów i pognała za Lucy, która zdążyła już przejść
przez rzekę. Ucieczka po nierównym terenie, w którym czyhały naturalne pułapki
nie był najrozsądniejszym pomysłem ze strony dziewczyny, lecz nie miała wyboru.
Przeskoczyła przez nieduży kopiec z ziemi i wylądowała na pochyłym terenie.
Potknęła się i przeturlała, aż na sam dół wzniesienia.
Jej
ręka uderzyła o kamień. Podniosła się i złapała za obolałe ramię. W zasięgu
wzroku nie widziała choćby potencjalnego miejsca, w którym mogłaby się ukryć.
Po kilku minutach poczuła ucisk w piersi; traciła oddech. Ponowny żar oblał jej
ciało, a nieświadoma niczego Lucy sprawiła, że drzewa wokół zajęły się ogniem.
Dym wniósł się, a wraz z nim znikły wszelkie nadzieje na ukrycie się.
Lucy
zaczerpnęła ostatni łyk świeżego powietrza, gdy usłyszała:
—
Spal wszystko.
—
Dlaczego? — pytała, ale po chwili wszystko zrozumiała.
Nie
powstrzymywała już mocy. Dała jej ujść z jej ciała i pochłonąć wszystko, co
znajdowało się wokół. Ogień przerażał dziewczynę i, zarazem, fascynował.
Przyjęła magię, jakby posiadała ją od zawsze. Może właśnie to odczuwała. Nie
umiała jednym słowem opisać, co się dzieje w jej wnętrzu. Wiedziała tylko, że
może zaufać swojej mocy.
Odwróciła
się.
Chmury
z dymu całkowicie pochłonęły las. Uśmiechnęła się i weszła za skarpę, po czym
odepchnęła ogień w głąb lasu dla zmyłki, a sama skuliła się. Słyszała
nadbiegającą Katherinę, która przebiegła tuż obok Lucy, nie zauważając jej.
Dziewczyna jeszcze chwilę siedziała w ukryciu, po czym wyszła z niego i
pobiegła w przeciwnym kierunku.
Była
zmęczona, a dym niebezpiecznie przedostawał się do jej płuc. Zakaszlała, chcąc
wyrwać się z tego koszmaru.
—
Jeszcze trochę Lucy! — dopingowała samą siebie.
Biegła,
aż wyszła z płonącego lasu. Przysiadła przy drzewie z najgrubszym pniem i
wzięła głęboki wdech.
Usłyszała
dobiegające zza niej klaskanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)