I
choć te wszystkie rzeczy akceptowała z tak lekką swobodą, nie potrafiła
zrozumieć, skąd wie takie rzeczy. Dlaczego nie wywołują u niej złych emocji, a
raczej ukojenie.
Przetarła
oczy, po czym dumnie podniosła się i zaciekłością spojrzała na przeciwniczkę.
Na chwilę odwróciła się, czując czyjąś obecność. Ciemność, która
za nią podążała. Ciemność, która ją chroniła. Ciemność, której
imiona nie znała. Miała wrażenie jednak, że kiedyś, może nawet w niedalekiej
przyszłości, wszystko stanie przed jej oczyma i ujrzy to, co teraz jest skryte
za nią samą, a także pozna odpowiedzi, które teraz są poza jej zasięgiem.
—
Oddaj Melody! — krzyknęła, wskazując palcem na zdezorientowanego przeciwnika.
Duch
był wyraźnie zaskoczony, choć była to tylko chwilowa reakcja. Natychmiast
natarł na Lucy, nie przejmując się jej siłą, która tak nagle na nią stąpiła.
Kim
są głosy w mojej głowie?, pytała,
stawiając krok do przodu. Kobieta istnieje przez oczy, lecz ten
mężczyzna? Czyżbym o czymś nie wiedziała? Ale… Uśmiechnęła się
delikatnie, składając dłonie w gest modlitwy.
—
Już się nie boję! — krzyknęła.
Wnet
zjawa, która zawładnęła ciałem Melody, wrzasnęła, gdy z jej powłoki zaczęła
wydobywać się jasna jak światło aura, niszcząc ciemność, która ich ogarniała.
Niczym kropla wody, kropla światła spadła na sam środek wymiaru, krusząc
jakiekolwiek ślady istnienia mroku.
Lucy
upadła na kolana, po czym dotknęła swojego policzka, po którym spływały łzy.
Płakała? Nie pamiętała kiedy zaczęła, lecz miała wrażenie, że to ten głos
sprawił, ten nostalgiczny i ciepły głos, iż całkowicie oddała się uczuciu,
które było dla niej tak odległe.
—
LUCY!!! — usłyszała krzyk. Od razu poznała, że to Natsu do niej woła, lecz nie
była w stanie się ruszyć.
Dopiero
w tym momencie poczuła, iż jej ciało nie jest w stanie się poruszać. Cienkie
nicie oplatały jej ciało, blokując wszystkie ruchy. Zrozumiała, że wstaje i
idzie w kierunku leżącej Melody, której palce dłonie poruszały się w delikatnym
rytmie, jakby to ona prowadziła blondynką.
—
Rękawice — powiedziała Lucy, widząc na dłoniach dziewczyny rękawiczki, które
wcześniej znajdowały się na piedestale, w tajemniczym pokoju.
Dotarło
do niej, że srebrnowłosa kobieta uśmiecha się. Przerażała ją, choć nie tak
bardzo jak jeszcze kilka sekund temu.
—
Będziemy razem — rzekła Melody, podnosząc się. — Ja i Hans w końcu uzyskamy
spokój, którego pragniemy.
—
Nie! — przerwała jej Lucy. — Dążysz jedynie do nieszczęścia, które nie ma nic
wspólnego z miłością!
—
Chcę być szczęśliwa.
—
Wiem, ale nic ci nie daje prawa odbierać innym szczęścia! — wrzasnęła przez
łzy.
— A
tobie to daje?
—
Nikomu nigdy nie zrobiłam nic złego! — Od razu zaprzeczyła.
—
Nie wiesz? — szepnęła srebrnowłosa. — Nie wiesz, jak bardzo sama jesteś zła.
Ciało
Lucy uniosło się wysoko. Jej ramiona szeroko rozłożyły się, sprawiając
dziewczynie jedynie ból. Nagle przed nią pojawiła się Melody, czule trzymając
jej twarz w swoich dłoniach. Obie lewitowały wysoko nad ziemią, przygotowując
się do rytuału, który miał za moment nastąpić. Właścicielka rezydencji wyjęła
za sukienki ostry jak brzytwa nóż i przyłożyła go do piersi blondynki,
rozcinając jej sukienkę.
—
NATSU!!! — wrzasnęła przerażona Lucy.
Po
jej skórze popłynęła szkarłatna krew, brudząc biały materiał. Każde kropelki
powoli wsiąkały w szatę, zaczynając tworzyć na niej znak, który miał być
dopełnieniem całego procesu.
Był
coraz bliżej końca, a nikt się nie zjawiał. Oczy Lucy gorały wściekłością, choć
nic więcej nie mogła zrobić. Błagała Natsu, by ten się zjawił, że czas mijał a on
się nie pojawił.
—
Już prawie, moja droga przyjaciółko — szepnęła jej na ucho Melody.
Nie
poddawaj się. — Znowu
ten głos. Znowu ten mężczyzna. I choć bardzo chciała go wysłuchać, to nie
potrafiła. Zbyt bardzo się bała. Te przytłaczające uczucia były zbyt silne dla
niej. Jednak miał rację. Tak daleko już doszła, że nie mogła teraz zawrócić i
oddać wszystkiego, na co tak ciężko pracowała.
Wyrównała
oddech, po czym zacisnęła pięści, napinając z całych sił mięśnie.
—
Jesteś chora! — syknęła Lucy.
—
Nie, to świat jest chory.
— A
zastanawiałaś się, co się stanie, gdy w końcu uda ci się spełnić marzenie?
Melody
spojrzała na nią niepewnie, tak jakby to pytanie ją tknęło. Przegryzła wargę,
lecz jej zastanowienie nie trwało długo. Zaraz wzruszyła ramionami i powróciła
do dalszych części przygotowań.
—
Zobaczymy — odpowiedziała tylko. — Najważniejsze jest, by…
Zamilkła.
Krew
rozbryzgała się po całym ciele Lucy, mieniąc jej skórę barwami jasnego
szkarłatu. Niewielkie krople zsuwały się po jej delikatnym ciele, wchłaniając
się aż do najciemniejszych zakamarków jej duszy, która w tej chwili krzyczała z
przerażenia. Usta jej drżały, a prawe oko nieustannie drgało, nie potrafiąc
zachować spokoju.
Patrzyła
na czarny szpikulec, który wystawał z drobnego ciała Melody, przewijając ją w
okolicach piersi. Dławiła się krwią, która zdążyła się dostać nawet do płuc.
Błagalnie spoglądała na blondynkę, prosząc o ją ratunek. Jej ręce bezsensownie
machały na wszystkie strony, szukając ostatków nadziei.
—
To koniec, ukochana.
Melody
zamarła. Jej oczy wypełniły łzy, a usta otworzyły się w przeraźliwym krzyku.
Chlusnęła krwią prosto na twarz Lucy, po czym bezwładnie opuściła ręce.
—
Ha—ns? — szepnęła, chcąc się odwrócić.
Pusty
szkielet lewitował dokładnie za drobną dziewczyną, trzymając w dłoniach
szpikulec, wypełniony czarną mazią, która powoli pochłaniała od wewnątrz ciało
nieśmiertelnej damy. Choć jego czaszka zdawała się nie zmieniać swojego
wyglądu, to dało się wyczuć szaleńczy smutek i rozpacz, która rozdzierała jego
serce na małe kawałeczki. Zaciskał szczękę, żałując tego, co robi. Kosteczki
palców coraz bardziej zaciskały się na uchwycie, nie chcąc, by przypadkowy
napływ emocji próbował zniweczyć jego plan.
—
Kochałem cię i kocham nadal, Melody — rzekł ciepło Hans. — Ale to już zaszło za
daleko, ukochana.
—
Dla… czego? — Ponownie splunęła krwią, z trudem utrzymując się przy życiu.
Światło
życia gasło w niej. Po raz pierwszy, od chwili odejścia od swej mistrzyni,
poczuła, iż ginie. Zostało jej tak mało czasu i śmierć zależała od miłości jej
życia.
Jej
dusza rozleciała się na tysiące kawałeczków. Nie wierzyła, że do tego
doprowadzi ta smutna i tragiczna historia ludzi, którzy po prostu dążyli do
szczęścia. Nie mogła już nic zrobić.
Delikatnie
uśmiechnęła się i dotknęła dłonią policzka Lucy. Więzy, które trzymały
blondynkę, rozluźniły się, aż w końcu całkowicie znikły, przez co cała trójka
poleciała na podłogę. Wylądowali dość delikatnie, choć na początku upadek nie
wyglądał tak radośnie.
Leżąc
bezpiecznie na ziemi, patrzyli prosto na siebie, nie wiedząc, co mają dalej
czynić. Nagle Hans rzucił się na ukochaną i pochwycił ją w swoje ramiona, na
chwilę odzyskując swe dawne ciało. Zdawał się być całkowitym przeciwieństwem
Melody, lecz zarazem uzupełniał ją w każdym jej calu.
Mięśnie
i naczynia krwionośne powoli oplatały kości skazańca nieszczęścia, przywracając
mu dawną sylwetkę. Obrazy dawnego wyglądu, nadal migały przed oczyma Lucy, nie
pozwalając jej nawet na moment odejść od smutku, który ją wypełniał. Skóra
zarastała wokół organizmu, aż w końcu przed kobietami stanął mężczyzna, którego
pokochała Melody.
Srebrnowłosa
podniosła dłoń, po czym ujęła tymi małymi rączkami policzek. Hans nie potrafił
wytrzymać. Natychmiast złapał ją, nie wstrzymując tych gorzkich łez.
—
Dlaczego to musiało się tak skończyć? — krzyczał.
—
Hans… — szepnął cicho Tamaki, który z resztą kompanii zdążył dotrzeć dobre
kilka minut po dawnym szkielecie.
Lucy
przeniosła niepewnie wzrok na Natsu, który w tym momencie po raz pierwszy
ujrzał jej nowe, czerwone oczy. Była przekonana, że się nimi przerazi, ale on
tylko uśmiechnął się delikatnie, machając w jej stronę. Choć było widać, że
pragnie do niej podbiec i ją przytulić, to stał spokojnie, wiedząc, że tym
razem bohaterami tej historii są inni ludzie.
—
Przepraszam — szepnął ponownie Hans.
Melody
była taka pusta, niczym lalki, które na potkali na swej drodze załoganci.
Pozbawiona jakichkolwiek sił czuła, że zegar odlicza ostatnie sekundy jej
życia.
5
Tak
wiele przeżyła, choć tak mało z własnym ukochanym.
4
Tak
mocno żałowała, że przez tak wiele lat starała się odnaleźć sposób na
odwrócenie klątwy, zamiast się cieszyć widokiem tego, który był obok niej.
3
Nic
po niej nie pozostało.
2
Była
szczęśliwa, lecz sama ze wszystkiego zrezygnowała. Pragnęła cofnąć czas i
zmienić wszystko. Zacząć życie od nowa, ale to było niemożliwe.
1
—
Kocham cię — szepnęła.
0 …
Jej
ręka bezwładnie zsunęła się z policzka Hansa, opadając na ziemię. Głowa
przechyliła się lekko na bok, a ciało po prostu opadło, stając się w jednej
chwili takie chłodne.
Hans
nie rozumiał; może tego nie chciał.
Wrzeszcząc,
przytulił ukochaną do siebie. Nie chciał jej puszczać. Nie chciał jej zostawiać
samej. Pragnął pójść do tego samego miejsca, do którego ona się udała. Choćby
nawet miał szukać przez kolejne wieki, to znajdzie ją.
Niespodziewanie
z ciała Melody zaczął się wydobyć czarny niczym smoła dym, który po kilku
sekundach dostał się aż na samą górę pokoju, rozprzestrzeniając się po całej
jego szerokości, a potem po prostu znikając.
Choć
jedyna Lucy tak naprawdę wiedziała, co się przed chwilą wydarzyło. Ciche szepty
„zabiję was” niosły się po rezydencji, lecz wydawało się, iż jedynie ona jest w
stanie je usłyszeć. Nie była tym faktem zbytnio zdziwiona, jednak wciąż
pozostało to zaniepokojenie, którego nie potrafiła się pozbyć.
Wtedy
także usłyszała specyficzny dźwięk. Powróciła do Hansa, który wyjmował z ciała
Melody szpikulec. Do jej głowy weszła tylko jedna myśl.
Natychmiast
powstała i ruszyła w kierunku mężczyzny, wiedząc, czego chce on dokonać.
—
NIE!!! — krzyknęła, wystawiając przed siebie rękę.
—
Dziękuję. — Uśmiechnął się słodko, po czym wbił prosto w swoje serce broń,
ginąc na miejscu.
Upadł
tuż obok ukochanej, odbierając sobie życie. Nie potrafił iść przez świat bez
niej. Cieszyć się z rzeczy, których ona nie doznała. Wypełnić serce czymś innym
niż ona. Kochał ją i z tej miłości zapragnął znaleźć ją, choćby na krańcu
Hadesu, by znowu połączyć ich dusze w jedno.
—
Ja… — zaczęła Lucy, opadając z powrotem na kolana. — Jeśli to ma być
sprawiedliwość, to ja jej nie widzę! — wrzasnęła na cały pokój, z lekka
dezorientując podniebnych piratów. — Błagam, daj im szczęście. To nie życzenie,
lecz prośba. Czyż miłość nie jest czymś, co wykracza poza logikę, poza zasady,
które znasz, Wiedźmo Wymiarów? Czyż sama się nigdy nie zakochałaś, by nie
wiedzieć, jak wielkim bytem jest uczucie dla drugiej osoby?! Proszę, uratuj
ich.
Zasłoniła
twarz dłońmi, łkając cicho. Nagle ujrzała nad są małe, złote stworzonko, które
przykleiło jej się do czoła. Wzięła je na palec, spoglądając na mieniącego się
motylka, który delikatnie machał skrzydełkami.
Ciała
Melody i Hansa zaczęły zbierać całe gromady tych małych stworzeń, aż w pewnym
momencie po prostu rozpłynęły się, nie pozostawiając po sobie nawet
najmniejszego śladu.
Tamaki
podszedł do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą leżał jego drogi przyjaciel, i
uśmiechnął się, płacząc rzewnie tuż obok Lucy.
Natsu
czy Musica nie potrafili odezwać się słowem, gdy nad nimi chmara motyli
wirowała swobodnie, tworząc z siebie sylwetki dwójki kochanków, trzymających
się radośnie za ręce i mówiących bezdźwięcznie „dziękujemy”.
Wtedy
Lucy ujrzała, iż na jej dłoniach znajdują się rękawice, których wcześniej
używała Melody. Spojrzała na jej twarz, po czym kiwnęła głową, obiecując, że
będzie ich dobrze używać.
—
Dowidzenia! — krzyknął Tamaki, gdy złoty pył prysnął po całym pokoju,
pokrywając go małymi drobinkami, mieniącymi się w promieniach wschodzącego
słońca.
Koniec…
To był koniec jednej opowieści, która miała zacząć kolejną.
Wnet
wszyscy poczuli zmęczenie, które przyszło tak nagle i niespodziewanie. Opadli
bezwładnie na podłogę, hukiem uderzając ciałami o drewniane panele. Powieki
osunęły się im samoistnie, nie pozwalając choćby spojrzeć na innych. Zapanowała
ciemność, a z nią przyszła odpowiedź, na którą załoganci tak czekali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)