23 lipca 2014

Mam talent à la Fairy Tail [Roszpuncia]

W królestwie Fiore mieści się wiele gildii magicznych. Ta najbardziej znana, która zawdzięcza swą sławę wspaniałym, silnym magom oraz zniszczeniom dokonywanym podczas wykonywania misji, znajduje się w Magnolii. Zwą ją Fairy Tail. Nie mylić z „fairy tale” (dop. autorki). Chciałam zaprosić Was w niezwykłą podróż do tego magicznego miejsca, gdyż postanowiłam trochę namieszać w ich, i tak już zwariowanym, życiu. Dlatego mówię: kurtyna w górę! Spektakl czas zacząć!
Piękna blondwłosa dziewczyna siedziała przy jednym ze stołów, znajdujących się w środku olbrzymiej budowli, będącej gildią magów magnolskich i zarazem ich domem. Ręce, zgięte w łokciach, położyła płasko na blacie. Palce dłoni splotła i oparła na nich brodę. Wzdychnęła ciężko.
— Lu–chan, co się dzieję? – Znad opasłego tomiszcza, które czytała, spojrzała na nią uważnie niebieskowłosa Levy. Na nosie miała, dla odmiany (), okulary.
— Ach, nudzę się!
— To może idź na misję – zaproponował mól książkowy.
— Nie chce. Byłam niedawno.
— To może zrób domówkę i rozerwij się – wyszła z kolejnym pomysłem McGarden.
— Żartujesz? – Lucy spiorunowała ją wzrokiem, unosząc głowę. – Mowy nie ma! Ja chcę mieć, gdzie wrócić!
— Z tym muszę się zgodzić – rzekła Levy, lekko się uśmiechając.
— Błagam! – prosiła blondynka, unosząc twarz i spoglądając na sufit budynku. – Niech coś zacznie się dziać, bo zwariuję! – Wyrzuciła ramiona w górę, jakby czekała na mannę z nieba.
Nagle drzwi gildii otworzyły się z impetem, a w progu stanął ktoś, kogo magowie po raz pierwszy ujrzeli na oczy. Wszyscy obecni zamilkli i oderwali się od swoich zajęć, przyglądając się badawczo przybyszce. Słychać było przecinającą powietrze muchę.
— Cześć Fairy Tail! – odezwałam się. – Jak się macie? – pytam i przyglądam im się z szerokim uśmiechem, ukazując białe zęby. Magowie patrzą na mnie z konsternacją. – Co z wami? – Zatrzymuję się w połowie drogi do baru, obok stołu, przy którym siedzą Lucy i Levy. – U was taka cisza nie jest normalnym zjawiskiem. – Mówiąc to, uśmiecham się jeszcze szerzej. Na nosie mam okulary w prostokątnych oprawkach o kolorze ciemnoróżowy metalik. Ubrana jestem w czarną bluzkę z rękawami ¾  i  dekoltem w łódkę, ciemne, proste dżinsy oraz niebiesko–białe adidasy. Moje włosy mają kolor czystego złota. Splecione są w dwa warkocze, sięgające biustu. Mam asymetryczny przedziałek z prawej strony głowy. Pofalowaną grzywkę zaczesałam na lewo, pozwalając jej zakryć oko. Moje gałki oczne mają szaro–niebieskie tęczówki, a źrenice otaczają okręgi o kolorze złoto–zielonym. Oczy osadzone są w kwadratowej twarzy o delikatnie zarysowanych kościach policzkowych. Nosek jest mały i lekko zadarty, a pełne wargi mają łososiowy odcień. Mam 165 cm wzrostu, a rozmiar stopy 39. Mam nadzieję, że bez trudu możecie sobie wyobrazić mą osobę.
— A ty, to kto? – pyta niebieski kot, który podleciał do mnie i przysiadł na stole, przy którym się zatrzymałam.
— Ja? – Wskazuję na siebie palcem. Zwierzątko kiwa twierdząco głową. – Jestem osobą, która zatrzęsie tą gildią w posadach, a później to wszystko opiszę!
— Serio? Będę sławny? – pyta Dragneel, który pojawił się nie wiadomo skąd.
— Natsu, ty i bez tego jesteś znany. – Delikatny uśmiech pojawia się na moich ustach.
— Sława to mężczyzna! Opisz to męsko! – Głos zabiera białowłosy osiłek.
— Oj, Elfman, a ty jedno i to samo. – Uśmiecham się szerzej, ukazując dołeczki w policzkach.
— Bo jestem mężczyzną!
— I to stuprocentowym – przyznaję mu rację.
— A jak!
— Przepraszam – słyszę za plecami.
— Tak? – Spoglądam przez ramię. Oczy rozszerzają mi się z entuzjastycznej radości. – O, Lucynka! Jak się masz?
— Eto… W porządku. Dziękuję. Ale skąd mnie pani zna? – pyta z zaciekawieniem.
— Nie „paniujcie” mi tutaj, bo nogi z czterech liter powyrywam! – Tak się zirytowałam, że moje policzki przybrały kolor szkarłatu.
— To jak mamy się zwracać? – słyszę pytanie z ust Levy.
— Hmmm… – Zastanawiam się. – Wiem! – Unoszę palec wskazujący do góry, wpadając na pomysł pseudonimu. – Filaretka! A co do twojego pytania, Lu – spoglądam na nią znad okularów – znam was wszystkich i wiem o was totalnie wszystko! – Lucy wzdryga się, gdy widzi złowieszczy błysk w moich oczach.
— A co konkretnie? – pyta.
— Hmmmm… Wszystko – odpowiadam z szerokim uśmiechem.
— Aha. To się dowiedziałam… – Wygląda na rozczarowaną.
— Fakt – stwierdzam, a kąciki moich ust unoszą się wysoko. – A zmieniając temat, nudziłaś się.
— Skąd…? – Patrzy na mnie zszokowana.
— To moje opowiadanie. – Mrugam porozumiewawczo do niej. Z jej twarzy nie znika wyraz szoku. – Dobra! – Klaszczę w dłonie, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w budynku. – Chcecie się rozerwać? – pytam donośnym głosem.
— Tak! – krzyczą chórem.
— No i super! – Zacieram ręce z radości na czekające nas wydarzenie. – No, to do roboty!
— Ale co mamy robić? – pyta Gray. Na jego ramieniu uwieszona jest Juvia.
— Przesuńcie wszystkie stoły i ławki w stronę drzwi. – Zaczynam dyrygować magami. Chłopcy sprężają się, żeby wykonać moje polecenie.
— A co tu się dzieje? – W pomieszczeniu pojawia się gigant.
— Ohayo Trzeci! – krzyczę, by mnie usłyszał, szczerze się i macham do niego z parteru.
— A ty, to kto? – pyta i w międzyczasie wraca do swojej miniwersji.
— Filaretka – ściskam mocno jego malutką dłoń i potrząsam nią tak energicznie, że dziadzio raz jest w powietrzu, a następnym – zalicza podłoże. – Miło mi poznać.
— Mi…też – bełkoce, jak po kilku głębszych. – Miruś?
— Tak, Mistrzu? – pyta białowłosa dziewczyna słodkim głosikiem.
— Zajmij się tą…Filajakąśtam.
— Hai! – Uśmiecha się do mnie. Odwdzięczam się tym samym.
— Ohayo Mira! – Witam ją. – Będziesz w jury – mówię, szczerząc się.
— A o co chodzi? – W jej oczach widzę niepohamowaną ciekawość.
— Wytłumaczę ci za chwilę. Teraz część pierwsza: przemeblowanie!
— Meblowanie, meblowanie! – powtarzają po mnie dzieciaczki Bixa. Uśmiecham się do niego, na co on szczerzy się i wyrzuca na wierzch język, jak to ma w zwyczaju.
Dwie godziny później wszystko wygląda tak, jak sobie tego życzyłam. Scena jest przystrojona różnokolorowymi szarfami, które zwisają ze sufitu. Przed nią ustawiony jest długi stół na wysokich nogach. Przy nim, przodem do podwyższenia, stoją cztery krzesła barowe. Za nimi, w pięciu rzędach, znajdują się ławki dla publiczności. Ogarniam wzrokiem nasze dzieło i odwracam się do magów.
— Wspaniale! – Aż kipi ze mnie entuzjazm. – A teraz najważniejsze. Etap drugi: wybór jury! Pozwólcie, że zajmę się tym osobiście. Mistrzu, uczynisz mi ten zaszczyt i zajmiesz jedno z miejsc? – Zwracam się do staruszka. Ten przymyka oczy i, z zamyślonym uśmiechem, kiwa twierdząco głową. – Dziękuję! Miruś – zwracam się do starszej Strauss – zapraszam na miejsce obok Mistrza.
— Bardzo chętnie! – W podskokach podchodzi do krzesła i zajmuje je.
— Pierwsza! – Zwracam się w stronę schodów. – Wyłaź zza tego filaru. Wiem, że tam jesteś! – Zapuszczam żurawia na piętro. Po chwili moim oczom ukazuje się Mavis Vermilion. – Było się tak chować? – pytam i uśmiecham się, widząc jej zarumienione policzki i delikatne kręcenie głową w geście zaprzeczenia. Potulnie zajęła miejsce obok Miry. – No i super! A ostatnim jurorem będę ja!
— Jak to? – pyta Pierwsza.
— Moje opowiadanie, moje grabki i moja piaskownica – odpowiadam wesoło. – To teraz wybór uczestników. Proszę, dobierzcie się w pary. Mieszane. Potrzebujemy ośmiu duetów.
— A co będą musieli robić uczestnicy? – pyta Laki.
— Zobaczycie – mówię z błyskiem w oku.
— To ja rezygnuję – mówi, wyraźnie zestresowana moim spojrzeniem. – Wolę popatrzeć na innych. – Odwraca się i kieruje w stronę ławek dla publiczności. Za jej przykładem idą: Wendy, Bixlow z dzieciaczkami, Kinana, Max, Nab, Jet, Droy, Cana, Gildarts, który wyjątkowo jest w gildii, Macao, Wakaba, Romeo, Reedus, Vijeeter, Warren i cała reszta. Na placu boju zostają: Natsu, Lucy, Gray, Erza, Juvia, Jellal (kie licho go sprowadziło, to pojęcia nie mam!), Alzak, Bisca, Happy, Carla, Gajeel, Levy, Freed, Lisanna, Elfman i Evergreen. Laxus patrzy na to wszystko sceptycznie z balkonu na piętrze. Wsparł łokieć na balustradzie, a brodę – na wewnętrznej stronie dłoni. Na jego ustach gości kpiący uśmiech, który nie robi na mnie wrażenia.
— Dobra. To teraz powiem, o co chodzi. Będziemy się bawić w „Bitwę paringów”. Teraz musicie…
Mój wywód bezczelnie przerywa wielkie „BUM”! Coś mocno uderzyło o podłoże przed wejściem do gildii. Oczy wszystkich obecnych w budynku zwróciły się w stronę głównych drzwi. Czekamy chwilę w napięciu do czasu, aż wrota otwierają się z hukiem i staje w nich niski, tłuściutki człowieczek z dużym nosem i burzą rdzawych włosów. Jego biały garnitur jest cały brudny i w kilku miejscach przedarty, ale błękitna róża, którą ma w butonierce, wygląda idealnie. Całą jego postać otacza mnóstwo gwiazdek, a on sam robi za wielkiego narcyza, pomimo przetrąconego nosa i krwawiącego czoła. Wymachuje zawzięcie rękoma, przy okazji dziwnie gestykulując.
— Przybyłem, men! Piękna perfuma, men! – Odzywa się głosem przerośniętego mężczyzny. Wybaczcie, ale on sięga mi ledwo nad kolano, więc co mam napisać? Gdybym go nie widziała, pomyślałabym, że jest całkiem przystojnym, wysokim brunetem o ciemnych oczach i śniadej cerze. A tutaj, co bym otrzymała? Kandydata do roli jednego z krasnoludków u Śnieżki. No błagam!
— Ichiya, co ty tu robisz? – pytam niepomiernie zdziwiona.
— No, jak to co, men? Skoro bitwa paringów, to ja i Erza, men! – Powtarza te swoje dziwne, dzikie gesty. Jest jakiś nieokrzesany!
— Żartujesz sobie ze mnie? – Wściekła, wymachuję nerwowo rękami. – Erza stworzy parę z Jellalem!
— Co?! – wykrzykuje pan „Men”, jak i sami zainteresowani, przez co dzwoni mi w uszach. Potrzebuję chwili, by wrócić do siebie i móc kontynuować.
— To, co słyszeliście! A teraz pozwólcie, że wrócę do przerwanej kwestii. Panie „Men”, proszę zająć miejsce na widowni. – Ichiya chce zaprotestować, ale, zmiażdżony moim stalowym spojrzeniem, kapituluje i, pociągając nosem, potulnie siada na jednej z ławek, mamrocząc pod nosem coś o perfumach. – Dobra. Tak, jak mówiłam, zabawa nazywa się „Bitwa paringów”.
— Bitwa paringów? – Lucy spogląda na mnie zdziwiona. Słysząc wahanie w jej głosie, postanawiam wytłumaczyć.
— Temat wymyśliła OlaRi. Do niej proszę kierować pisemne zażalenia i skargi. Przyjmuje w dni powszednie od 8 do 16. Prawda, Olu? – Biorę wdech i zaczynam ponownie. – Tak jak mówiłam, zabawa to „Bitwa paringów”.
— Ale przecież my… – zaczyna Heartfilia, przerywając mi bezczelnie.
— Lucy! – Natsu przerzuca jej rękę przez ramiona i szczerzy się. – Jesteśmy nakama, co nie? I nie ma takiej rzeczy, której razem nie damy rady zrobić!
— Tak, ale… – zaczyna blondynka.
— Żadnego „ale”! – wydzieram się. Uczestnicy stają na baczność. – Macie 10 sekund, by dobrać się dwójkami. 1…2… – Zamykam oczy i rozpoczynam odliczanie. Po minięciu wyznaczonego czasu, unoszę powieki i widzę idealnie podzielonych magów. – A teraz marsz za kulisy! Ale to już!
— Aye, Sir! – Wszyscy, łącznie z Erzą, są przerażeni i bez szemrania ruszają za kurtynę. Uśmiecham się do siebie i zajmuję czwarte krzesło. Zacieram ręce z radości i ekscytacji.
— Imprezę czas zacząć! – wykrzykuję, wyrzucając w górę ramiona. Poprawiam się na krześle i opieram brodę na splecionych palcach dłoni. Reszta jury spogląda na mnie z uniesionymi brwiami. – Fakt, nie wiecie, czym się to je. Zacznijmy od początku. Będę prosiła po kolei nasze pary na scenę i dawała im zadania do wykonania. A jeśli nic dla nich nie wymyślę, sami muszą się wykazać. Czy to jasne? – pytam. Reszta Wielkiej Czwórcy kiwa twierdząco. – Świetnie! Proszę pierwszą parę, Erzę i Jellal’a.
— Co? Ja…ja…ja… – Jąkając się na zmianę, pojawiają się na scenie, cali zesztywniali. Stają dobre 4 m od siebie ze spuszczonymi głowami.
— Dobra. Dla was akurat mam zadanie. Jellal. – Chłopak spogląda na mnie. – Wyznasz miłość Erzie.
— Co? – Aż się zapowietrzył.
— Nie mówi się „co”, tylko „słucham”, albo „tak jest”. Proszę, zaczynaj. Masz 5 minut, a później grozi wam dyskwalifikacja.
— Jellal – zwraca się do niego Erza. – Im prędzej powiesz, tym szybciej będzie koniec.
— Zrób to męsko! – Zza kurtyny dobiega głos Elfmana, a później coś, co przypomina uderzenie muchy packą. Pewnie sprawa Ever i jej wachlarza.
— Erzo – głos zabiera Jellal. Dłonie ma zaciśnięte w pięści, głowę opuszczoną.
— Tak?
— Bo ja…ja… – zaczyna i nie kończy. Z nosa ciurkiem płynie mu krew. Pada zemdlony na podłogę sceny. Erza, westchnąwszy ciężko, bierze nieprzytomnego chłopaka na plecy i, z wyrazem rezygnacji i rozczarowania na twarzy, schodzi z proscenium.
— Yare, yare! A myślałam, że w końcu się przyzna – komentuje Mira.
— Spokojnie, Miruś – mówię. – Będzie jeszcze okazja.
— Gray–sama! Teraz my! – Nim zdążyłam zareagować, na scenę wtargnęła Juvia, ciągnąc za sobą Graya. – Gray–sama! Juvia cię kocha! – Tuli się do jego ramienia. Jej źrenice przybierają kształt serca i jego krwisty kolor.
— Ta… Jasne – wychodzi z ust Maga Lodu. – Dość tych głupot. Nie lep się do mnie!
— A Gray jak zawsze zimny i opanowany. – Załamuje ręce jurorka Strauss, odprowadzając ich wzrokiem.
— Te, mała! – Totalne wariactwo! Na scenie zjawia się, niezaproszony jeszcze przeze mnie, Gajeel. Obok jego nogi stoi uroczy Lily, a zza kotary wychodzi Levy.
— Nie nazywaj mnie tak, Gajeel! – wrzeszczy McGarden i mierzy wściekłym wzrokiem Redfoxa.
— Dobra, mała. Gihi.
— Gajeel! – Z nerwów zrobiła się purpurowa.
— Nie piekl się tak, mała! Idziesz ze mną i moim kotem na misję? – Levy zapowietrzyła się, jakby chciała mu znowu zwrócić uwagę, ale żadne słowa nie opuszczają jej ust. – Czyżby pani mądralińskiej zabrakło języka w gębie? – Przerzuca sobie zszokowaną Levy przez ramię i idzie w kierunku schodów, by opuścić scenę. McGarden przytomnieje i uderza piąstkami w plecy Redfoxa, chcąc, by ją postawił na podłodze. – Chodź, Lily. Gihi.
— Po Gajeelu można było się tego spodziewać. – Dziadzio załamuje ręce, patrząc na to, co wyrabia Żelazny Smoczy Zabójca.
— Głowa do góry, Trzeci! A może Szósty? – Widać, humor dopisuje Mavis, gdyż z jej ust nie schodzi uśmiech. Dodatkowo jej oczy zdobią połyskujące złociście gwiazdki. Trzeci, albo i Szósty, nachmurzył się słysząc swój tytuł.
— Sorry memory, ale taka prawda. – Rozkładam bezradnie dłonie. – Trzeci to ty już dawno nie jesteś. – Mavis jest ucieszona i przybija ze mną piątkę. Ósmy, nie, Szósty popada w depresję, z której stara się go wyprowadzić Mira. Efekt jest mierny. Ale, ale, obserwujmy podwyższenie, bo może być ciekawie.
Na scenie pojawiają się państwo Connell.
— Alzack, pamiętasz jak ci się oświadczyłam? – Zaczyna Bisca, tuląc się do niego.
— Mogłaś pominąć ten fakt. – Pan Connell spąsowiał po cebulki włosów.
— Żartujesz? – zirytowała się dziewczyna. – Bez zaręczyn, nie ma ślubu!
— Racja! To teraz pokażemy owoc naszej miłości! – Na scenę wchodzi Asuka.
— Cześć dziadziusiu! – Wita się z Mistrzem. – I tobie babciu – zwraca się do Mavis. Ta patrzy na dziewczynkę spode łba.
— Hahahahaha! – Głośnym śmiechem wybucha Makarov. Depresja go opuściła i poszła na drinka, bo Mistrz pogłębił jej własną depresyjność. Chwała Bogu!
— I co się śmiejesz, Trzecio–Szósto–Ósmy? (Teraz to dała do pieca). – pyta go, zła jak osa, Vermilion.
— Pierwsza awansowała na babcię! Nie wytrzymam! – Jego zaciesz jest epicki, jeśli wiecie, co mam na myśli. Ociera z kącików oczu łzy i uśmiecha się szeroko. Nie zareagował na jej zaczepkę. I słusznie.
— Yare, yare! – wzdycha Mira.
— Jak się czujesz Mistrzyni z tytułem babci? – Zadaje pytanie Mavis, ale jej już nie ma na stołku sędziowskim. Wzruszam ramionami i zwracam wzrok na scenę. – Następna para, proszę.
— Chodź, Freed! – słyszę młodszą Strauss.
— Wybacz panienko, ale nie – odpowiada jej Justine.
— Odmawiasz mojej siostrze? – Nawet nie wiem, kiedy Mira zmieniła się w Diablicę. Prawą nogę ugięła w kolanie i oparła stopę o stół, przy którym siedzimy, a lewą – o krzesło. Gdyby wzrok mógł zabić, podejrzewam, że Freed miałby zgon na miejscu.
— Ni…ie. Ja tylko…żartuje. Hihi. – Broni się chłopak.
— To dobrze. – Starsza Strauss wróciła do normalnej postaci i zajęła swoje miejsce.
— Freed! Zademonstrujmy im naszą magię! – Proponuje Lisanna i używa Zwierzęcej Duszy Kota. Wygląda słodko. Co jakiś czas wydaje z siebie odgłos „nya” i wymachuje dłońmi, jak kot przednimi łapkami. Freed używa swojego Yami no Ecriture: Absolutny Cień i zmienia się w rycerza. Ach! Jak ja kocham ten jego pióropusz i resztę zbroi!
— W każdym razie, Miruś – zabiera głos Lisanna – występujemy, jako para przyjaciół.
— Wiem, siostrzyczko. – Starsza Strauss rozpływa się w uśmiechach. – Chciałam tylko, żeby było zabawniej. – Freed jest w szoku po jej słowach i głośno przełyka ślinę. Wraz z Lisanną kłania się i oboje opuszczają scenę.
— Kto następny? – pytam, gdyż chcę, by magowie sami wychodzili na podwyższenie.
— Carluś! – Naszym oczom ukazuje się niebieski kot. – Mam rybkę dla ciebie!
— Oj, kocie. – Na scenie pojawia się biała kotka. – Dałbyś już spokój. – Po tych słowach krzyżuje łapki na piersi.
— Filaretko. – Happy zwraca się do mnie. – Proszę sprawić, by Carla mnie polubiła.
— Nie – odpowiadam z uśmiechem. Na jego twarzy gości szok i niedowierzanie.
— Ale dlaczego? – pyta mnie ze łzami w ogromnych oczach.
— Bo wystarczy twój urok osobisty.
— Naprawdę? – Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
— Tak. Porwij ją gdzieś – proponuje, by nieco mu pomóc i puszczam oczko.
— Aye, Sir! – wykrzykuje i bierze Carlę w łapki.
— Co ty, Happy? – mówi zdziwiona Exceedka. Kot uaktywnia Aerę i tyle ich było widać.
— Dobra! Następna para, proszę! – Pojawiają się Ever i Elfman. Mówią coś do siebie podniesionymi głosami i energicznie wymachują górnymi kończynami. Nic nie rozumiem z potoku ich słów, ale wyglądają słodko!
— Ach! To miłość! – Głos zabiera Mira. Dłonie złożyła jak do modlitwy i przypatruje się państwu El & Ev maślanymi oczami. W momencie kłótnia tej dwójki milknie.
— Wcale nie jesteśmy zakochani! – Krzyczą Osiłek i Wróżka, jedno przed drugie.
— Ta, jasne! – Zabieram głos. – A ja jestem święta Ondzia, albo inna Karmelitanka Bosa. – Po moich słowach, oblewają się pąsem i schodzą cichutko ze sceny. – Ostatnia para, proszę. – Na scenę raźno wchodzi Natsu. Kilka metrów za nim idzie Lucy. Ma spuszczoną głowę i wyraźnie jest skrępowana. Jej policzki są zarumienione. Nie rozumiem tylko, czemu? Przecież znają się jak łyse konie! – Lucy – zwracam się do dziewczyny. Spogląda na mnie. – Nie bądź taka skromna. Wspólne spanie już niejednokrotnie zaliczyliście. – Uśmiecham się chytrze, gdy zauważam, że poczerwieniała jeszcze bardziej. O ile to możliwe.
— CO?! – słyszę w swoim prawym uchu i przez chwilę jestem pozbawiona zmysłu słuchu po mojej prawicy. Przecieram palcem kanał słuchowy i rzucam głową na boki. Dobra, mój zmysł powrócił. Zwracam się w prawo i widzę, jak reszta jury patrzy na mnie zdziwiona.
— Skąd wiesz? – Zadaje szeptem pytanie Mistrz.
— Mam swoje źródła – odpowiadam cicho, z tajemniczym uśmiechem na twarzy i śmiejącymi się oczami.
— Ach! – Mira zabiera głos. – Ciekawe, jak będą wyglądać wasze dzieci? – Wyobraźnia Miry: uaktywnienie. Strzeżcie się, biedne duszyczki!


— Miruś, nawet ty przeciw mnie? – jęczy Lucy, wyraźnie przygnębiona tym faktem.
— Trzeci, nie mówiłeś, że ponownie zostaniesz pradziadkiem! – Stwierdza Mavis. (Oho! Nie powiedziała Szósty, ani Ósmy. Jest dobrze!)
— Pierwsza, pojęcia nie miałem! – odpowiada Makarov.
— Ja protestuje! – krzyczy Lucy.
— Oddalony! – odkrzykuję.
— Okrutna! – Lucy popada w czarną rozpacz.
— Luce, głowa do góry! – Pociesza ją Natsu. – W końcu jesteśmy zespołem!
— Natsu, to konkurs par!
— No i? – Spogląda na nią ze zdziwieniem.
— O rany! – Lucy wznosi ręce do nieba. – Nic.
— Ty, płomyczku, na serio jesteś idiotą. – Oliwy do ognia dolewa Gray.
— Chcesz się bić, gwiazdo porno?
— Coś powiedział?
— Nie dość, że gołodupiec, to jeszcze głuchy!
— Gray–sama! – krzyczy Juvia, gdy skaczą sobie do gardeł. – Lucy–sama i Natsu–sama to ostatnia para. Zaraz ogłoszenie wyników!
— Wyniki są męskie! – wykrzykuje Osiłek.
— Elfman, głąbie, siedź cicho! – Ever zdziela go wachlarzem po głowie.
— To wszystko? – pyta zdziwiona Mira. – Nie może być!
— Miruś, gdybyś nie była w jury, to bym cię z kimś połączyła.
— Co takiego? – Patrzy na mnie zdziwiona.
— No teraz ja się bawię w swatkę, jakbyś nie zauważyła. – Uśmiecham się szeroko.
— Ale to moja rola! – odpowiada z uniesieniem w głosie.
— Nie w tym opowiadaniu. A teraz werdykt! Musimy się naradzić! – Jury wstaje z miejsc i znika za drzwiami gabinetu Makarova. Po chwili wraca i zasiada za stołem w pełnym składzie. Dziadziuś jest poważny. Babcie – Ej! – kontynuuje i nie zwracam na nią uwagi – opuściła czarna rozpacz, ale patrzy na mnie morderczym wzrokiem. – Mavis, nie rób takiej miny. Tutaj wszyscy cię widzą. Pamiętaj o tym. – Po moich słowach rozpływa się w uśmiechach. Cwaniara. Miruś jak zawsze patrzy na wszystkich z delikatnym uśmiechem na ustach. A ja? Mam radochę, że jestem z nimi i mam okazję do żartów z mocarnych magów Fairy Tail! Wszyscy uczestnicy są już na scenie i oczekują na to, co powiem.
— Autorko! – słyszę głos Natsu. Spoglądam w tamtą stronę. Widzę, jak zwisa z dekoracji przytwierdzonej do sufitu z podpaloną prawą pięścią. – Czytaj wyniki. Cały aż płonę!
— Natsu, spalisz mi włosy! – Heartfilia odsuwa się nieco od chłopaka, gdyż jego „lina” znajduje się nad jej głową.
— Chodź, Luce! Walczmy! Napaliłem się! – Zeskakuje na podłogę i zaczyna ją gonić.
— Aaaaaa! – krzyczy dziewczyna i ucieka przed nim. Mam tego dość, dlatego opuszczam swój sędziowski stołek i podchodzę do, płonącego jak pochodnia, Dragneela.
— Siad, Natsu! – Nokautuje go ciosem w brzuch. Ten pada na podłoże z głuchym łoskotem.
— Natsu–san! – Wendy zrywa się w miejsca, by mu pomóc. Chwytam za kołnierz jej ubrania i unoszę ją tak, że nóżkami przebiera w powietrzu. Spogląda na mnie ponad ramieniem.
— Spokojnie, Wendy. On nie umrze od tego. Wróć, proszę, na miejsce. – Dziewczynka posłusznie ruszyła w stronę ławki, gdy tylko jej stopy dotknęły podłoża.
— Arigato! – słyszę z ust Lucy.
— Nie ma za co. – Uśmiecham się i puszczam do niej oczko. Wracam na miejsce. Z satysfakcją patrzę, jak nad głową Natsu unosi się duszek i okrąg z gwiazdek.
— Natsu? – Zagaduje go Lucy. – Wszystko dobrze? – Brak odpowiedzi jest odpowiedzią.
— A teraz wyniki! – Na dźwięk moich słów, wszyscy wstrzymują oddechy. Nawet Natsu opuścił na chwilę mistyczny świat zbłąkanych dusz, oprzytomniał i czeka w napięciu. Milczę, by potrzymać ich w niepewności. Odchrząknęłam. – No to tak. – Zaczynam. – Nie wybraliśmy najlepszego paringu – słyszę jęki zawodu, ale, niezrażona, kontynuuje. – Zostawiliśmy to czytelnikom.
— Co? – słysze pytanie z ust Tytanii. Jej brwi są zmarszczone.
— Erza, nie złość się, bo zmarszczki się robią – mówię tonem znawcy.
— Co? – Teraz piszczy przeciągle i dotyka swojej twarzy.
— A najlepsze na nie jest ciasto truskawkowe! Chcesz? – pytam, znając odpowiedź.
— Tak!
— To spokój!
— To twoja wina! – Ever strofuje Elfmana.
— Zachowuj się męsko! – mówi Osiłek. – Jeśli jesteś mężczyzną, poczekasz na werdykt czytelników! Auć! Za co? – pyta i spogląda na Wróżkę.
— Ach, jakoś tak. Nadgarstek ćwiczę.
— Ever!
— Nie mów tak do mnie! – Elfman ponownie zaliczył plaskacza wachlarzem Wróżki.
— I co, mała? – Redfox znowu zaczyna.
— Nie jestem mała, Gajeel! – Wścieka się McGarden.
— Ależ jesteś!
— Teraz już nie – wtrąca Lily, który zwiększył swój rozmiar do tego z Edolas i wziął na ramiona Levy. Uśmiecham się patrząc na tą scenkę. Brew Gajeela niebezpiecznie drga.
— Lily, czemu to zrobiłeś? Zostaw ją w tej chwili!
— Oj, oj, ktoś tutaj jest zazdrosny! – wtrącam swoje trzy grosze.
— Że niby ja? – krzyczy w moim kierunku i patrzy morderczym wzrokiem. Kiwam twierdząco głową. – Ja nie mam takich problemów. Auć! – mówi, gdy zalicza glebę, przyciśnięty przez ogromny napis „Ir♥n”. – Za co? – pyta się sprawczyni.
— Żebyś się uspokoił.
— Aha. – Odrywa kawałek napisu, wkłada do ust i przeżuwa. – Smaczne. Gihi.
— Cieszę się.
— Gray–sama! – Słyszę zawodzenie Juvii. – Zrób coś, żeby nas wybrali!
— Nie lep się do mnie! – Fullbuster próbuje odczepić ją od swojego ramienia.
— Juvia… – Lucy chce coś wtrącić.
— Moja rywalka w miłości! – Oczy Juvii ciskają gromy, gdy patrzy w stronę blondynki. – Juvia zaraz dopadnie rywalkę!
— Tak, tak! – wtrąca Natsu. – Bijcie się!
— Juvia… – Teraz reaguje młodsza Strauss.
— Lisanna–sama też poluje na Gray–samę? Freed–sama, proszę zająć się tą panią! Rywalką w miłości numer 2! Gray–sama jest tylko Juvii! – Wodna Kobieta ponownie przytula się do Maga Lodu.
— Po co się kłócić, kiedy można się całować? – Alzack i Bisca przystępują do dzieła.
— Całowanie się jest męskie! – To powiedziawszy, Osiłek dobiera się do Wróżki.
— Co robisz, idioto? – Wyzywa go Ever.
— Wszystko po męsku! – wykrzykuje Elfman.
— Pozwól, że ci zademonstruje. – Ever chwyta przód jego koszulki i przyciąga go do siebie.
— Co, mała? Teraz my? Gihi. – Redfox mierzy spojrzeniem czerwonych oczu Levy.
— Chyba żartujesz, Gaje… – Nie dane jest jej dokończenie zdania. Żelazny Smoczy Zabójca chwyta ją w ramiona i łączy ich usta w pocałunku.
— Lady Lisanno. – Justine kłania się dziewczynie.
— Sir Freed. – Ona dyga przed nim z gracją. – Wystarczy w policzek?
— Naturalnie, panno Strauss.
— Charluś! My też! My też! – krzyczy podekscytowany Happy. Nawet nie wiem, kiedy pojawili się ponownie. Magia, ot co!!! To w końcu Fairy Tail.
— Żartujesz? Ileż można! – Po jej słowach w gildii zapada grobowa cisza. Wszystkich dosłownie zatkało. Każdy patrzy na dwójkę Exceedów ze zdziwieniem i zbiera szczękę z podłogi. Nie wyłączając mnie. – Co się gapicie? Wróciliśmy przecież z randki. Ale co tam. Chodź, kocurze.
— Aye, Sir! Już lecę, Charluś!
— Gray–sama! My też! My też! – Juvia biegnie za Magiem Lodu.
— Zostaw mnie! – Fullbuster ucieka przed nią i kryje się za plecami Lucy.
— Moja rywalka w miłości! – Syczy Lockser i patrzy z nienawiścią na Heartfilię.
— Juvia, to nie tak! Nic z tych rzeczy! – Broni się dziewczyna.
— Gołodupcu! Zostaw moją nakama! – drze się Natsu.
— A co mi zrobisz? – Gray przedrzeźnia go. – Chcesz się bić, żygaczu płomieni?
— Jak zawsze, striptizerze!
— A Juvia chce się całować z Gray–samą! – Po tych słowach dziewczyna zalewa się łzami i siada na środku sceny.
— Yare, yare! Spokojnie Juvia. Może Filaretka coś wymyśli – mówi Mira.
— Moja rywalka w miłości! – W Lockser ponownie wstępuje duch bojowy. W jej oczach tli się żądza mordu, skierowana przeciw Lucy. Będą się pruć! Sasasasa!
— Lucy, uważaj! – krzyczy Erza, która w jednym z kątów gildii całowała Jellala.
— Co? – Dziewczyna nie zdążyła zareagować i zaliczyła twarde spotkanie z podłogą. Powoli uchyliła powieki. Spostrzegła szmaragdowe oczy Natsu, który przygniótł ją swoim ciałem. Ich nosy praktycznie się stykają. Lucy pąsowieje po cebulki włosów.
— No, płomyczku, pokaż, na co cię stać! – wykrzykuje Gray, przygnieciony do ściany przez Juvię, która skorzystała z zamieszania i dobrała się do niego.
— Zaraz ci udowodnię! – odkrzykuje Natsu, gotowy do walki. Ma zamiar się podnieść, ale Lucy trzyma przód jego kamizelki. – Co ty, Luce?
— Po prostu mnie pocałuj, a później leć – mówi, uroczo zarumieniona dziewczyna.
— Całowanie się jest męskie! – krzyczy Elfman, który ten proceder ma już za sobą.
— Natsu! Natsu! Natsu! – Wszyscy wstali z miejsc i skandują jego imię. Naturalnie ja i reszta jury także!
— Dobra! – Salamander zwraca się do Lucy. – Nie wygląda jakby bolało. Ale musimy wstać. Czuję się dziwnie, leżąc na tobie. – Po tych słowach, spiekł raka. Gdy chce się podnieść, napotyka opór.
— Nie – szepcze dziewczyna. – Całuj. – Przyciąga go do siebie delikatnie. Patrzą sobie głęboko w oczy. Ich usta łączą się w długim, słodkim pocałunku. A…
— STOP!!!!!!!!!!!!!! – słyszę darcie Lucy i obraz sprzed chwili ulatuje z mojej wyobraźni. – Nie słuchajcie jej! To jest jej fatamorgana! – Heartfilia patrzy na mnie ze złością. Z jej uszu unosi się biały dym, jak po udanym konklawe. Prawą dłoń ma zaciśniętą w pięść, a lewą wyciągnęła w przód i wskazuje na mnie palcem, który temu zawdzięcza swą zacną nazwę. Sylwetkę ma prostą, jak kij od szczotki. O dziwo, dała radę zrzucić z siebie Natsu, który już bije się z Grayem, i wytknąć mi moją fantazję.
— No dobra, przyznaję się. Zostałam przyłapana. Tak na serio, to Lucy broniła się nogami i rękami. Miałam wrażenie, że oglądam zapasy sumo.
— Ej! – Znowu Lucy. – Nie mam predyspozycji do tego miana!
— Jasne, a świstak siedzi i zawija je w te sreberka. – Humor wyraźnie mi dopisuje.
— Okrutna! – Magini Gwiezdnej Energii jest wyraźnie obombana.
— To moje drugie imię – odpowiadam z uśmiechem. Lucy popada w czarną rozpacz. Ukazuje się jej podświadomość w postaci Aniołka i Diabełka. Pan Aureolka, a raczej Pani, próbuje pocieszać swoją właścicielkę, natomiast Pani Ogoniasta śmieje się w najlepsze i nazywa ją „cykorem”. Dziewczyna wybucha płaczem, a jej „psiapsiółki” znikają, pozostawiając po sobie złocisto–czerwony pył. Postanawiam wykorzystać tą sytuację i pstrykam palcami. Pojawia się śliczny, malutki chłopczyk w białych majtasach i z blond loczkami. Ma wielkie, okrągłe, niebieskie oczęta. Mam wrażenie, że widzę w nich morze. Na pleckach ma kołczan wypełniony strzałami, a w malutkiej piąstce ściska łuk. Pod łopatkami ma śliczne, złote skrzydełka, którymi zawzięcie macha, by utrzymać się w powietrzu. Wszyscy zamierają. Nawet Natsu przestaje bić się z Grayem. Zgina się wpół i śmieje do rozpuku.
— Hahahahaha!!! Nie mogę!!! Hahahaha!!! Facet w pampersie!!! – Śmieje się w najlepsze. Niestety, tylko on. – Dzieciak!!!
— Zaraz ci udowodnię, że jestem prawdziwym mężczyzną!!! – Amorek odzywa się cieniutkim głosikiem à la Alvin z Wiewiórek, na co wszyscy, łącznie ze mną, wybuchają głośnym śmiechem. Pampers marszczy gniewnie brwi, chwyta w wolną dłoń strzałę, naciąga cięciwę łuku i mierzy. Padło na Lucynkę. Dziewczyna, widząc, co planuje Bezportas, poczyna uciekać.
— Nie ma mowy!!! – wykrzykuje, biegając dookoła sceny z uniesionymi rękami. Wygląda jak uciekinierka szpitala psychiatrycznego. Brakuje tylko kaftana bezpieczeństwa. – Idź sobie być Amorkiem gdzie indziej!!! – Jury patrzy po sobie. Na ustach każdego jurora gości szczery uśmiech. Mój jest, oczywiście, najszerszy.
— A mówią, że Natsu to napaleniec – rzecze z zamyśleniem Mistrz, pocierając brodę.
— Nie ma co, dobrali się jak w korcu maku – stwierdza Mavis i przywdziewa na usta jeszcze słodszy uśmiech.
— Ja z nikim się nie dobrałam!!! – Panna Heartfilia krzyczy tak głośno, że chyba w samym Crocusie ją słychać. Amorek niestrudzenie podąża za nią.
Natsu stoi na scenie, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i próbuje ogarnąć wzrokiem i umysłem (!) sytuację, marszcząc przy tym zabawnie brwi.
— Lucy! Co jest? – pyta, wodząc za nią spojrzeniem. – Przestań biegać!
— Nie mogę, bo mnie dopadnie! – krzyczy kandydatka na „Wariatkę Roku”.
— Kto? – Salamander marszczy brwi i myśli (chyba nie w tym wcieleniu :).
— Kupidyn!
— Dawać go! – Nasz Ognisty Chłopak podpala dłonie i uśmiecha się szeroko, gotowy do batalii. – Skopie mu tyłek! Ale się napaliłem!
— Widzisz go? – Lucy nieopatrznie się zatrzymuje.
— Przecież wyśmiałem jego wdzianko. – Chłopak rozpędza się i goni Amorka. Ten, uniósł się wyżej, przymknął prawe oko i wypuścił strzałę w stronę Lucy. Cudem uskoczyła. Pocisk odbił się od podłoża, trafił w ścianę, sufit, wytrącił Wakabie fajkę z ust i trafił Macao w serce.
— Ech! Na niego to nie zadziała. – Machnął dłonią Max.
Conbolt chwycił się za pierś, przymknął oczy i odetchnął głęboko. Uniósł powieki, a jego tęczówki przybrały kształt pulsujących, różowych serc. Spojrzał na prawo.
— Dobrze się czujesz? – spytał siedzący tam Wakaba. Ponownie trzymał między wargami narzędzie swojego, zgubnego w skutkach, nałogu. Macao, zamiast odpowiedzieć, rzucił się na niego i począł tulić się doń, jak dziecko.
— Kocham cię! – krzyknął. Przerażony Mag Dymu, wyrwał się z jego uścisku i począł biegać po całej gildii, biorąc przykład z Lucy. Eros, nadąsany, że zamiast ładnej blondynki udało mu się trafić starego pryka, zniknął, pozostawiając po sobie srebrno–złotą mgiełkę. Macao w tym czasie w podskokach gonił „miłość swego życia”, jak sam nazwał Wakabę. Wszyscy magowie śmiali się do rozpuku. No, może poza Romeo. Ten spiekł raka i opuścił głowę, wpatrując się w swoje sznurówki. Natsu i Gray rozpoczęli kolejną bitwę, bo było nudno. Ileż można patrzeć, jak dwaj starsi panowie gonią się, niczym chorzy psychicznie ludzie? No właśnie. Mam podobne zdanie.
— Natsu! – Zawołany, spojrzał na mnie, przerywając batalię. – Pokaż, że masz jaja! Bierz się za nią! – Wskazuję na ciężko dyszącą Lucy. Ugięła nogi w kolanach, na nich oparła dłonie i opuściła głowę. Oddychała głęboko. Słysząc moje słowa, uniosła wzrok i spojrzała na Dragneela.
— Cały aż płonę! – Chłopak pozostawił w spokoju Maga Lodu, do którego od razu podbiegła Juvia, by następnie go napastować.
— Natsu! Bądź mężczyzną! – wydziera się Osiłek, który oderwał się na chwilę od Wróżki. Ta na powrót usadziła go na miejscu i złączyła ich wargi. Czuję się, jakby były Walentynki. Wy też?
— Luce! – wydziera się Natsu i pędzi w stronę dziewczyny. Ta odwraca się przodem do niego i zalicza ponownie glebę, przygnieciona jego umięśnionym ciałem (chciałabym być na jej miejscu, ech).
— Natsu, co ty? – Lucy próbuje się podnieść.
— Pamiętaj, że jesteś silniejszy od niej – mówię, wstając z miejsca i klaszcząc zawzięcie w dłonie. Reszta jury i widzowie dołączają do mnie. Pan „Men” rozpyla perfumę miłości, wprowadzając nas w romantyczny nastrój.
— Święta racja. – Uśmiecha się krzywo, chwyta nadgarstki Lucy i unieruchamia jej ręce nad głową. Powoli przybliża swoją twarz do jej. Jego usta zdobi szeroki uśmiech, ukazujący białe kły.
— Natsu – słychać szept Lucy. Jej serce przyśpieszyło wygrywanie swojej, zwyczajowo spokojnej, melodii.
— Ci… – szepcze uspokajająco Salamander i łączy ich wargi. Dziewczyna poczęła się wyrywać, ale gdy Natsu pogłębił pocałunek, przestała. Uwolnił jej nadgarstki, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Chłopak objął ja w talii. Wywołali tym falę gwizdów i braw wśród członków gildii. Jak na mój gust, mogliby już skończyć, ale chyba jest im zbyt przyjemnie. A co tam! Niech się całują tak długo, jak mają chęć! W końcu to przeznaczenie! Spoglądam na moje prawo. Widzę, że Mira i Mavis ocierają kąciki oczu z łez i patrzą ze szczerym uwielbieniem na całujących się magów. Patrzę dalej. Makarov uśmiecha się szeroko i szepcze: „Ach! Młodość, ot co!”. A ja? Szczerzę się jak głupia do sera, gdyż zrobiłam to, co Mashima już dawno powinien. I na tym zakończę me opowiadanie. A wybór najlepszego paringu zostawiam Wam, Moi Drodzy Czytelnicy, mając nadzieję, że chociaż odrobinkę się podobało. Do następnego!




PROSZĘ PRZECZYTAJ!!! 
Drogi czytelniku
Nawet jeśli blog będzie zakończony proszę cię drogi czytelniku SKOMENTUJ, jak chcesz pójdź na inne moje BLOGI, POLUB moją stronę, albo naciśnij OBSERWACJĘ :)

 










4 komentarze:

  1. Świetne!!! Uśmiałam się po pachy :D
    Myślałam, że to będzie takie opowiadanie bez paringów (lub w znikomej ilości), a tu taka miła niespodzianka.
    Gdy zobaczyłam zdanie "TA ZABAWA NAZYWA SIĘ BITWA PARINGÓW', na mojej twarzy pojawił się szeeeroki uśmieszek :)
    Tak, tak, siostrzyczka Sekai uwielbia bitwy paringów :D
    Zawsze chciałam, aby Mashima zrobił właśnie na końcu taką walkę. Tylko wyobrażałam sobie to tak, że wszyscy będą na jakimś festynie i będą zawody par (coś troszkę jak w Kaichou wa Maid-sama) :D Bieg z partnerką w ramionach, karmienie drugiej połówki itp.

    Wracając.
    Jerza: No tak Jellal, jak Jellal - wiecznie skryty w sobie.
    Gruvia: Gray, jak Gray niedostępny :(
    GaLe: O tak! Jestem niego dumna :D Zrobił to na swój sposób, ale zrobił :)
    AlBis - No co tu komentować, on już dawno wziął się za Biscę ;)
    FreLis - No niestety, ja tego nie "shippuję", lecz jako przyjaciele może być.
    HappyCharla - Z niego jestem też jestem bardzo dumna :) Przynajmniej nie kryje się z uczuciami,
    jak reszta ;)
    ElfEver - On i Ever są jak stare dobre małżeństwo :D

    No i moje ulubione zostawiłaś na koniec... Natsu i Lucy!
    Lucynka jak zawsze zawstydzona, a Natsu idiota - nie ogarnia co się dzieje xD
    Ale za to ich kocham :D

    Ta akcja z wyobraźnią Filaretki - bomba xD Coś mi nie pasowało to zachowanie Luce ;D
    Czytając to, przypomniała mi się ta scena z anime, gdy Juvia wyborażała sobie Graya i Lucy razem.


    Już myślałam, że to tyle, a tu BUM! - Kupidynek!
    Natsu wreszcie przejął inicjatywę!

    ***
    Starałam się jak najkrócej, ale i tak sporo tego wyszło :/
    No i teraz trzeba zagłosować... trudny wybór... żart, oczywiście, że wybieram NaLu xD
    Wszystkie pary bardzo lubię, ale na punkcie NaLu mam lekkiego bzika ;D
    Jeszcze żadnej parze z anime nie kibicowałam tak mocno, jak im :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to gratuluj i dziękuj Roszpunci bo to jej praca konkursowa :)

      Usuń
  2. Hahahaha!!!! Genialne! W życiu się jeszcze tak nie uśmiałam... no może jak zobaczyłam moją mamę z maseczką z błota na twarzy hehe to był niezapomniany widok haha. Mniejsza one shot był cool i gratulacje Roszpunciu na serio udana praca ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci kochana :D. Na swojego bloga tez dodam, ale z małym bonusem :D. Pozdrawiam cieplutko :D

      Usuń

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)