—
Przymierzem? — powtórzyła lakoniczną wypowiedź smoka, szukając w niej ukrytego
sensu, ale po co siebie oszukiwała? Zdawała sobie przecież sprawę z charakteru
Starożytnego, bardzo złośliwego charakteru.
—
Tak, przymierzem — potwierdził. — Jeśli chcesz, możesz teraz wrócić do miejsca,
w którym tak usilnie czegoś próbowałaś znaleźć.
Usłuchała
się. Stanęła naprzeciw jaskini, tak jak pięć minut wcześniej, lecz tym razem od
razu dostrzegła tajemnicze malowidła. Wcześniej skrywały się w mrokach groty, a
teraz ogień wydostał je na zewnątrz. Nie ukryła zaskoczenia.
Dotknęła
chłodnej powierzchni skały, dokładnie badając nawet najmniejszy fragment
rysunków. Przedstawiały one ludzi i smoki. Były namalowane w prosty sposób,
często metaforyczny, ale nadal zrozumiały. Pierwsza scena rozpoczynała się
podczas trwania jakiejś bitwy, kolejna przedstawiała leżące, najprawdopodobniej
martwe, ciała należące do obu raz, a jeszcze inne ich pojednanie i pierwszy lot
człowieka na smoku. Przedmiot, który leżał między nimi wyglądał na miecz. Nie
musiała zbyt długo się zastanawiać.
—
Ten miecz symbolizował przymierze między smokami a ludźmi? — spytała.
—
Jesteś niecierpliwa — zszedł na inny temat — próbujesz odnaleźć odpowiedzi,
zanim pomylisz dwa razy. Nie zawsze wszystko przyjdzie z łatwością. I nie
wszystko musi ukazać się od razu. Czasami coś znajduje się przed twymi oczyma,
ale nie widzisz tego przez własne zaślepienie. Szukasz zawsze nie tego, co
trzeba.
—
Więc skąd mam wiedzieć, czego powinnam szukać?
—
A co zrobiłaś chwilę temu?
—
Szukałam czego innego, poczekałam i wtedy… znalazłam dwie rzeczy… — Zamilkła. —
Nie chodzi o malowidła, nie chodzi o miecz, ale o mnie… Chciałabym wiedzieć kim
jestem. Więc próbujesz mi przekazać, bym nie szukała pamięci, tylko wędrowała,
odnajdywała odpowiedzi na inne pytania, by kiedyś powrócić do tego pierwszego i
wtedy sobie na nie odpowiedzieć?
—
Miło, że dotarło. — Zakaszlał. — Obawiałem się, że ludzki umysł nie będzie w
stanie ogarnąć tak prostej rzeczy.
Nie,
nie nie lubiła smoka, ona go żywcem nienawidziła.
—
A co mam zrobić z mieczem? — W końcu odważyła się zapytać, choć w głębi duszy
po części już znała odpowiedź.
—
A zrób, co chcesz! — odparł od niechcenia. — Należy do ciebie. Jest to potężna
broń w rękach odpowiedniej osoby. Ale jeśli jakiś imbecyl zacznie się nią
posługiwać, to może nie nadawać się nawet na wykałaczkę do zębów.
Przejechała
palcem po lśniącym ostrzu. Niezaprzeczalnie była to przepiękna broń, ale czy
faktycznie tak skuteczna? Nie czuła od niej żadnej mocy. Silniejsza również się
nie stała. Aczkolwiek została ukryta w zakazanym dla ludzi i smoków miejscu,
którego strzegł jeden z Najstarszych.
—
Oj, boli, boli, moje kości — zaczął narzekać.
Obrócił
się, unosząc jedno skrzydło. Wtem Lucy ujrzała długą, nie w pełni zagojoną
bliznę o kolorze czystego ognia, z której spływały kropelki krwi przy każdym
ruchu bestii. Zaniepokojona podeszła, próbując dotknąć okaleczenia.
—
Powiedziałem ci przed chwilą: „Jest to potężna broń w rękach odpowiedniej
osoby” — odezwał się ponownie, lecz tym razem ciszej i bez najmniejszych
złośliwości.
Lucy
gwałtownie odsunęła się.
—
To ten miecz…? — spytała, jakby jeszcze o tym nie wiedziała. — Ja, przepraszam…
Kto ci to zrobił?
—
Hah… — Prychnął. — Mogę ci powiedzieć, lecz najpierw musisz przez jaskinię.
Spojrzeć na to, co znajduje się po drugiej stronie i dopiero wtedy wrócić do
mnie.
—
Dobrze, dobrze! — zgodziła się szybko.
Pozostawiła
miecz w miejscu, w którym dawniej spoczywał; uznała, że nie będzie jej do
niczego potrzebny. Weszła do jaskini w nadziei, że zakończy zadanie w moment, a
potem w końcu powróci do obozu.
Pochodnie
znajdujące się wewnątrz zapaliły się — jedna po drugiej — tworząc długi
korytarz, prowadzący do tajemniczego, jaskrawego światła. Przyspieszyła kroku.
Zżerała ją ciekawość o to, co może znajdować się po drugiej stronie długiego
tunelu.
Na
jej ramię wskoczył mały, ognisty królik, który powstał wcześniej przy
wydobywaniu miecza. Pogłaskała go po ognistym futerku, dziękując za
towarzyszenie jej.
Światło
przybierało na sile. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności, więc gdy tylko
znalazła się w nowym, jasnym miejscu, przymknęła powieki, nie mogąc znieść
potęgującego się blasku.
Wciąż
targały nią wątpliwości, ale ostatecznie spojrzała przed siebie i oniemiała.
Majestatyczne krainy rozciągały się wzdłuż i wszerz, wypełnione wysoką,
różnorodną i różnobarwną rośliną. Z wodospadu buchnął strumień wody, napajając
pod sobą drzewa i najbliższe strumyki. Ptak stworzony z wody przemknął przed
dziewczyną, a metalowy tygrys zawarczał i odskoczył na najbliższą skalną półkę.
Kamienny żółw niechętnie odwrócił głowę, posłał Lucy znudzone spojrzenie i
powrócił do snu. Czerwono-zielone drzewo nagle wystrzeliło, zamieniając się w
tysiące roślinnych wiewiórek, które pognały do drewnianych jaszczurek, by je
pożreć.
—
Co to ma być? — Lucy nie znalazła innych słów.
Królik
szturchnął jej twarz, starając się wyprowadzić ją z amoku.
Jednak
dziewczyna nie zareagowała. Uśmiechnięta przyglądała się zmieniającym kształty
zwierzętom błyskawic, które pochłaniały całe niebo. Powierzchne ptaki musnęły
jej policzek, przelatując cicho i postrzeżenie. Wulkan wybuchł w oddali,
posyłając w niebo orły mroku. Ogniste myszy pomknęły, przykrywając metalowe
krety.
—
Wracaj! — rozległ się ryk smoka.
Potrząsnęła
głową. Nie, nie chciała odchodzić. Pragnęła pozostać, jeszcze bardziej poznać
świat, który do tej pory był jej nieznany.
—
Lepiej wracaj — odezwał się głos w
głowie.
Tym
razem usłuchała się. Poszła tą samą ścieżką, co poprzednio. Pochodnie zgasły,
kiedy tylko przekroczyła kraniec jaskini. Odchrząknęła.
—
I jak? — Smok niemal płakał ze śmiechu. — Podobało się?
—
Czym było to miejsce?
—
Widzisz? Zawsze zadajesz inne pytania niż chciałabyś zadać, prawda?
—
Tak, chyba tak — zgodziła się.
—
Kiedyś cały kontynent tak wyglądał — zaczął, ku jej zdziwieniu, Starożytny. —
Żywioły były naszymi braćmi. Zawsze pojawiały się jakieś konflikty z ludźmi,
nie dało ich się uniknąć. My chcieliśmy władać, bo uważaliśmy się za
mądrzejszych, a o oni mieli dość usługiwania nam. Tylko w tej całej mądrości
trochę za późno zorientowaliśmy się, że grozi nam niebezpieczeństwo. I teraz z
całej krainy pozostała jedynie namiastka dawnej świetności.
—
Szkoda, bo naprawdę piękny musiał być świat.
—
I nadal jest — podkreślił. — Tylko ludzie wolą zasłaniać oczy przed tym, co
może być piękne i tajemnicze. Chcą wiedzieć wszystko, ale kiedy odpowiedzi
przychodzą, czują się rozczarowani.
—
Dlatego chcę wiedzieć! — Wzięła ze sobą miecz i podsunęła go pod sam pysk
smoka. — Kto tym mieczem zadał ci tę straszliwą ranę?
Smok
westchnął.
—
Obiecałem ci, prawda? — Zamknął oczy, jakby szykował się do snu. — Zaraz odprowadzę
cię do obozu i tam dokładnie się zastanów, kim tak naprawdę chcesz być. Możesz
zrezygnować z bycia Królem Smoków Ognia, masz takie prawo. Ja ci nadaję to
prawo, ale zanim podejmiesz decyzję, spróbuj sobie przypomnieć, ile znaczy dla
ciebie ogień. A kiedy już to uczynisz, wypowiedz imię osoby, która zadała mi tę
rany.
—
Czyli…
—
L U C Y — przeliterował. — Lucy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)