Zaczął
powoli otwierać oczy. Głowa go bolała niesamowicie, jednak w tamtym momencie
niezbyt się przejmował TĄ rzeczą. Otóż nad jego „ciałem” stał Gosner trzymający
w dłoniach łopatę. Musica spojrzał na prawo, a potem na lewo. Zobaczył jedynie
gołą ziemię.
- Ej, ja żyję… Nie zakopujcie
mnie – poprosił piskliwym głosikiem. – Ja żyję.
- A kto cię niby zakopuje? – Lucy
spojrzała w dół. – Po prostu jak zemdlałeś wpadłeś do tego wykopanego grobu.
- A ty jak byś się czuła, budząc
się tak jak on? – zapytał Natsu, trzymając w rękach drabinę, a następnie
zsuwając ją w dół. – Właź.
- Dziękuję. – Musica grzecznie
zaczął wychodzić do świata żywych. – To … - przełknął głośno ślinę - … było
straszne.
- To świetnie, a teraz do mnie
dzieciaki!!! – rozkazał nagle Gosner, który wciąż był poirytowany zachowaniem
„młodzieży”.
- A co się stało z duchami? –
zapytał Musica, kiedy już szli w stronę kanciapy grabarza.
- Gdy dotknąłeś broni po prostu
znikły – odpowiedziała mu Lucy.
- Uwolniłem je? – Nie do końca
rozumiał, to co się wydarzyło, więc przestał o tym myśleć. – Widziałem TO.
Natsu… - Zaczął mówić do przyjaciela. – To było straszne. Nie dziwię się, że
chcą to wszystko zakończyć, że chcą pójść na odpoczynek wieczny. Zniszczmy to
po prostu …
-ZAMKNĄĆ SIĘ!!! – Nagle usłyszeli
ryk Gosnera, który stał już pod swoją „kryjówką”. – Jestem dawnym Dragon
Slayerem Ognia … to prawda. Dlatego daję wam radę dzieciaki. Nie
wpierdzielajcie się tam, gdzie nie trzeba. Powtarzam : TO NIE JEST WASZ
OBOWIĄZEK.
- To ty się zamknij! – Natsu nie
wytrzymał. Nie mógł uwierzyć, że jego poprzednik jest w stanie wygadywać takie
rzeczy. – To nasza DECYZJA! To jest nasza wola!! – Odwrócił się i zaczął
iść stronę statku. Po chwili to samo
uczynił Musica. Jednak Lucy na chwilę została. Podeszła do Gosnera.
- Dlaczego? – Chciała wiedzieć. –
Czym jest „Królestwo”?
- Czyli wiesz więcej niż te dwa
głąby? – Chwycił pudełko z cygarami i odpalił jedno. – Skąd?
- Jeden zły nas ściga i chce
otworzyć bramy… tego czegoś … i zostać Władcą Świata. – Dziewczyna zamilkła.
Czuła się z tym źle, biorąc pod uwagę fakt, że powiedziała, o tym obcemu
człowiekowi, a Natsu nie.
- Królestwo jest w czymś w
rodzaju Atlantydy. – Zaczął jej tłumaczyć. – Nie wiem, czym może być, ale
zostało odkryte przez Natsu I i właśnie ono było przyczyną wszystkich
nieszczęść, jakie spotkały tamten naród. Im bliżej znajdziesz się bramy, tym
większą moc zyskujesz. Im większa moc dla Dragon Slayera, tym większe
prawdopodobieństwo, że on zamieni się w smoka. Dlatego pomogę, jak będzie
trzeba…Mam pewien dług wobec was…
- Dziękuję – powiedziała
odchodząc do chłopaków, którzy najprawdopodobniej czekali już na nią. Otworzyła
drzwi i ujrzała kolorową tęczę przed sobą, a wokół niej wirującą zupę
pomidorową. Przetarła lekko oczy, zamknęła drzwi i jeszcze raz je otworzyła. –
CO JEST?! – wrzasnęła widząc coś takiego. – Co się stało? – zapytała Gosnera,
jednak gdy się odwróciła, to jego już nie było.
- Witam, witam! – Jakby spod
ziemi wyrósł jej niskiego wzrostu mężczyzna, w czerwonym kompleciku, z kolorową
czapką na głowie. – Mam na imię Frantis i jestem tu po to, by sprawdzić państwa
umiejętności. – Ukłonił się lekko.
- Co z Natsu i Musicą? – Lucy
wiedziała, o co ma pytać.
- Ach te kobiety – westchnął
głośno. – Zawsze muszą przerywać. A masz! – W jego dłoni zaczęła się tworzyć
różowa kula. Rzucił nią w Lucy, jednak ta od razu zareagowała i uniknęła ciosu.
- Co to jest?! – wrzasnęła widząc
wypalającą się dziurę, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżała kulka różu.
- Moja moc… Tworzę obrazy. Mam
WYOBRAŹNIĘ! – Kilka razu stuknął się w głowę palcem. – Dlatego … zginiesz. –
Cały pokój ogarnął mrok, przez co Lucy była zdana jedynie na słuch i węch.
***
Musica
i Natsu wciąż z niecierpliwieniem czekali na Lucy, która o dziwo długo nie
wychodziła z kanciapy Gosnera. Jej mąż wciąż uderzał nogą o podłoże, nie mogąc
się doczekać momentu aż dziewczyna wyjdzie.
- Ile można czekać!? – W pewnym
momencie nie wytrzymał i poszedł otworzyć drzwi i ją zawołać. Pociągnął za
klamkę, pociągnął ją i jego oczom ukazała się fala najróżniejszych, kolorowych
barw. – Czy ja coś brałem? - zapytał
samego siebie.
- Ja nic, a widzę to co chyba ty.
– Musica podszedł do niego.
- A więc Frantis już zaczął. –
Nagle usłyszeli czyjś głos dobiegający z okolic drzew. – Jak sądzisz Caleum? –
Niespodziewanie coś uderzyło Musicę i Natsu w policzek.
- Słabeusze. – Na ziemię zleciał
młody mężczyzna o czarnych włosach. Tuż obok niego po chwili wylądował młody
dzieciak, o brązowych włosach.
- Zabijamy? – zapytał swojego
towarzysza, który kiwnął głową.
- Mirien … ja biorę czarnego. –
Starszy przeciwnik pobiegł w stronę Musici odciągając go od Natsu.
- Co jest? – Natsu nie miał
czasu, jak uniknąć ciosu. Cały czas coś leciało w jego stronę, uderzając prosto
w odsłonięte miejsca na ciele. Chwilę poczekał i nagle udało mu się złapać
jedną z takich rzeczy. – Gumka recepturka? – Ogromnie się zdziwił, widząc
tajemniczy przedmiot.
- Ooo! Odkryłeś moją moc, ale czy
ci to pomoże? – Przechylił głowę lekko na prawą stronę. – NIE!
Musica
wciąż unikał cholernie uzdolnionego przeciwnika. Wszystkie ciosy były doskonale
wymierzone, nie były przypadkowe. Był to mistrz sztuk walki, a jego stoicka
twarz była dostatecznym dowodem na to, że walka to nie przelewki. Hamrio
wiedział o tym. Starał się uciec, jak najdalej, ale nie był w stanie, gdyż przeciwnik był niesamowicie szybki i zwinny.
- Czego od nas chcecie? –
Wiedział, że musi czymś go zająć. Każda dodatkowa chwila się liczyła.
- Nasz pan La Predley chce waszych głów.
- Taka wypowiedź zszokowała Musicę.
- Ale czemu?
- Zdobyliście już wszystkie
bronie. – Coś zaintrygowało Hamrio.
- Zaraz… - Zaczął się zastanawiać. – Przecież jeszcze został miecz ojca Natsu… Oni o nim nie wiedzą… - Takie
rozmyślanie zgubiło go.
- MUSICA!!! – Nagle usłyszał
krzyk Natsu, który znalazł się tuż obok niego.
- Cholera! – zaklął, gdy uderzył
w swojego towarzysza.
- Idioci – stwierdził Mirien,
który rzucił w nich ogromną gumkę recepturkę. Oboje znaleźli się w potrzasku.
Broń zacisnęła się mocno, uniemożliwiając im zrobienie jakiegokolwiek ruchu.
- I już wszystko gotowe, jeszcze
tylko Frontis musi sobie poradzić z blondyną.
***
Było mrocznie i ciemno. Nie wiedziała, gdzie
co jest. Szła powoli i ostrożnie. Chciała wyciągnąć broń i jej użyć, ale coś
sprawiało, że nic nie mogła zrobić. Czuła się jak ptaszek w klatce.
- I jak tam zabawa? Hihihi… - Usłyszała
krzyk dobiegający, gdzieś z jej prawej strony. – Zaraz zginiesz! - Nagłe
światło całkowicie oślepiło panią Dragneel. Jednak, gdy zaczęła się
przyzwyczajać, zrozumiała, co miał na myśli przeciwnik.
- Niemożliwe – powiedziała, mając
przerażenie w oczach. Tuż nad nią wisiało sto mieczy, wycelowanych prosto w
nią.
- Giń. – Te słowa sprawiły, że
całkowicie oddała się strachowi.
- Dlaczego nie uciekasz? – usłyszała głos w swojej głowie.
- Nie mam mocy – odpowiedziała tajemniczej osobie.
- WALCZ! – Słysząc ten rozkaz zaczęła się powoli podnosić. – Moc, którą dzierżysz od smoków jest
wielka, ale zapomniałaś o własnej!
- Jaką mam moc? – zapytała. Spojrzała na swoje dłonie, a potem na
powoli pędzące w nią kolorowe miecze. – Straciłam
klucze.
- Ty jesteś bramą, jesteś kluczem! Otwórz portal! Portalus Exidenti! – Nie
miała nic do stracenia. Wstała i krzyknęła:
- Portalus Exidenti! - Nagłe światło oślepiło ją, jednak po
sekundzie znalazła się na miękkiej trawie, leżąc tuż obok przywiązanych do
siebie Natsu i Musici. – Zdradzasz mnie? – zapytała złośliwie swojego męża.
- Ty to wiesz, kiedy zapytać! –
Przewrócił oczami. – UWAŻAJ! – krzyknął, gdy tuż obok niej znalazł się Frontis.
- COŚ TY ZROBIŁA!?!?!? – Był
niesamowicie wściekły. Tak bardzo, że zaczął na oślep atakować swoich
przeciwników.
- Lucyyyy!!! – Usłyszeli wołanie
dobiegające z oddali. Spojrzeli w górę i ujrzeli lecącą do nich Akirę. – Zostaw
ich! - W jej oczach było widać złość.
Zacisnęła mocno pięść, a następnie mocno machnęła ręką tworząc wodny wir, który
porwał wszystkich przeciwników daleko poza cmentarz. – Nic wam? – Zaniepokojona
Akira podbiegła tylko do Lucy.
- Ach, jak się załatwiłeś
kapitanie… gumką recepturką? – Tuż obok związanych chłopaków znalazł się
Kurtis.
- Musisz mówić o tym teraz? –
wrzasnął Musica.
- No nie wiem, czy mam coś robić,
skoro jesteście tak do siebie przywiązani. – Zasłonił dłonią usta, nie mogąc
powstrzymać śmiechu.
- Ja ci dam! – ryknęli
równocześnie Natsu i Hamrio, gdy dziewczyny zaczęły się z nich chichrać.
- Nie ma nic do śmiechu. –
Lucy udawała zabawę, jednak w głębi serca była bardzo poważna. Wiedziała, co
się przed chwilą stało. Nie mogli sobie dać rady z przeciwnikami, byli zbyt
słabi. – Czyżby powrót do Sarycji znowu
okazał się tymczasowy czy może… - Nagle coś zrozumiała. Coś do niej
dotarło. Wiedziała, co mają zrobić. Była tego pewna. – To wszystko jest jakby układanką przeznaczenia... on i ON, ja i ONI,
on i on? Wszystko się układa w jedną całość. – Lucy spojrzała na Kurtisa,
który właśnie uwolnił jej męża i kapitana.
- Lepiej stąd spadajmy zanim
wrócą – zaproponował Natsu. – Coś się stało? – zapytał się Lucy, gdy
przechodził obok niej.
- Gdy dotrzemy na miejsce musze
wszystkim coś powiedzieć.- Opuściła lekko głowę czując ogromne zakłopotanie.
- Dobrze. Ufam ci, więc poczekam.
– Uśmiech Natsu. Był on czymś, co w nim najbardziej kochała. Nieważne kiedy,
nieważne gdzie zawsze potrafił sprawić, że na jej twarzy pojawiał się
promienisty uśmiech.
- Dziękuję. – Stanęła na palcach
i pocałowała go mocno w usta. – Kocham cię! – Natsu z wrażenia cały się
zarumienił.
Droga powrotna do stolicy w Sarycji przebiegła
nadzwyczaj szybko, w przeciągającym się milczeniu. Natsu, Lucy i Musica byli
wciąż zdołowani po swojej totalnej klęsce, natomiast reszta załogi, ze strachu
przed gniewem dziewczyny, bali się zapytać, o co chodzi. Wiedzieli, że coś
musiało się wydarzyć, coś strasznego. Ale jak pocieszać, gdy twarze są tak
puste i bez wyrazu?
- Wiem, co będziemy musieli zrobić. – Lucy już dawno podjęła decyzję.
Bała się tylko powiedzieć, o tym Natsu i reszcie. Nie wiedziała, jak mogą
zareagować i czy w ogóle się zgodzą, jednak musiała TO zrobić, bo dokonała
wyboru.
Tym
razem nikt nie stał, by ich powitać. Dlaczego? Wszyscy byli przekonani, że
wyprawa była za łatwa dla Świętych Łowców. Niedaleko, zwyczajny cmentarz,
Amelia nie poleciała… wszystko wydawało się być idealne. Pozory… Powrót z
wyprawy był nadzwyczaj bolesny i trudny. Wszyscy byli załamani, nawet jeśli nie
okazywali tego. TA porażka bardzo ich dotknęła.
- I jak podróż? – zapytał w końcu
król, gdy widząc lecący statek zdecydował się wyjść i sprawdzić, jak się czują
podróżnicy.
- Zdobyliśmy! – Lucy patrząc na
Natsu wiedziała, że TEN uśmiech był sztuczny, bez wyrazu.
- No to gratulacje! – krzyknął
Ustan – A teraz chodźcie coś zjeść i odpocząć… pewnie jesteście głodni.
- Tak i to bardzo. – Wszyscy
poszli za władcą Sarycji.
Ogromna
jadalnia, w której się znaleźli była przepięknie ozdobiona na ich powrót. Już
przy stole siedzieli Amelia i Komui czekający na swoich przyjaciół. Uśmiechali
się, gawędzili ze sobą i oczywiście wymieniali poglądy na temat nowej książki
księżniczki.
- Coś wy tacy markotni? – Księcia
się nie dało podejść. Czytał ludzi, jak z otwartej księgi. – Co się wydarzyło?
- Nie ważne – stwierdziła Lucy,
nie dając dojść do głosu nikomu z załogi. – Czy mogę coś powiedzieć, gdy już
zasiądziemy do stołu? – Jej prośba wszystkich zdziwiła.
- Czy to chodzi o …? – Natsu
chciał się jej zapytać, szepcąc do ucha, jednak dziewczyna odeszła od niego i
usiadła do stołu. Wszyscy nie mogli zrozumieć jej zachowania, ani tego, co tak
naprawdę siedzi jej w głowie.
- PRZEPRASZAM!!! – Niespodziewanie
wrzasnęła, gdy już wszyscy siedzieli na swoich miejscach.
- Lucy… Co się dzieje? – Natsu
był najbardziej zdziwiony reakcją swojej żony, a szczególnie tym, że zaczęła
pomalutku płakać. – Ej, ja ci nic nie zrobiłem!?
- Może byłeś słaby w łóżku? –
zażartował złośliwie Musica, który po dwóch sekundach padł trupem pod ogromną
kolumną.
- Chcę was przeprosić… - Gdy pani
Dragneel zaczęła mówić, Musica wrócił na swoje miejsce (przyczołgali go Kurtis
i Tamaki). – Ja wiem więcej niż wy. Proszę nie przerywajcie mi – poprosiła, gdy
zauważyła, że Natsu chce już coś powiedzieć.
– Gdy walczyłam w Krainie Żywiołów od mojego przeciwnika dowiedziałam
się, że książę La Predley
pragnie przekroczyć bramy jakiegoś królestwa i zostać jego władcą, a tym samym
całego świata. Natomiast od Gosnera dowiedziałam się, że to „królestwo” może
być czymś w rodzaju Atlantydy, zaginionego świata. Nie wiedział, co to było,
ale te bramy zostały otwarte przez twojego ojca, Natsu – Spojrzała na swojego
męża. – Im bliżej bramy, tym większą moc zyskujesz… Tak samo, jak z tym mitem.
Ikar zbliżył się zbytnio do słońca, przez co stopił mu się wosk i spadł …
umierając. Im więcej smoczej mocy, tym większe prawdopodobieństwo, że staniesz
się bestią. Dlatego mam propozycję… a nawet teorię odnośnie wszystkich
wydarzeń. Komui… mówiłeś mi, że jesteś Dragon Slayerem. Nie wiedziałam tylko
jakim, ale teraz mam, co do tego podejrzenia. Jesteś władcą śmierci. –
Przerażony książę o mało, co nie spadł ze swojego krzesła. – Gosner jest dawnym
Dragon Slayerem Ognia, a babcia Akiry jest siostrą mojej babci… PROPONUJĘ
TRENING. – Chyba nikt nie podejrzewał takiego obrotu spraw, a szczególnie tego,
że taką propozycję wysunie sama Lucy.
- Ale kto do kogo? – Kurtis
wreszcie zdobył się, by zadać to pytanie w imieniu wszystkich.
- Wy nie – odpowiedziała dziewczyna.
– Wy zostaniecie w zamku i będziecie ćwiczyć na własną rękę, natomiast Natsu
pójdzie do Gosnera, Musica do Komui’a, a ja do babci Akiry.
- A szkoda, że nie powiedziałaś
nam wcześniej, bo teraz…
- Cicho! – syknęła ostro, nie
dając dokończyć Musice. – Podczas walki na cmentarzu odkryłam swoją nową
umiejętność. Potrafię tworzyć portale, które zabiorą mnie, gdzie tylko chcę. –
Podniosła rękę, a następnie delikatnie dotknęła swojej skroni. – Wiem, że
jestem samolubna. Wiem, że nie powinnam podejmować decyzji za was, ale boję
się, że może wydarzyć się coś, co nie pozwoli nam żyć normalnie… - Zamilkła i
wtedy nastała dłużąca się cisza. Nikt nie chciał zabrać głosu. Wszyscy czekali,
aż ktoś wstanie i wyrazi za nich zdanie, ale nikt tego nie robił.
- No cóż. – Nagle do głosu
doszedł Musica, który co chwilę przytakiwał głową. – To jest idiotyczne,
szalone, dziwaczne i jeszcze nie wiadomo jakie, ale jestem świadomy, że ja i
Natsu przegraliśmy z cholernymi gumkami recepturkami, a to źle o nas świadczy.
Dlatego, w jakiś sposób, podoba mi się twój pomysł…
- Wyruszacie dzisiaj! – Amelia
wstała, odrzucając swoje krzesło do tyłu. – Odpocznijcie, zabawcie się! Nie
tylko wy musicie chronić świat.
- Posłuchaj… - Natsu wziął
głęboki oddech. – Zostaniemy na trochę, a dopiero potem pójdziemy na trening.
- Na jak długo? – Oczka
dziewczyny zaczęły powoli się świecić od łez. Nie chciała utracić znów
przyjaciół, jednak nie chciała także ich na siłę zatrzymywać.
- Jak sądzisz na ile Lucy? – po
słowach Natsu wzrok wszystkich padł na blondwłosą dziewczynę.
- Trzy lata…, a później
odpoczynek, na który zasłużyliśmy. Może być? – wszyscy na siebie spojrzeli.
- Na razie bawmy się, z rana
porozmawiamy. – Na tą propozycję króla wszyscy z chęcią przystali.
Wszyscy
starali się bawić, jak najlepiej tylko potrafią. Na twarzach wielu osób gościł
uśmiech, który był tylko sztuczną maską, która miała zasłaniała prawdziwe
uczucia. Ta sytuacja szczególnie dotyczyła Natsu i Lucy, którzy przez większość
przyjęcia siedzieli w ciszy, a tuż przed jej końcem wyszli jako pierwsi, by
odpocząć w swoich pokojach.
- Czy dobrze zrobiłam? – zapytała
w końcu Lucy swojego męża, leżąc od kilku minut razem z nim w ich łóżku. – Nie wiem, czy to był dobry
pomysł…
- Możesz przestać? – chłopak
odwrócił się w jej stronę, spoglądając jej prosto w oczy. – Kocham cię Lucy i
jeśli podjęłaś taką decyzję, to ja ją uszanuję, ale obiecaj mi coś. – Pani
Dragneel kiwnęła głową. – Jeśli okaże się, że jesteś w ciąży przerwiesz
trening!
- Dobrze, taką decyzję już
podjęłam. – Bez bólu przyznała się mu. – Teoretycznie powinno być tam wszystko
ok. – Ręką dotknęła swojego brzucha. Przysunęła się do Natsu i wtuliła się w
jego pierś. - Nareszcie wyznaliśmy sobie miłość, a tu się okazuje, że cię
wyrzucam.
- Nawet tak nie myśl. Po prostu
budujemy sobie drogę do szczęśliwej przyszłości, a póki nie naprawimy
przeszłości, nie mamy co liczyć na wygodne życie. Teraz idź spać … z rana
musimy wyruszyć. – Oboje zamknęli oczy i usnęli.
***
Była
jeszcze noc, która różniła się od innych tym, że wszystkie duchy obudziły się.
Cichutkie kroki, szepty, uderzenia przedmiotami o ściany. Strażnicy mieli już
dość. Chcieliby się gdzieś schować i przeczekać tam całą noc, jednak to była
ich warta i nic tego nie mogli zmienić. Gdyby tylko wiedzieli, że to nie duchy,
a trójka ludzi, którzy próbują się wydostać potajemnie z pałacu.
- Wychodzimy na paluszkach –
szepnął cicho Musica.
- A ja myślałam, że na rękach. –
Spiorunowała go wzrokiem Lucy, która otworzyła lekko drzwi od pokoju Akiry.
- Dlaczego jeszcze tu jesteśmy? –
zapytał w końcu zaciekawiony kapitan statku.
- Lucy chce sprawdzić, czy nasza
kochana wodniczka nie będzie sama przez te trzy lata – odpowiedział, zamiast
dziewczyny, Natsu.
- Co? – Hamrio przepchnął się
przez niego podchodząc do blondynki, która sprawdzała, czy w sypialni nie ma
żadnej niespodzianki.
- Jest! – Kiwnęła głową, a
następnie zamknęła drzwi, uderzając zaglądającego Musicę w nos.
- Okrutna! – krzyknął szeptem. –
Co tam zobaczyłaś?
- Idealną scenę na zakończenie
książki Amelii! – odpowiedziała mu.
- A że niby z kim? – spytał
zaskoczony.
- Z K U R T I S E M. –
Przeliterowała mu. Szczęka kapitana opadła na ziemię. – A teraz idziemy… -
Zamknęła oczy. Zaczęła się mocno skupiać na jednym miejscu. Cały czas trzymała
chłopaków za ręce, modląc się, by jej plan wypalił.
- Lucy. – Poczuła, jak ktoś ją
szturcha w rękę. – Spójrz. – Otworzyła oczy. Ku jej zdziwieniu udało się. Nie
wiedziała do końca, jak ale była szczęśliwa z tego powodu.
- No to… do zobaczenia! –
powiedział Musica, puszczając rękę dziewczyny i idąc na środek przeogromnej
pustyni, gdzie stał radosny Komui.
- Teraz ja. – Natsu westchnął
głośno. – Dasz radę?
- Muszę – odpowiedziała mu
szczerze, znowu powtarzając męczącą czynność. – I jak?
- Kocham cię. – Pocałował ją w usta,
a następnie odszedł od niej.
- Ja ciebie też … - Popatrzyła na
swoją rękę. Była sama. Bała się tej samotności, która miała trwać całe trzy
lata. Jednak wiedziała, że TO jest konieczne. – No to jedziemy dalej. –Zamknęła
powieki, by przenieść się w to odległe, piękne miejsce.
- A więc jednak wróciłaś? –
Usłyszała głos, który na całe szczęście znała …
Trzy lata później…
Ciąg dalszy nastąpi w rozdziale 33 – „Trzy lata później” w sadze 4
„Powrót” – ostatnia J
Chciałam skomentować cały rozdział, ale końcówka tak mnie zaskoczyła, że skupię się tylko na niej. Weeeeee ;-----; ja nie chcę, żeby oni wyjechali ;------; Całe trzy lata osobno? Po co robisz im przymusową separację? Biedni... Te sprawdzanie Lucynki <3 Jest wścibska jak Amelia... a właśnie biedna Amcia.... Musice jej znów zabierają! No jak oni mają być razem jak nie mają czasu na romantyzmy? I ta sama, sama końcówka Trzy lata później... poczułam ulgę, że od razu je przeskakujesz, a nie opisujesz. Ciekawe też czy Lucynka będzie mieć malucha.... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału~~~~ Błędów tym razem żadnych nie wyłapałam, całość mi się podobała, a ten La Padley mnie już wkurza...
OdpowiedzUsuńWeny życzę~~~
(Jeeeeej~~ nie zginę!)
kiedy rozdział bo mnie już tu ciekawość zżera?
OdpowiedzUsuńIdę się powiesić... Na serio. Nie będzie rozdziału, bo się zabiłam. Nie dość, że nie ocenił w miarę porządnym komentarzu, to jeszcze nie przeczytał tekstu pogrubionego, gdzie napisane, że rozdziały w piątki i poniedziałki!
Usuńprzeprzszam
UsuńTrzy lata?! Jak oni to wytrzymają? Jak JA wytrzymam z tą całą ciekawością do następnego rozdziału? Eh, nie wiem co jeszcze mogę napisać ;-; Rozdział ZAJEBISTY :D Naprawde nie wiem jak wytrzymam do następnego rozdziału :,( Pozdrawiam i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać dalszej części. Rozdział boski, śmieszny, trochę romantyczny i koniec smutnawy, ale jestem pewna, że po tych tekstach o ciąży Lucy chyba będzie mieć dziecko. Jestem ciekawa jak silni się wszyscy staną po tych treningach... No cóż pozdrawiam, życzę duuuuuuuuuużo weny i czekam na next. ;-)
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy pragnę, aby nastał poniedziałek! :D
OdpowiedzUsuńJak ta Lucy wytrzyma bez swojego Natsu te trzy lata? Biedulka... Niech uczy się pilnie, a potem... ^^ Nie wiem co potem... XD Jakoś nie mam pomysłu co możesz potem zrobić. Chociaż? Chyba powinno się skończyć to całe zamieszanie z tym księciuniem Le Predley? Jakoś tak XD
Nie mogę się doczekać nowego rozdziału, dlatego przesyłam wenę :D
Ej przerażasz mnie tym kotem z lufą przystawioną da skroni ;w; życie mi drogie więc komentujemy~
OdpowiedzUsuńUps nie zawsze można wygrywać, a gumki recepturki musiały im to życiowo przypomnieć :D Biedni.
Ale 3 lata ;_; aż ciekawość zżera co dokładnie będzie dalej *o* (bo zawsze można się pobawić w wróżbitę Macieja- Jutro w nocy będzie ciemno!~)
Kończąc rozdział super tylko tak jak dla mnie trochę za szybko, ale się nie przejmuj świetnie piszesz *.* chwała ci za świetne opowieści i weny :D
DeoDei~
Wiem, że szybko bo chcę już kończyć tego bloga, bo nie mam do niego sił :) Albo to kiedyś powiedziałam, albo zamierzam to zrobić. Ten blog miał mieć ponad 60 rozdziałów, a wyszło, jak wyszło. Nie mogę znieść myśli, że źle poprowadziłam początek opowieści itd. Dlatego kończę go :)
Usuń*3* Lucy ma nową moc ! Radujmy się albowiem jest nią teleportacja ! 3 lata ? Jak oni wytrzymają bez siebie przez trzy lata ?! Z jednej strony byłoby fajnie gdyby Lucy była w ciąży... Z drugiej znowu głupio bo musiałaby niańczyć dziecko i nici z przygód. Ale znając życie ty coś na to zaradzisz ;) Heh.. To było piękne ;-; Akira i Kurtis <3
OdpowiedzUsuń