Był piękny, słoneczny
poranek. Właśnie rozpoczynały się zajęcia w Liceum im. Świętego Edwarda w małym
miasteczku Sąkowice. Przez bramę główną właśnie weszła młoda dziewczyna, która
zasłania połowę swojej twarzy książkami z geografii i fizyki. Po jej oczach
można poznać, że się czegoś boi. Przechodzą obok niej dziewczyny, które coś
szepczą na jej temat i pod nosem chichoczą. Biedna dziewczyna, można by
pomyśleć. Po chwili ktoś ręką wytrąca jej książki i wszystkie spadają na
ziemię. Wszyscy się z niej śmieją, a ona tylko zbiera podręczniki i wbiega do
szkoły. Tak ta dziewczyna to szkolny kozioł ofiarny – Marta Kobylan. Już od lat jest dręczona przez swoich
rówieśników i nie ma żadnych przyjaciół, a to wszystko jest spowodowane tym, że
jest nieśmiała. Przecież nikomu nigdy nic nie zrobiła, a każdy, nawet ten,
który jej zbytnio nie zna, traktuje jak trędowatą. Siedząc i łkając w łazience
Marta słyszy rozmowę koleżanek z klasy na jej temat.
- Znowu przyszła ta dziwaczka, myślałam,
że po poprzednim roku wypisze się z naszej szkoły.
- Ona jest po prostu totalną idiotką i w
dodatku strasznie naiwną. Chyba myśli, że ktoś ją wreszcie polubi. –
powiedziała Kamila, śmiejąc się, tak głośno jak tylko może.
- Wiesz co, ty to potrafisz poprawić mi
humor na cały dzień, a ty widziałaś jej sweter.- mówiła Martyna poprawiając
włosy przy lustrze.
- No jasne. Trudno go nie zauważyć,
wygląda jakby był specjalnie ocierany o drogę. Hahaha – i znowu, tym razem
obie, zaczęły się śmiać z Marty.
Po
tym, jak już się umalowały, wyszły z łazienki, a biedna dziewczyna siedziała na
sedesie powstrzymując łzy. W tamtym roku straciła rodziców w wypadku i musiała
żyć na swój własny koszt. Miała już 18 lat, więc nie mogli jej oddać do
sierocińca, a niestety nikt z rodziny
nie chciał jej przyjąć do siebie. Jedyną satysfakcję dawała jej nocna praca,
ale pieniądze jakie z niej otrzymywała nie wystarczają na rachunki i szkołę.
Postanowiła
się umyć i pójść na lekcje. Wiedziała co ją czeka jeśli tam wejdzie, kpina i
odrzucenie. Chwiejnym krokiem wyszła z łazienki i zaczęła iść korytarzem. Kiedy
otworzyła drzwi do klasy tak jak się spodziewała usłyszała śmiechy i pomruki,
ale jak siadła do swojej ławki, ustały. Była bardzo zdziwiona tą sytuację, ale po chwili zrozumiała, że to nie z jej powodu
to się skończyło. Do klasy wszedł nauczyciel z nowym uczniem.
- Dzień dobry klaso. – powiedział wychowawca III B – To jest wasz
nowy kolega, John Sterdson. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie, a teraz usiądź
obok hum. …, o widzę, że jest wolne przy Marcie, to ta w niebieskim sweterku.
Klasa
nie przestała szeptać i się dziwić co robi taki chłopak w naszej szkole. Potem jednak wszyscy oprzytomnieli jak
usłyszeli, że ma siedzieć obok mnie. Sama trochę była zdziwiona tym faktem.
- Cześć, mam na imię John , a ty jesteś
Marta – powiedział do mnie nowy kolega. Słychać było u niego brytyjski akcent –
Miło cię poznać.
- Cześć, i nawzajem – powiedziała nieśmiało Marta.
Nauczyciel
uciszył klasę i wszyscy zajęli się lekcją, oprócz Marty. Cały czas myślała o
Johnie i o tym, że był pierwszą osobą, która tak przyjacielsko z nią rozmawiała.
Jednak była na tyle nieśmiała, że bała się prowadzić z nim dalsze rozmowy. Cała klasa natomiast od razu zaczęła
zaprzyjaźniać się z nowym kolegą. Już myślała, że coś się zmieni, ale nawet nie
mogła mieć nadziei. To było tylko chwilowe złudzenie, które chciała ją omamić,
zmylić, że ktoś ją wreszcie polubi.
Kiedy
rozległ się ostatni dzwonek w dzisiejszym dniu cała klasa dosłownie wyskoczyła
ze szkoły. Marta także była szczęśliwa, że lekcje się skończyły. Nie mogła się
doczekać wieczoru i jej pracy. Można by powiedzieć, że ją wręcz kochała. Najgorsze
było dla niej lato, ponieważ dzień trwał bardzo długo i dlatego nie mogła
pracować przed zmrokiem. Kiedy doszła do swojego mieszkanie, zjadła obiad i
zaczęła odrabiać lekcje. Zobaczyła, że nauczyciele postarali się by żaden uczeń
w domu się nie wynudził z powodu braku zajęcia.
Nagle
spostrzegła, że jest już wieczór. Szczęśliwa poszła do sypialni, gdzie
przebrała się w czarny obcisły strój, który zasłaniał, oprócz głowy, każdy
centymetr ciała. Spod łóżka wyjęła teczkę, gdzie miała schowaną całą broń. Każda
była od innych zleceń, ale zawsze trzeba wziąć kilka rzeczy na zaś bo nigdy nie
wiadomo co ją czeka przy wykonywaniu zadania. Kiedy już się do końca
przygotowała, spojrzała na siebie w lustrze i dostrzegła piękną i groźną
kobietę, taką jak jej matka. Podeszła do stolika w którym trzymała pod kluczem
listy z nowymi zleceniami. Wylosowała sobie kopertę z kwiatem przy adresie,
otworzyła go i zaczęła czytać:
„Dzisiaj w nocy w Warszawie przy ulicy Wykory,
w budynku dawnej szwalni spotka się grupa wampirów, która odbędzie rytuał
przeistoczenia. Masz zabić wszystkie oprócz przywódcy. K. ”
Wampiry,
wilkołaki, zmory, duchy … tym się zajmowała Marta. Tak, była pogromczynią, a
dokładnie Nocnym Łowcą. Często tak ludzie nazywają wampiry, ale nie mają
pojęcia kim są tak naprawdę NŁ. Według Kodeksu Praw Nieśmiertelnych Istot i
Ludzi jest grupa wyspecjalizowanych i ze specjalnymi zdolnościami grupa
odmieńców, która znajduje się na pograniczu świata ludzi i Nieśmiertelnych
Istot i chroni równowagę pomiędzy nimi. To jest zadanie Marty i dwudziestu
innych osób z całego świata. Było to jej dziedzictwo po rodzicach. Praktycznie
jedyna pamiątka.
A
przynajmniej tego się dowiedziała od tajemniczego K., który przysyłał jej listy
ze zleceniami. Tak naprawdę nikt z kręgów Nocnych Łowców nie znał jego
tożsamości. Był okryty tajemnicą i zagadką, ale i tak nie kwestionował jego
przywództwa. Był osobą, która nie tylko wysyłała listy, ale i także
kontrolowała pracę Nocnych Łowców i robił wszystko, żeby zwykli ludzie nie
dowiedzieli się o Nieśmiertelnych Istotach. Chociaż istnieją osoby, które w nie
wierzą i tworzą bajeczki typu „Zmierzch” – romans, dla przeciętnego nastolatka
i komedia, dla typowego Łowcy.
Marta
wyszła z budynku przez tylne okno i zeskoczyła do garażu. Zapaliła motor i
pojechała do Warszawy. Wiedziała, że nie będzie to łatwe zlecenie, ale dla niej
się liczył każdy pieniądz, a śmierć nie miała dla niej żadnego znaczenia bo nie
miała nikogo, kto mógłby ją opłakiwać po śmierci. Była świadoma, że może zginąć
w każdej chwili. Rozmyślając nad swoim życiem, zawsze się pytała samej siebie
dlatego jest tak nieśmiała. I nigdy nie mogła odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Kiedy
dotarła na miejsce, po cichu weszła do budynku i wskoczyła na wystającą belkę
przy ścianie. Wiedziała, że z tego miejsca będzie miała najlepszy widok. Nie
musiała długo czekać bo wampiry przybyła 10 minut po niej. Zauważyła, że jest
ich pięciu i jeden człowiek, zapewne ofiara. Przywódcę od razu poznała, po
szczególnym wyglądzie. Był on ubrany w czarny płaszcz i miał
odsłonięty cały tors. I jak to nieśmiała Marta, zasłoniła oczy. Jednak
wiedziała, że musi się jakoś powstrzymać. Po chwili podeszli dokładnie pod
belkę na której siedziała Marta. Kiedy wyczuła odpowiedni moment rzuciła się na
wampiry. Od razu przebiła kołkiem dwóch strażników. Później rzucili się na nią
blondyn i łysy, którzy wysunęli swoje białe kły. Podskoczyła i udało jej się
złapać kolumnę. Od razu kopnęła pierwszego z nich. Ten stracił równowagę i
przewrócił się. Drugi natychmiast przyszedł z pomocą pierwszemu. Jednak Marta
wzięła w dłoń pistolet i trafiła pociskiem prosto w serce. Niestety pierwszy
się otrząsnął i zrzucił ją z kolumny i przycisnął do ziemi.
- Nasza malutka łowczyni myślała, że
będzie łatwo, ale chyba dzieci nie powinno się wysyłać z takimi zabawkami na
dorosłe wampiry. – oznaczało to, że przywódca musi mieć przynajmniej 500 lat.
Dziewczyna, która była przeznaczona na ofiarę stała i patrzyła mi prosto w
oczy.
- Pomóż mi proszę!!! – zaczęła krzyczeć,
ale Marta nie mogła jej pomóc. I nagle przez okno wpadł jakiś chłopak i rzucił
się na wampiry. Walczył z przywódcą wampirów, a Marta próbowała się wyswobodzić,
żeby mu pomóc, ale nie mogła się ruszyć. Wtedy blondyn uderzył ją w głowę i
pozbawił przytomności.
***
Marta
obudziła się w swoim łóżku z okropnym bólem głowy. Na początku nie wiedziała,
co się stało, ale po chwili wszystko sobie przypomniała… Polowanie, wampiry i
tajemniczy wybawiciel. Zobaczyła, że
nastał już ranek, ale nie chciała wstawać z łóżka, nie chciała iść do szkoły.
Nie z powodu zaczepek czy drwin, ale dlatego, że jej było wstyd. Sądziła, że
jest gotowa na śmierć, ale kiedy się o nią otarła, poczuła, że nie chce
umierać. Wiedziała jednak, że nikt nie
napisze za nią usprawiedliwienia z lekcji, więc szybko się umyła i przebrała.
Kiedy wychodziła z mieszkania, zobaczyła, że przed drzwiami leży czarna róża z liścikiem
:
Czarny Książę”
Nie wierzyła własnym oczom, że ktoś dał jej
róże. Domyśliła się, że Czarnym Księciem może być chłopak, który ją wczoraj
uratował. Szybko wzięła różę do ręki i włożyła ją do wazonu, który z
niewiadomych powodów kiedyś kupiła na targu. Był to pierwszy kwiat, który od
kogoś dostała. Nagle zauważyła, że spóźni się do szkoły, jeśli szybko nie
wyjdzie z mieszkania.
Marcie
udało się dotrzeć do klasy na równo z dzwonkiem. Gdy tylko weszła do Sali
zauważyła, że obok jej stałego miejsca siedzi John.
- „Więc jeszcze ode mnie nie uciekł” –
pomyślała Marta. W duchu bardzo się z tego cieszyła. Wreszcie istniał ktoś taki
na świecie, kto chce być przyjacielsko do niej nastawiony.
- Cześć – powiedział John, kiedy Marta
podeszła do ławki.
- Witaj. – odpowiedziała Marta.
Do
klasy wszedł nauczyciel i w klasie ustały rozmowy, ponieważ nikt nie rozpoznał
nowej nauczycielki.
- Witam droga młodzieży! – krzyknęła tak
głośno, że większość uczniów się wystraszyła. – Od dzisiaj jestem waszą nową
nauczycielką historii. Mam na imię Alicja Krest. Nie będę owijała w bawełnę i
od razu przejdę do moich wymagań. Musicie wiedzieć, że nie przepuszczę do
następnej klasy kogoś, kto nie zaliczy wszystkich prac. Nie sądźcie także, że
będzie ich mało. Od dziś zacznie się wasz największy koszmar. No to zaczynamy
lekcję.
Klasa
siedząc cicho, nie miała odwagi nawet coś szepnąć do drugiej osoby. Wszyscy
wpatrywali się w nową nauczycielkę, jak w wiedźmę.
- „Może teraz dowiedzą się jak to jest
być tym słabszym.” – myślała Marta. Zauważyła, że nowa nauczycielka dziwnie
patrzy na nią i na Johna. Jednak przyjęła, że jej się przywidziało i zajęła się
lekcją.
Kolejne
lekcje przebiegały spokojnie i klasa mogła się wyszaleć po lekcji z panią
Krest. To dotyczyło spraw związanych z Martą. Dziewczyna była cały czas
obgadywana przez koleżanki, ale nie przejmowała się nimi, ponieważ myślała o
tajemniczym chłopaku, który ją uratował przed wampirami. Chwile refleksji
przerwał jej John.
- Mam takie pytanko… - zaczął mówić
niepewnie. – Czy pożyczysz mi swoje
zeszyty? Chciałbym sobie wszystko nadrobić, a zauważyłem, że masz dobre
oceny, więc twoje zeszyty powinny być dokładnie … no wypełnione treścią…
Marta
nie wiedziała, czemu chłopak tak się stresował, ale musiała przyznać, że
wyglądał z tym słodko.
- Tak… hmm oczywiście – odpowiedziała
cichutko dziewczyna. – Proszę…
- Nie będą ci potrzebne?
- Nie…
- To wielki dzięki.
John
uśmiechnął się szeroko do Marty. Dziewczyna poczuła, że robi jej się gorąco. Zanim
pomyślała co robi, wybiegła z klasy, a za nią wyszły Kamila i Martyna. Kiedy
weszła do toalety, zauważyła, że dziewczyny trzymają w rękach puszki z farbą. Musiała
minąć chwila, żeby Marta musiała zrozumieć, po co im ona jest. Kiedy się
zorientowała, Kamila zamachnęła się
swoją puszką i wylała całą jej zawartość na Martę. Dziewczyna nie uwierzyć w to
co się stało. Krzyknęła i wybiegła z łazienki, ale uczniowie zamiast jej pomóc,
dopingowali koleżankom z klasy, a nawet
niektórzy sami prosili by zostawić im trochę farby, żeby mogli oni sami walać
ją na Martę. Nie było nikogo kto mógłby pomóc dziewczynie. Została sama…
Zaczęła płakać, jak nigdy jeszcze. Wiedziała, że w tej chwili wolała by walczyć
ze stadem wilkołaków niż spotkać tych ludzi, tych którzy powinni być jej
przyjaciółmi, klasą, szkołą, przyszłością … Nie miał już nic, nie miała po co
żyć … Chciała, żeby śmierć ją ze sobą zabrała, ale ona nie chciała przyjść.
- Dziwka, potwór, karaluch – krzyczeli i
się śmiali, obelgi wobec niej nie ustawały… - Ta czerwona farba wygląda jak
krew dziwki.
Czemu
oni to robią? Czemu nikt ich nie powstrzyma? Dlaczego są tacy okrutni? Dlatego
akurat spotkało to taką niewinną dziewczynę?
Marta
opadła na podłogę. Z jej oczu wypływał strumień łez. Straciła wszystkie siły i
jakąkolwiek nadzieję. Oni nie przestawali, a nawet coraz bardziej się
nakręcali. To dopiero był początek …
- Przestańcie!!! Zamknąć mordy!!!
Wynoście się!!! – kto to? Ktoś przyszedł…
- „Chyba zaczynam mieć już zwidy. Wydaje
mi się, że ktoś chce mi pomóc. I to chyba jest John… ale to niestety tylko sen”
– pomyślała Marta.
- Przepraszam, że się spóźniłem… - John
objąć Martę wokół szyi. Po chwili zdjął kurtkę i zarzucił na nią. Oparł się
kolanach i wziął ją w ramiona. Cała szkoła przyglądała się w niedowierzaniu.
Wszyscy zaczynali sobie uświadamiać co zrobili. John szedł przez środek szkoły
wymijając kolejnych uczniów. Kiedy już doszli na parking, posadził na siedzeniu
swojego auta i odjechał.
- Czy to mi się śni ? – niepewnie
zapytała Marta.
- Niestety nie … - odpowiedział pełnym
goryczy John. – Jak oni śmieli ci to zrobić?!
- Proszę odwieź mnie do domu …
- Co?! Musisz szybko iść do szpitala!
- Nie mogę!!! Nie rozumiesz! – właśnie
do niej dotarło, że nawrzeszczała na człowieka, który ją uratował… -
Przepraszam, ale … proszę cię, zawieź mnie do domu.
- Dobrze. Jeśli tego chcesz… -
powiedział spokojnym głosem John –Gdzie mieszkasz?
- Zaraz za kinem, w bloku nr 10.
John
nie odzywał już się do niej do końca jazdy. Kiedy zatrzymali się, wysiadł z samochodu
i podszedł otworzyć jej drzwiczki. Marta nie mogła uwierzyć w to co się dzieje.
Bała się, że to tylko kolejny żart kolegów. Po chwili zobaczyła, że chłopak
znów ją bierze w ramiona. Wystraszyła się, ponieważ tym razem wiedziała co się
dzieje.
- Ja sama dojdę … - powiedziała
nieśmiało Marta.
- Już cię widzę pędzącą po klatce
schodowej. – zażartował John – No już obejmij mnie wokół szyi, będzie mi
łatwiej ciebie nieść.
Marta
już się nie sprzeciwiała, tylko objęła chłopaka, a ten ją podniósł, jakby nic
nie ważyła. Dziewczyna zrobiła się cała czerwona na twarzy. Bała się, że John
zobaczy jej zmieszanie, ale tak się nie stało. Zaniósł ją w ciszy do jej
mieszkania. Kiedy położył ją na łóżko, wyszedł nic nie mówiąc. Marta od razu,
jak wyszedł, się rozebrała i weszła pod prysznic, żeby zmyć całą farbę. Po
policzkach spływała jej woda. Tak sobie wmawiała bo to były łzy. Nie wiedziała
czy uda jej się kiedyś jeszcze pójść do szkoły. Nie wiedziała, czy będzie
chciała jeszcze kiedykolwiek żyć.
Kiedy
dziewczyna wyszła z łazienki, poszła do swojego schowka ze zleceniami.
Wyciągnęła pierwszą kopertę z wierzchu i przeczytała:
„W starej kamienicy, niedaleko kina
„Partus ” w Warszawie pojawił się duch 70 letniego staruszka, musisz go odesłać
z powrotem do świata duchów. K. ”
Nareszcie
nastał dla Marty szczęśliwy dzień, ponieważ wręcz kochała odsyłać duchy do ich
światów, ale niestety rzadko dostawała takie zlecenia. Niestety nie nastał
jeszcze wieczór, więc musiała poczekać. Zanim jednak zamknęła skrytkę zobaczyła,
że leży w niej jakaś dziwna paczka. Wzięła ją do ręki, usłuchała, ale nie
wyglądało, że to jakaś bomba, więc postanowiła ją otworzyć. Kiedy już to
zrobiła, zobaczyła, że w środku jest książka „Extrelius notus”. Wszyscy łowcy
wiedzieli co to książka, ale oprócz przywódcy nie widział jej zawartości.
Ciekawość wzięła górę nad Martą i postanowiła ją przeczytać.
Pierwsze
strony książki nie były niczym nowym dla Marty, czyli były to rozdziały o
sposobach walki, rodzajach nieśmiertelnych itp. Jednak jedno hasło
zaintrygowało dziewczynę w niezwykły sposób. Kiedy czytała te kilka stron nie
mogła ona uwierzyć. Zawierały one wyjaśnienia dotyczące związków pomiędzy mężczyzną
i kobietą u Nocnych łowców. Kiedy kobieta osiąga wiek 10 lat, rodzice wybierają
jej partnera na całe życie…
- „Moi rodzice żyli, kiedy osiągnęłam
ten wiek… To gdzie jest mój partner? ” – myślała Marta. Ale tok jej myślenia
przerwał głos budzika oznaczający, że już wieczór. Marta schowała książkę i
udała się do pokoju przygotować. Tak jak zazwyczaj wzięła potrzebne przedmioty
na jej wyprawę, ale ciągle miała wrażenie, że czegoś jej brakuje, że coś
przegapiła. Jednak zbytnio się tym nie
przejmowała i po prostu wyszła z domu, a dokładniej wyskoczyła, jak to mają
łowcy w zwyczaju. Wsiadła na swój motor i pojechała na wyznaczone. Przez całą
podróż rozmyślała nad tym, jak następnego dnia pójdzie do szkoły. Na samą myśl
przechodziły przez nią ciarki. Próbowała się skupić na swojej misji, ale
szkolne wydarzenia były dla niej jedną z najbardziej wstrząsających rzeczy,
jakie jej się przytrafiły. Kiedy wreszcie dojechała na miejsce zobaczyła, że
kamienica dziwnie wygląda jak na zamieszkaną przez ducha, ale w swojej branży
nauczyła się, że pozory mogą mylić, ale i tak ten budynek, dla niej, był zbyt
zadbany. Kiedy weszła na schody zobaczyła, że świeci się lampka na niebiesko.
Od kiedy to zobaczyła, wiedziała już, że tam jest duch. Według legend i podań
profesora Serefiego Augusta, duchy boją się niebieskich przedmiotów, ponieważ
po śmierci człowiek widzi tzw. „niebieskie światło”, które jest drogą do nieba,
jednak ci, który nie pójdą w tę stronę, błąkają się po świecie w postaci dusz.
Śmierć.
Zabawa. Strach. Tak można podzielić, na etapy życie typowego ducha. Jak widać
ten duch, był na etapie strachu, ponieważ poltergeist (dusza na etapie zabawy),
już by dawał „znaki życia”. Powoli, zachowując ostrożność Marta weszła na
korytarz. Zobaczyła, że w jednym z pokoi świeci się . Postanowiła zajrzeć do
niego. Kiedy otworzyła drzwi, usłyszała skrzypienie fotela. Siedział na nim
starszy mężczyzna z siwymi włosami i w podartych ubraniach.
- Może warto zejść już z tego świata? –
zapytała Marta
- Wiem… Świat był i znikł. Żyłem, a
teraz sam nie wiem kim jestem.
-Pomogę ci, tylko bądź spokojny. –
powiedziała Marta, która była świadoma tego, że duchy mogą się zbuntować przy
wejściu do nieba.
- Co mam robić?
- Ja sama wszystko zrobię… Ty tylko
sobie siedź.
Marta
podeszła, stanęła obok fotela i zaczęła wokół niego rysować odwrócone symbole
Sodomy i Gomory. Kiedy skończyła, zaczęła odprawiać rytuały : oczyszczenia,
objawienia i zbawienia. Duch przez cały czas siedział spokojny, czekając na
swój los. Po ostatnich słowach, staruszek rozpłynął się w powietrzu.
„Stanowczo, było to zajęcie za łatwe…” – pomyślała Marta. Poczekała jeszcze
chwilę, ale nic się nie działo, więc postanowiła wracać już do domu … do domu,
jak pięknie brzmiałyby te słowa w ustach kogoś, kto ma prawdziwy dom.
Zamyślona
Marta, postanowiła wracać, obok starej fabryki, która należała kiedyś do jej
dziadka. Niestety, po pewnym czasie, świat się zmienił i nikt już nie
potrzebował starej technologii i dlatego fabryka zbankrutowała. Pomimo, że nikt
do niej nie zaglądał od lat, to wciąż biło od niej ciepło ciężkiej pracy i
szczęścia, jakiego doznawali ludzie pracujący ze sobą… Tak to były dobre czasy,
które minęły i, które nie powrócą.
***
„Moja Różyczko, czuję, że dziś jest ci
potrzebna biała róża. Powodzenia,
Czarny Książę .”
Marta
nie mogła uwierzy. Znowu ktoś, przyniósł jej róże. „Kim on jest?” – myślała
dziewczyna. Szybko weszła do środka i włożyła ją do flakonu z czarną różą. Były
one obie mroczne i zarazem piękne.
7:45
… dotarcie do szkoły zajmuje 20 minut… Marta nagle zauważyła, że jeśli się nie
pospieszy, to się spóźni. Złapała za torbę i szybko wybiegła z klatki schodowej.
Jedno czerwone światło, no dobrze jeszcze może być. Potem drugie, to już
przesadza. Trzecie… To już przesada.
- Podwieźć cię? – zapytał John siedzący
za kierownicą swojego auta.
- Hmm… Tak, proszę- „Ja tam wczoraj z
nim siedziałam. Sama…” Zarumieniona Marta wsiadła do samochodu i od razu
zaczęła się patrzeć na kolegę z klasy. Kogoś jej bardzo przypominał, ale kogo ?
- Dlaczego ni nie mówisz? – zapytał
chłopak
- Nie lubię … mówić … -odpowiedziała
speszona dziewczyna. Na tych słowach zakończyła się „rozmowa” i całą drogę do
szkoły, przebyli w milczeniu.
***
Kiedy
wysiadła z samochodu, zobaczyła, że oczy wszystkich uczniów są zwrócone na nią. Marta nie spodziewała się innej reakcji,
chciała, żeby wszyscy po prostu o tym zapomnieli. Kiedy weszła do klasy i
usiała na miejsce, zobaczyła, że na drzewie siedzi kruk. Odniosła dziwne
wrażenie, że się na nią patrzy… Nie myliła się. Po chwili podleciał do niej,
trzymając w dziobie karteczkę. W środku znajdowała się wiadomość :
„Twoja krew będzie dekoracją dla mojego
pokoju. Przygotuj się na śmierć. Zemszczę się za moją miłość.”
Marta
nie mogła uwierzyć w to co przeczytała. Wiedziała, że śmierć po nią przyjdzie.
Uwolni ją od cierpienia, ale wiedziała, że zemsta nie będzie przyjemna. Po
chwili zastanowienia, zabrała ze sobą torbę i wybiegła z klasy. Nie zwracała
uwagi na uczniów i nauczycieli. Chciała się tylko znaleźć jak najdalej. Biegła,
jak najdalej mogła. Ile tylko miała sił. Chciała odwiedzić grób rodziców.
Chciała … i wtedy się zatrzymała. Chciała żyć. Tyle myśli, że śmierć rozwiąże
wszystkie problemy, a teraz chciała żyć. Myślała:
„Dla czego?
Dla kogo? Chcę umrzeć, ale chcę żyć.
Myślę, nie ja nie myślę. ” – zaczął padać deszcz. Stała na środku łąki, na
której się znalazła, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak… – „Jak się tu
znalazłam?”- świat był taki ciemny, mroczny. – „Przecież to głupia pogróżka,
więc dlaczego tak się boję. Chcę … żyć. Ja dlaczego, dopiero teraz… Kto chce …
mnie zabić? Ukochany? Może to… tak na pewno to kochanka tamtego wampira. Świat
jest … taki piękny. On … kto? Dlaczego widzę jego twarz? Dlaczego chcę by mnie
przytulił? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Chcę … go dotknąć. Czuję, że … go
kocham. Ja na pewno zginę” – łzy zmieszały się z deszczem i płynęły
strumieniami, po bladych policzkach – „Jest tak ciemno… Przecież dopiero co był
poranek. Chce się … przespać.” – Położyła się na trawie i nie musiała długo
czekać by odejść do krainy marzeń …
- Szefowo! – powiedział starszy
mężczyzna – Mam informacje na temat tej dziewczyny.
- Pokaż – powiedziała młoda kobieta,
która siedziała przy biurku. Przeczytała wszystko dokładnie, każdą stronę,
każde słowo dokładnie przeanalizowała. – Nie możliwe… więc to ona.
- Szefowo? – zapytał zdziwiony mężczyzna
- Natychmiast przygotuj mi samolot,
lecimy do Sąkowic.
- Eee, gdzie? Zdaje się, że tam nie ma
lotniska. – poinformował ją zdziwiony pracownik.
- To helikopter !!! Musimy tam się
dostać, jak najszybciej. Ona żyje, dziecko jasnowidza.
- Ona… to
znaczy… już idę przygotować transport.
Marta otworzyła oczy
i zobaczyła, że jest nadal ciemno. Kiedy spojrzała na zegarek zobaczyła, że to
już noc. Pozostało jej tylko czekać. Nie myliła się, że minęło nawet kilka
minut, a za drzew zaczęły się wyłaniać ciemne kształty. Sześć, siedem, …
piętnaście… dwadzieścia sześć wampirów. Na pewno to nie były żadne świerzaki,
tylko dobrze wyszkolone elitarne jednostki.
Obok nich, wolnym krokiem szła, młoda dziewczyna. Miała czarne włosy,
bladą skórę i była ubrana suknię, koloru krwi.
- Specjalnie dla ciebie. Nie chcę
przecież nie pasować do wystroju … Haha – zaśmiała się szyderczo – Zabrać ją!!!
Wszystkie
wampiry rzuciły się na Martę. Dziewczyna wiedziała, że musi walczyć. Sięgnęła
ręką do kieszenie i wyjęła kołek oraz dobyła miecz za pasa.
- „Skąd ja to …” – zanim dokończyła
myśl, jeden z wampirów rzucił się na nią. Marta wzięła zamach i zaczęła celować
w głowę, ale ten uniknął ciosu. Inne wampiry natomiast stały i nic nie robiły.
Musiały mieć wysokie mniemanie, skoro sądziły, że jeden wystarczy by pokonać
Nocnego Łowcę. Marta, postanowiła, że chce żyć. Dlatego z całych sił próbowała
walczyć. Cios w nogę, potem jak wampir skulił się z bólu, ona zamachnęła
kołkiem i trafiła go prosto plecy, ten wygiął się i umożliwił jej zadanie ciosu
w szyję. Po chwili nic z niego nie zostało, tylko kurz. Wampiry widząc to
zaczęły się śmiać i jak jeden mąż rzucili się na dziewczynę. Ta wiedziała, że
sama nie da rady , i że pozostała jej tylko ucieczka… Niestety wampiry, były za
szybkie i udało się im ją obezwładnić. Po
chwili poczuła, że zakładają jej na ręce i nogi łańcuchy. Kiedy
skończyli, wampirzyca podeszła do niej i powiedziała:
- Smaczny z ciebie kąsek – po czym
polizała ją po szyi, następnie wbijając się w żyłę.
-„Ja umrę” – pomyślała Marta. I zapadła
jeszcze większa ciemność.
Jednak
obudziła się. Zobaczyła, że jest przykuta łańcuchami do ściany. „Pokój ” w
którym się znajdowała wyglądał po prostu jak cela więzienna.
- Ojejku ktoś się nam rozbeczał –
zadrwiła wampirzyca. Stała na środku celi i patrzyła na Martę. Dziewczyna
zobaczyła jej twarz. Ona zabiła jej ukochanego. Ona też cierpiała… - Będziesz umierać bardzo powoli, zobaczysz,
co to prawdziwe cierpienie, to ugryzienie to nic w porównaniu do tego, co cię
czeka. Raz, dwa, trzy … zanurzę w tobie moje kły. A teraz, przyjemnego
cierpienia. Ups, no tak tylko dla mnie.
Marta
płakała. Widziała, jak wampirzyca szykuje różne pręty i noże. Dziewczyna
chciała uciec, ale mogła się ruszyć. Nagle usłyszała donośny wrzask. Wampirzyca
także była tym bardzo zaskoczona. Jednak obie nie spodziewały się tego co
zobaczyły. Do lochów wpadł tajemniczy mężczyzna. Wbij wampirowi kołek w serce i
ruszyć na zdziwioną kobietę. Szybkim ruchem poderżną jej gardło i pozostawił po
sobie tylko pył.
Pojmana
dziewczyna tylko siedziała i przypatrywała się tajemniczemu wybawczy. Widziała
go już. Tak, już kolejny raz ją uratował. Podszedł do niej i otworzył zamek
kluczem. Marta nie miała sił. Bezwładnie opadła na chłopaka. Ten wziął ją na
ramiona i wyszedł przez główne drzwi. Zaniósł ją i położył na tylnych
siedzeniach samochodu, gdzie opatrzył jej rany i przykrył kocem. Spała, kiedy
się obudziła zobaczyła, że to już poranek. Nie wiedziała tylko, który? Marta
podniosła się i usłyszała głos:
- Powinnaś jeszcze leżeć …
- John ??? – powiedziała zdziwiona
dziewczyna – Jak? Ty? Ja? Gdzie???
- Może lepiej się uspokój, a przy
okazji, czemu chowasz taką figurę, pod tak okropnym swetrem …
- Co???? Ty mały … -wrzasnęła na
chłopaka, który tylko się śmiał pod nosem. – Czemu się śmiejesz?
- Zachowujesz się inaczej niż w szkole J. I podoba mi się to – powiedział to po czym zobaczył
zaróżowione policzki dziewczyny. – No, ale pewnie oczekujesz wyjaśnień. Hm …
Jestem Nocnym Łowcą. Pochodzę z dosyć znanej rodziny w tych kręgach, zresztą ty
też, ale po śmierci twoich rodziców, nikt nie mógł cię przygarnąć, bo głupie
prawo na to nie pozwalało. Jednak, nasz tajemniczy K, postanowił się tobą
zaopiekować dlatego jest tym kim jesteś. Jejku, ale mówię, bez składu i ładu.
Powiem tak, w skrócie. Ostatnio dowiedziałem się, że nasi rodzice nas zaręczyli
gdy byliśmy dziećmi, pewnie o tym słyszałaś, o tym „przeznaczeniu”, ale ja nie
chciałem cię znać. Rodzice jednak bardzo nalegali i postanowiłem cię poznać –
tutaj ściszył glos – Kiedy przeniosłem się do twojej szkoły, nie mogłem
uwierzyć własnym oczom. Było mi cię żal, ale najbardziej mi było głupio bo … ja
…
Nie
dokończył, bo przybliżył twarz do Marty i po chwili ich usta złączyły się w
delikatnym aczkolwiek namiętnym pocałunku. Po chwili jego twarz oddaliła się od
jej.
- Ja kocham cię – szepnął jej do ucha.
- To ty byłeś tym Czarnym Księciem i to
ty mnie uratowałeś. – stwierdziła dziewczyna.
- No tak… - powiedział to przeczesując
swoje włosy ręką – Jesteś ważna. Ostatnio Szefowa dowiedziała się, że masz
takie zdolności jak twój ojciec. Jasnowidz. Niedługo tu przybędą. Wtedy ci
wszystko ze szczegółami wyjaśnią.
Na
chwilę zapanowała cisza, ani Marta, ani John nie wiedzieli co powiedzieć.
Dziewczyna postanowiła się przełamać i zmienić życie, postanowiła … żyć.
- Ja też cię kocham !!! – krzyknęła
głośno, a po chwili cała jej twarz stała się czerwona. Chłopak nie wytrzymał. Oboje się kochali.
Czyżby przeznaczenie jednak istniało. John wbił się w usta dziewczyny, a ta
czując ruchy warg na jej ustach odwzajemniła pocałunek. Dla nich ta chwila
trwała wiecznie. Nieśmiała dziewczyna, która jeszcze niedawno nie miała nikogo,
znalazła człowieka, który będzie jej towarzyszył do końca jej dni. Całowała go
namiętnie, nieprzerwanie. On przyjmował jej pocałunki z przyjemnością i oddawał
jej to samo odczucie.
- Synku czy wszystko w porządku ? Mogę
wejść? – zapytała kobieta za drzwi. John i Marta oderwali się od siebie i
rumieniąc się spoglądali na siebie. – Przyszła Szefowa.
Po
chwili do pokoju weszła kobieta w średnim wieku, podobna do ich nowej
nauczycielki.
- To pani !!!- krzyknęli równocześnie.
- Tak, a teraz konkrety, nie mam byt
dużo czasu. Ostrzegam was ta rozmowa, nie może ujrzeć światła dziennego, chyba,
że ja powiem inaczej…
Miesiąc
później
„Kiedyś bym sama, a teraz idę za rękę z
moim chłopakiem do szkoły. Mam świetną pracę i nową rodzinę. To co mi
powiedziała wtedy szefowa zmieniło moje życie. John je zmienił i ja je zmieniłam.
Teraz wiem, że chcę żyć… ”
10
lat później
„Mam wspaniałego męża, córeczkę i
kolejna niespodzianka siedzi u mnie w brzuszku. Żyję i dałam życie. Jestem
szczęśliwa. I chcę by tak było dalej. Zrobiłam krok na przód i nie zamierzam
się cofać „
PROSZĘ PRZECZYTAJ!!!
Drogi czytelniku
Nawet jeśli blog będzie zakończony proszę cię drogi czytelniku SKOMENTUJ, jak chcesz pójdź na inne moje BLOGI, POLUB moją stronę, albo naciśnij OBSERWACJĘ :)
Pierwsza :D. Zaraz czytam i komentuję :D
OdpowiedzUsuńO rety!!! Olu kochana, to było piękne!!! Ale od początku ;)
UsuńKto by podejrzewam, że skromna, zamknięta w sobie dziewczyna, okaże się Nocnym Łowcą i jednocześnie piękną kobietą, którą ktoś może pokochać i pożądać??? No właśnie ;). Już sam początek był niesamowity. Szkolne popychadło nie potrafiło się sprzeciwić stalkerom i pozwalało na obrzucanie swojej osoby obelgami. Tylko w pracy czuło się na swoim miejscu, co powinno być budujące. W sumie, żeby zabijać wampiry i pracować nocą, trzeba mieć jaja. Jestem ciekawa, czy taka Kamila, albo inna drwiąca z Marty koleżanka, weszłaby do nawiedzonego domu, albo zgodziła się zabić Istotę Nocy??? Raczej nie, bo by tipsa straciła :P. Pod warunkiem, że wcześniej nie zrobiłaby w portki ze strachu, albo nie zemdlała ;D. Ale to szczegół. Myślę, że gdyby inni wiedzieli o jej profesji, odnosiliby się do niej z szacunkiem, bo wzbudzałaby ogólny strach. Ale ludzie właśnie tacy są. Widzą tylko to, co na wierzchu i jak im się podoba, to jest super, a jeśli nie - to taką osobą się nie interesują. Chyba, że w celach okpienia, bo im się po prostu nudzi... No, ale to osobny temat ;). Lecąc dalej. Nowy kolega. Hm... Od razu wiedziałam, że coś między nimi będzie i jestem przeszczęśliwa :). Ach!!! I te ich przydomki: Czarna Różyczka i Czarny Książę!!! Świetnie to wymyśliłaś :). W końcu każda dziewczyna marzy o księciu z bajki, a Marta w końcu się takiego doczekała ;). Uratował ją niejednokrotnie i wyznał miłość :). A później żyli długo i szczęśliwie. Ach!!! Naprawdę mi się podobało!!!
Uważam, że z powodzeniem jest to historia nadająca się na scenariusz filmowy ;). Z chęcią zobaczyłabym ją na ekranie ;). Dziękuję Ci, że ją wstawiłaś :). Pozdrawiam cieplutko i mykam spać. Dobrej nocki :D.
Ps. Jeśli masz coś jeszcze w zanadrzu (a na pewno masz :), to wrzuć :D.
Ps.2. Kiedy ogłosisz konkurs, który nie wypalił jakiś czas temu??? I proszę pamiętaj o zwiększeniu ilości stron. Ale tak bardzo proszę. Gdyż znowu poszalałam :D.
tak jak mówiłam ogłoszę konkurs po maturze :)
UsuńA co do innych opowiadań mam dwa, za jedno dostałam dyplom, a za drugie wyróżnienie, ale jeszcze nie skończyłam do końca nauki w liceum i dopiero tamte dwa wrzucę .... hmmm jedno za tydzień, a drugie za dwa, trzy :)
Aha. W porządku :D. Ja najwyżej prześlę Ci swoje nieco wcześniej, bo 18 jadę do szpitala i nie wiem, jak długo mnie będą tam trzymać :D.
UsuńW takim razie , moje gratulacje!!! I czekam na więcej :). Powodzenia!!! Dasz radę :).
Byłam w szpitalu i wiem jaki to ból, więc życzę ci smacznego jedzenia :)
UsuńA matura jest ostatnia 14, więc gdzieś wtedy ogłoszę konkurs :)
Kochana, ja już 7 raz będę. I powiem szczerze, że lubię szpitale tak, jak i dentystów :D. Ale dziękuję. Jakoś nie jestem wybredna pod względem jedzenia, także w szpitalu jem to, co akurat dają :D. Ale uzupełniam tą dietę owocami :D. I jest ok :D. To przed wyjazdem zdążę Ci wysłać ;). I mam nadzieję, że weźmie udział więcej osób :). Pamiętaj, że będę trzymać kciuki za Ciebie :).
Usuńdzięki :) To jak wrócisz to będziesz miała sporo rozdziałów do nadrobienia :)
UsuńSasasasa!!! Genialnie :D. Uwielbiam czytać blogi o Fairy Tail!!! I niezmiernie się cieszę, że u Ciebie pojawi się sporo nowości ;D.
UsuńŚwietne. Nocny łowca, naprawdę ciekawe ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietne ! :D , bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńNaprawdę super :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe, ale przeczytaj jeszcze raz i popraw błędy typu "Mogła się ruszać" na "Nie mogła się ruszać", bo twoje wypowiedzi nie mają przez to sensu :)
OdpowiedzUsuńChociaż i tak już po konkursie :P
Usuń