Lucy
wyszła z cienia Erica, stając na samym szczycie góry, pod którą znajdowała się
kryjówka Starożytnego. Wzięła głęboki wdech zimnego powietrza, dławiąc się nim.
Zakaszlała. Dźwięk odbił się echem po dolinie. Po chwili zatrważający ryk
przebił niebiosa. Zadrżała, ale nie cofnęła się.
Usłyszała
za sobą czyjeś kroki. Odwróciła się i ujrzała stojącego za nią Erica. Smok
wyszedł naprzeciw. Spojrzał w szczelinę, a na jego twarzy pojawił się delikatny
uśmiech. Zwrócił się nagle ku Lucy.
—
Na pewno nie zamierzasz zostać w tej starej chatce? — zapytał, choć znał już
odpowiedź.
—
Nie. — Stanowczo i bez żadnych wątpliwości ruszyła przed mężczyznę.
Czekała
ją kilkugodzinna wędrówka w dół, ale była na nią gotowa. Poprawiła wór z
jedzeniem, wygonie układając go na plecach. Poklepała się po policzkach, tym
samym dodając sobie odwagi. Ruszyła. Nagle Eric pochwycił ją w nadgarstku.
Przyciągnął do siebie.
—
Zapomniałaś o czymś — szepnął.
Pocałował
ją. Namiętny, pełen uczuć i czułości pocałunek spowił całe usta Lucy. Bez najmniejszych
wątpliwości odwzajemniła zbliżenie, otwierając dla niego swoje wargi. Podgryzła
jego skórę, on zaplątał palce w jej włosy, pogłębiając bardziej już ponętny
pocałunek. Zatrzymali się. Oddychali ciężko, trudem chwytając pojedyncze hausty
powietrza.
—
Mam zostać jeszcze przez chwilkę? — zapytała, kładąc dłonie na torsie
mężczyzny. Zarumieniła się.
—
Nie chciałabyś tego w tym momencie. — Zaśmiał się. Musnął opuszkami jej
policzek. — Poza tym nie mieliśmy okazji się jeszcze dobrze poznać.
—
Oj, przestań. — Uderzyła go pięścią w pierś. Nawet tego nie poczuł. — Zawsze na
wszystko czekam, może czas w końcu działać…
—
A wspomnienia? — zapytał chytrze.
—
Przecież je mam — szepnęła mu do ucha. — Poza tym za bardzo mnie intrygujesz.
—
Wiesz, że nie uprawiałaś seksu.
Odsunęła
się gwałtownie od Erica. Zachwiała się, lecz w ostatniej chwili mężczyzna
pochwycił ją w swoje ramiona.
—
Jesteś strasznie bezpośredni… — podsumowała, przyglądając mu się w zdziwieniu. —
To znaczy, że ja nigdy ten tego.
Parsknął
śmiechem.
—
Ty to potrafisz opisywać stan rzeczy…
—
Jesteś najgorszy.
Złapała
go w kolejnym pocałunku, podchwycając w swoje ciepłe objęła. Ogień buchnął z
jej ust, delikatnie parząc Erica w skórę. Nawet nie zadrgał. Odsunęli się od
siebie. Głęboko spojrzeli w oczy. Zgodnie kiwnęli, po czym każde z nich poszło
we własną stronę. Eric zniknął za kotarą cienia, a Lucy zeszła na niższą półkę
skalną, powstrzymując pragnące spłynąć łzy. Pociągnęła nosem. Spojrzała za
siebie, wahając się, czy nie lepiej będzie wrócić — odsunęła od siebie złe
myśli. Zdecydowała wcześniej, że więcej się nie cofnie.
Postawiła
krok na niższej płycie. Noga ześlizgnęła się jej ze skały. Przewróciła się,
uderzając głową o podłoże. Ból sparaliżował ją. Nie miała sił łapać się ani tym
bardziej walczyć o zachowanie równowagi. Jej ciało zaczęło opadać w dół doliny,
mierząc się z oporem powietrza. Żal i rozczarowanie własną osobą pochłonęły jej
serce. Nie umiała nawet dobrze zejść ze szczytu, więc jak mogła marzyć o
zemście na królu smoków?
—
Jestem słaba — szepnęła. Pomyślała, że to nie pierwszy raz, kiedy powiedziała
coś takiego. Zaśmiała się.
Zamknęła
powieki. Skierowała dłonie ku ziemi, czując, że zbliża się ku końcu.
Uśmiechnęła się. Ogień zatańczył wokół jej dłoni, powoli hamując ją. Zwalniała,
a nadzieja powróciła do niej. Ostatecznie upadła, jedynie delikatnie obijając
sobie plecy.
—
Podobało się? — zażartował Starożytny. Z jego gardła wydobył się warkot.
—
Nie, ani trochę. — Zaśmiała się. Zaraz rozbolał ją brzuch i przestała. —
Spodziewałeś się mnie.
—
Zawsze wracasz. — Uniósł skrzydła i trzepnął nimi. Kurz poleciał prosto na
Lucy.
Zakaszlała,
ręką próbując odsunął od siebie pył.
—
Byłoby miło, gdybyś wyjaśnił mi, co znaczy „zawsze” i „wracam”. — Potrząsnęła
włosami, które zrobiły się szare od brudu.
—
Oj, droga dziewczynko, jeszcze musisz się wiele o sobie nauczyć. Wrócisz
jeszcze do mnie w przeszłości, teraźniejszości i… — Zawahał się. — Nie,
przyszłości już nie będzie. A teraz zapewne chciałabyś trochę potrenować.
—
Zgadza się.
—
W takim razie nic nie stoi na przeszkodzie byś poszła do miejsca, które
opuściłaś wcześniej.
Łapą
wskazał na jaskinię.
Lucy
uśmiechnęła się ciepło. Spojrzała ku smokowi, tym razem wiedząc, że nie może
dać się podejść. Kraina mlekiem i miodem płynąca czekała nie tylko na nią.
—
Nie, pójdziemy tam razem — odparła, podchodząc do Starożytnego.
—
Troszkę się nauczyłaś. Gratulacje, dorosłaś. — Pazurem delikatnie pogłaskał ją
po głowie. — Jednak musisz jeszcze wiele się nauczyć, kochanie. Poza tym nie
jest ci przeznaczone byś skończyła ten trening.
Zasmuciła się. Przykucnęła i przysiadła
przy ogonie smoka, gładząc go po szorstkim od łusek ogonie.
— Proszę, już nie mów, co mnie czeka —
szepnęła błagalnym głosem. — Chciałabym najzwyczajniej w świecie zacząć
trening. Czy wymagam zbyt wiele?! — Zsunęła się po ogonie, niemal kładąc na
gołej skale.
— A więc lecimy? — spytał.
— Lecimy.
Wskoczyła na grzbiet smoka, chwytając
się mocno za wystające ze skóry łuski. Wzięła głęboki wdech, będąc tym razem
przygotowana na najcudowniejszy lot życia. Starożytny wzbił się w przestworza,
okręcając ciałem w powietrzu. Chmury wyrosły przed oczami dziewczyny.
Zaniepokojona zamknęła instynktownie powieki. Po chwili jednak otworzyła je,
nie chcąc już ani razu przegapić tego piękna. Smok zrobił korkociąg, schodząc
do swej krainy z nieludzką prędkością. Lucy straciła czucie w nogach. Oderwała
się od grzbietu Starożytnego, z trudem trzymając się za łuski.
Wrzasnęła, a jej krzyk rozniósł się
echem między wniesieniami.
Wylądowali.
Lucy upadła na zielone elfy trawy,
rozdmuchując je wokół siebie. Fioletowe kwiaty żywiołów załaskotały ją po
nosie. Rozległ się ryk. Ogniste żywiołaki odgoniły wszelką magię od Lucy,
zbierając się wokół niej jak robactwo. Podniosła się, delikatnie muskając je po
gorejącym futrze.
— Pomożecie mi stać się silniejszą?
Towarzysze kiwnęli płomiennymi karkami.
Ogniki wypadły z ich oczodołów, paląc ziemię na popielaty popiół. Lucy musnęła
dłonią zniszczoną glebę. Magia przepłynęła przez nią. Oczy zapłonęły. Jej skóra
zawrzała, a para wydostała się z włosków.
— Czeka nas rok pełen ciężkiej pracy —
odezwał się głos zza skał.
W niedowierzaniu odwróciła się. Ujrzała
stojącego Erica, którego zostawiła chwilę wcześniej na szczycie góry. Podeszła
do niego niepewnie.
— Dlaczego tu jesteś? — zapytała
wątpliwym głosem.
— Gdyż chcę cię poznać.
— Jesteś królem — zauważyła.
— A do obowiązków króla należy dbać o
swoją przyszłą królową — odpowiedział.
Lucy zamarła na moment w niedowierzaniu.
Wiele spodziewała się usłyszeć, ale nie to, że jest dla niego „przyszłą królową”.
— Masz własne królestwo — mówiła dalej.
— Jak cień, jestem wszędzie. I to
wszędzie to cień, który podąża za mną, a ja za nim — odparł, składając
delikatny pocałunek na czole Lucy. — A tak poza tym to lubię cię śledzić —
zażartował.
Parsknęła śmiechem.
— Chyba się od ciebie nie uwolnię. —
Pocałowała go delikatnie w szorstki policzek. — Ale trening — zwróciła się do
smoka.
— A tak, tak. — Leniwie przeciągnął
się. — Weź jeden z liści i go spal.
Zdziwiła ją prośba Starożytnego, ale
usłuchała się. Wzięła pierwszy lepszy liść i spaliła go bez najmniejszych
problemów.
— Gratulacje. — Zaklaskał łapami. — A
teraz zrób tak samo, ale spróbuj palić go przez jakąś godzinę. Idź sobie nad
jakiś wodospad — odpowiednia atmosfera musi być — i tam spróbuj utrzymać
płomień — nakazał.
Już otworzyła by coś powiedzieć, ale w
ostatniej chwili zrezygnowała. Sama zdecydowała się na trening. Mimo wrednego
humoru Starożytnego, to on żył na tym świecie przez tysiące lat — nie ona. Był
mądrzejszy i bardziej doświadczony, więc wierzyła, że jej starania nie okażą
się żmudne.
Westchnęła i chwyciła za kolejny liść,
kierując się w stronę wodospadu.
— No, i dlatego uważam, że będziesz
lepszym smokiem ognia od tego chłopaka, którego uchował Igneel. Jak on miał na
imię… — Podrapał się po brodzie. — Natsu Dragneel, prawda, Eric?
— Zgadza się.
Lucy zatrzymała się. Jej serce zabiło
mocniej na dźwięk imienia, które już kilka razy rozbrzmiało w jej głowie.
— Kim on jest? — spytała, bojąc się
znać odpowiedź.
— A skąd mam wiedzieć?! — Oburzył się
Starożytny. — Stwierdzam tylko fakt, a teraz już leć trzymać ten liść. Zaraz
pewnie nie wytrzymam i cię tam kopnę. Albo trening, albo drama, wybieraj!
Pognała w te pędy, niemal całkowicie
zapominając o całej sprawie z Natsu. Wiedziała, że nie tym teraz powinna się
teraz zamartwiać. Nawet jeśli Natsu był kimś, kogo znała, teraz nie było go
przy niej.
— Poszła — stwierdził Eric, wychylając
się zza krzaków.
Przysiadł przy drzewie. Leśne elfy
usiadły na jego ramieniu, oplątując swe korzenie wokół jego szyi. Wypuściły swe
liście, kwitnąc w fioletowych barwach. Słońce musnęło mężczyznę po skórze.
— Nie powiesz jej? — odezwał się nagle.
— O czym niby? — parsknął Starożytny,
ogrzewając się wraz Eric’iem na słońcu. — W zasadzie wspomniałem jej kilka
faktów. A jak z tobą? Jak długo zamierzasz ukrywać przed nią fakt, że tak
naprawdę stoisz za śmiercią jej matki?
Cień zatrząsł się. Oczy Erica
pochłonęła całkowita ciemność. Złość przerodziła się w nienawiść. Języki mroku
oplotły drzewne elfy, strącając je w odmęty nieskończoności.
— O wielu rzeczach jej jeszcze nie
mówiłem — stwierdził zaskakująco spokojnym głosem. — Ukrywam przed nią nawet
to, że wiem, kim tak naprawdę jest. I Lucy Hearfilią, a w zasadzie Dragneel, a
jeszcze konkretniej Dragon, ale osobiście nic nie znaczy dla mnie fakt, że po
prawdzie jest mężatką. A jeśli chodzi o drugą ją… — Pokręcił głową. — Ja nawet
nie chcę myśleć o tym wszystkim. Nie chcę, żeby…
— Eric — przerwał mu, po czym westchnął
głęboko. — Ona nie jest naszą królową. Nasza królowa umarła tysiąc lat temu.
— Nie przypominaj mi nawet. — Machnął
od niechcenia ręką. — I w żadnym wypadku nie widzę Lucy przez pryzmat królowej.
Może są podobne, ale… Ja obserwowałem Lucy od kiedy — zawahał się — zabiłem jej
matkę. Patrzyłem, jak dojrzewa, jak przeżywa przygody, jak musi cierpieć przez
to, że urodziła się w nieodpowiednim momencie, aż musiałem…
— Zakochałeś się w niej — podsumował
Starożytny. — Nie widzę powodu, dla którego niby miałbyś się w niej zakochać,
ale serce nie sługa. A ty zawsze miałeś zły gust do kobiet. Poza tym… może jest
słodka? Dlaczego ją kochasz?
Eric zamyślił się na moment. Uspokoił
się. Cień odszedł, powracając do swego królestwa. Elfy drzew zostały
wypuszczone ze szponów ciemności, po czym uciekły jak najdalej tylko mogły od
Erica.
— Ponieważ nigdy nawet nie próbowałem
poznać żadnej innej kobiety, tak samo jak Lucy — odpowiedział. — I te oczy. Nie
patrzy na mnie jak na króla czy jak na potwora. Po prostu widzi we mnie jakąś
osobę. Bo nie poddaje się, zawsze walczy. Nawet gdy już nikt w nią nie wierzy.
Wodny ptak okrążył drzewo, po czym
przysiadł naprzeciw Erica, przyglądając mu się w osłupieniu. Mężczyzna machnął
ręką, próbując go odgonić, lecz ten tylko przybliżył się. Ryknął — nawet to nie
przestraszyło zwierzęcia. Ostatecznie zrezygnował z droczenia się ze zwykłym ptakiem.
— Myślisz, że da radę się nauczyć
kontrolować moc? — Spojrzał w kierunku wodospadu, nad którym trenowała Lucy.
Uśmiechnął się delikatnie.
— W przeciwieństwie do tego całego
Dragneela, ona przynajmniej zna znaczenie słowa „cierpliwość” — odpowiedział
Starożytny. — Obawiam się tylko o moc, a może o coś więcej… Siła smoków to
żywioły. Odpowiednie opanowanie żywiołu i wykreowanie z niego mocy to dar,
który rzadko kto potrafi wykorzystać.
— Sądzisz, że Lucy wykaże ostateczny
talent, by…
— Ty mi powiedz — przerwał. — To ty
wiesz o niej wszystko.
— Wróżką nie jestem. — Prychnął. — Ale
wydaje mi się, że będzie w stanie…
— Ma męża — przypomniał mu
niespodziewanie smok. — Naprawdę ma męża.
Eric przewrócił oczami.
— Obchodzi mnie to tyle, co koniec
twojego ogona, o wielki Starożytny — odparł złośliwie.
Nastała cisza. Eric pragnął już tylko
skupić się na Lucy. Opiekować się nią aż do momentu, w którym osiągnie szczyt
swojej mocy. Marzył, by pewnego dnia móc ją ujrzeć w pełni jej możliwości i
powiedzieć, że sama dokonała cudu, a on tylko ją wspierał. Zawsze ją wspierał.
Kiedy jako cień uratował przed mocą Melody, gdy wyruszył razem z nią do złotej
komnaty przepowiedni, a wreszcie wraz z chwilą, kiedy straciła po raz ostatni
oczy, by potem przenieść do świata smoków, na Czwarty Kontynent. Znał ją
bardziej od niej samej. Dlatego wiedział, że nie wybaczyłaby mu, gdyby poznała
prawdę o śmierci swojej matki. O tym, że by ją ratować, nakazał cieniowi
rozszarpać serce Layli. Pozbawił ją matki, ale nie żałował tej decyzji. I był
gotowy zabić wszystkich, którzy mieli stanąć na ich drodze, nawet samą Lucy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)