13 sierpnia 2016

Rozdział 30

Brudni, zziębnięci i całkowicie zmoczeni Musica i Natsu stali, będąc otoczeni przez ściany, bez jakiejkolwiek możliwości ucieczki z tego miejsca. Już nie chodziło nawet o przetrwanie. Mieli już dość tej bezsensownej gry, która tylko szargała ich biedne nerwy. Nigdy w życiu nie do świadczyli tylu „niespodzianek”, które aż tak by im się znudziły.
Jedna teraz znajdowali się w sytuacji bez wyjścia. Woda sięgała im aż do kostek i jej stan z każdą sekundach się podwyższał. Ich ubrania były przemoczone, a sami powoli odczuwali męczące zimno, które nie pozwalało im myśleć na trzeźwo.
— To… — zaczął niespodziewanie Musica. — Na jakim etapie jesteście z Lucy?
— Super. — Natsu wzniósł ręce ku niebiosom. — Już zaczął wariować. Nie masz ciekawszych tematów do rozmowy?
— Jakoś nie, a to pierwsze, co przyszło mi na myśl.
— To jakoś twoje myślenie nie działa za sprawnie — odparł żartobliwie Dragon.
Srebrnik spojrzał na niego kątem oka, sugerując, że jednak to jest odpowiednia pora na tego typu konwersację. Bądź co bądź mogła być to ostatnia chwila ich życia.
— Dobrze — odpowiedział tylko Natsu. — Cudownie, a teraz zajmijmy się tym, jak się stąd wydostać.
— Według Lucy, stary Natsu krzyknąłby „rozwalmy to” i nawet się nie przejął moimi słowami — powiedział cicho chłopak.
Pogromca Smoków przewrócił oczami, opierając ręce o pas. Nie chciał tego przyznawać, ale Musica miał rację. Na pewno nie był sobą, ale zachowywał się stanowczo za poważnie, nawet jak na nowego siebie.
— To… — zaczął — rozwalmy to?
— Haha, zabawne — rzekł ironicznie kapitan. — Ja widziałem, co zrobiłeś z tamtym gościem, więc radzę ci, byś porozmawiał szczerze o wszystkim z nią.
— Ona też mi o wszystkim nie mówi, więc dlaczego…
— To weź i raz bądź mądrzejszy od niej — syknął Srebrnik. — Wiem, o czym mówię. Pamiętasz, jak opowiedziałem ci historię moją i Amelii?
Przyjaciel niechętnie kiwnął głową, kiedy odkrył, że jakiekolwiek próby wspinaczki nie wchodzą w grę.
Natsu nie miał ochoty prowadzić żadnej konserwacji, lecz kapitan statku szedł w zaparte, jakby nie chciał, by młody chłopak popełnił te same błędy co on. Jednak przeszkadzało magowi to, że mógł sobie wybrać lepsze miejsce, a nie moment, w którym oboje mogą zginąć. Choć nie ukrywał, że był przerażony faktem, że nawet tak myśli.
— Gdybym jej wszystko wyznał, uniknąłbym tak wielu łez, rozczarowań, a w ostateczności, odejścia — mówił dalej. — Straciłem wszystko przez jedną złą decyzję. — Chwycił go za barki, po czym przyciągnął go do siebie. — Nie rób tego co ja. Nie niszcz sobie życia, które masz przed sobą, bo będziesz tego żałował. Nie każę ci wracać do tamtego człowieka, którym już nie jesteś. Wyrzuciłeś go z siebie i bardzo dobrze, bo musiałeś wziąć odpowiedzialność za Lucy, ale przestań dalej wchodzić w tę ciemność.
— A co ci się zebrało na takie mądrości? — zażartował Natsu. — Ja dobrze cię rozumiem, ale nie potrafię. Mam wrażenie, że każdego dnia coś odbiera mi samego siebie, nie pozwalając zapomnieć o tych głupich, złych decyzjach. Mam koszmary, że oczy Lucy wydłubywane są przez Wiedźmę Wymiarów przy mnie i wiesz co jest najgorsze?
— Ty…
— Boję się, że to wcale nie koszmary, tylko prawda.
Nagle obok nich spadła jakaś lina. Zaskoczeni spojrzeli ku górze. Blaski lamp oświeciły ich, całkowicie odbierając pole widzenia. Nie wiedzieli, czy to przyjaciele, czy znowu wrogowie, lecz musieli zaufać tajemniczym przybyszom.
Gdy jednak usłyszeli dość znane głosy, uśmiechnęli się i chwycili za linę, po chwili jadąc ku światłu.
— Niby mam metalową rękę, a boli jak cholera — syknął Natsu.
— To proste. — Musica uśmiechnął się. — Choć jest metalowa, to jej obwody są połączone do nerwów, przez co równie silnie odczuwasz ból.
— Fajnie wiedzieć.
— Lepiej późno niż wcale.

***

Nie było czasu na myślenie. Natychmiast przyjęła pozycję obronną, wiedząc, że pokonanie przeciwnika przypada jej. Choć ból głowy nie dawał jej spokoju, a oczy wyraźnie próbowały przejąć kontrolę, to nałożyła na siebie zadanie, by się nie poddawać i dążyć do celu do końca.
— Czego od nas chcecie? — zapytała w końcu.
Czarne rękawice sięgnęły po broń wepchniętą w ścianę. Szarpał się chwilę z narzędziem, po czym wyrwał je z razem z tynkiem, po czym objął wzrokiem klęczącą Lucy. Był gotowy na łowy.
Nie ćwiczyła niemal od pół roku. Zdarzało jej się widzieć treningi Natsu i Kutrisa, ale to było wyraźnie za mało. W tej chwili mogła liczyć jedynie na szczęście i na tajemniczą umiejętność, którą mogły chować oczy. Jednak wolała nie powierzać życia ani jednemu, ani drugiemu. Musiała wziąć sprawy w swoje ręce i walczyć o to, co jej pozostało.
Podniosła się, mierząc wzrokiem mężczyznę. Pełna nieznanej siły odbiła się piętą od podłogi i ruszyła do boju. Przeciwnik podniósł wysoko topór i zamachnął się, chcąc przeciąć drobne ciało dziewczyny na pół, lecz był to ruch tak przewidywalny, że Lucy natychmiast go uniknęła, zginając swoje ciało. Poleciała za wroga, po czym przygotowała się do swojego ruchu i zanim człowiek zdążył zareagować, ona kopnęła go z całą swoją siłą prosto w plecy. Rozległ się chrzęst, który wydawał się Lucy dość dziwny, jakby uderzyła go prosto w kręgosłup. Wnet ból doszedł do jej stopy. Odskoczyła do tyłu i złapała się za kostkę, nie potrafiąc znieść otępienia.
— Dobry cios — rzekł przeciwnik, zaczynając zdejmować kolejne części ubioru, choć Lucy to dopiero dostrzegła, gdy był już w połowie tej czynności. Płaszcz i rękawiczki swobodnie leżały na podłodze i jedynie twarz zakrywał bandaż, maskując ostatnią część tajemniczej substancji. Jego całe ciało, przyozdobione przezroczystą materią, przerażało, nie dając dać głosu zdrowemu rozsądkowi.
— Czym ty jesteś? — spytała drżącym głosem Lucy.
— A ja wiem? — Wzruszył ramionami.
Tworzyły go jedynie puste kości, na których widniał ślad nieuchronnego działania czasu. Poszarzałe, w niektórych miejscach połamane, ale nadal trzymające się jednej całości. Dość solidne pęknięte w okolicach kręgosłupa, w który chwilę wcześniej kopnęła dziewczyna. Patrzył się na blondynkę pustymi oczodołami, dając jej jeszcze większe powody do zaniepokojenia. Kochał przerażać tak niewinnych ludzi, którzy w takich momentach nie wiedzieli, jak mogą pokonać potwora.
Lucy drżała. Całe jej ciało wypełniał strach na myśl, że będzie musiała walczyć z martwą bestią. Żadne ataki nie robiły na nim żadnego wrażenia — wystarczyło popatrzeć na wyłamane kręgi. Nie rozumiała, na jakiej zasadzie funkcjonuje ten kościotrup, ani jak jest w stanie posiadać jakiekolwiek zmysły.
Niespodziewanie oparła się rękoma o podłogę i uderzyła pełną parą czołem o nią, nabijając sobie porządnego siniaka. Jęknęła, po czym podniosła się i przeszyła wzrokiem wroga, próbując mu tym samym powiedzieć, że się nie podda.
— Jestem słaba. — Uniosła ciało i chwiejnie wstała. — Jestem bezsilna. — Zaśmiała się. — Jestem tylko Lucy, ale… — jej aura zabarwiła się kolor czystej czerni, która po kilku sekundach pochłonęła serce dziewczyny, oddając kontrolę tej, której tak bardzo nienawidziła — nie pozwolę ci mną zawładną — syknęła.
Stos kości zrobił krok do przodu, lecz nagle ujrzał przed sobą twarz blondynki, która z ogromną siłą uderzyła w jego żebra, łamiąc je na malutkie kawałeczki. Poleciał przez pół korytarza, turlając się po dywanie jak szmaciana lalka. Wściekły i rozgoryczony rzucił się na przeciwniczkę, lecz ta zdążyła już znaleźć się obok niego i wymierzyć kolejne ciosy, lecz tym razem z większą precyzją.
Waliła, kopała, uderzała, aż w końcu dotarła do momentu, w którym po prostu padła na ziemię ze zmęczenia. Pojedyncze drobinki kości leżały na materiale, nadal zmieniając truposza w piach.
— Z prochu powstałeś — mówiła, sapiąc — i w proch się obrócisz.
— Ty myślisz… — przybliżył się do niej — że tak łatwo mnie pokonać? Byłem człowiekiem, byłem wojownikiem i wiem, co oznacza całkowicie zniszczyć wroga, a tobie brakuje jednej rzeczy. Nie potrafisz zabić.
Jej wzrok zapłonął krwistą czerwienią, która wnet wypełniła całe pomieszczenie. W ciągu sekundy chwycił topór w swe dłonie i przecięła kręgi szyjne potwora, ostatecznie dobijając go.
Czaszka swobodnie upadła na ziemię, po czym przeturlała się aż pod sam bok blondynki, która wzięła przedmiot i położyła go za swoich kolanach.
— Umiem — szepnęła cicho, głaszcząc rękoma po potylicy. — Naprawdę umiem. — Jej oczy przybrały znów złocisty kolor, lecz uśmiech z jej twarzy nie schodził, a czaszkę traktowała równie cieple jak przed chwilą.

3 komentarze:

  1. Jej, jest rozdział. Jest rozdział, kochani! A więc mnie przypada zaszczyt pierwszego komentarza, WoW :)
    Lucy, ty moja mała kruszyno.., jeśli okażesz się "boginią" to ja już zaczynam bić ci brawo ;P
    Natsu, czego się tam guzdrzesz z tą bronią?! Ale już wracaj pomóc koledze!!!
    Kurtis..? Uuu.. magu ognia ty.., przebiegły lisie ty! Jeśli jesteś przystojny to chcę byś został moim mężem :*

    Rozdział super. Chyba mój ulubiony na tym blogu. Tak trzymaj :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszego i jedynego na blogu, bo nikt inny póki co nie komentuje. Ale wakacje, wiem, że niektórzy powyjeżdżali, więc dziękuję za twój komentarz!
      No, zobaczycie kim jest Lucy.
      Kurtis i nie przystojny? Kobieto, ty mnie w ogóle znasz? ;)
      Dziękuję bardzo, cieszę się, że się spodobał! :)

      Usuń
  2. Kurtis zabil Igneela no nie wierze....jak się natsu dowie..

    OdpowiedzUsuń

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)