23 listopada 2016

Rozdział 34

I choć te wszystkie rzeczy akceptowała z tak lekką swobodą, nie potrafiła zrozumieć, skąd wie takie rzeczy. Dlaczego nie wywołują u niej złych emocji, a raczej ukojenie.
Przetarła oczy, po czym dumnie podniosła się i zaciekłością spojrzała na przeciwniczkę. Na chwilę odwróciła się, czując czyjąś obecność. Ciemność, która za nią podążała. Ciemność, która ją chroniła. Ciemność, której imiona nie znała. Miała wrażenie jednak, że kiedyś, może nawet w niedalekiej przyszłości, wszystko stanie przed jej oczyma i ujrzy to, co teraz jest skryte za nią samą, a także pozna odpowiedzi, które teraz są poza jej zasięgiem.
— Oddaj Melody! — krzyknęła, wskazując palcem na zdezorientowanego przeciwnika.
Duch był wyraźnie zaskoczony, choć była to tylko chwilowa reakcja. Natychmiast natarł na Lucy, nie przejmując się jej siłą, która tak nagle na nią stąpiła.
Kim są głosy w mojej głowie?,  pytała, stawiając krok do przodu. Kobieta istnieje przez oczy, lecz ten mężczyzna? Czyżbym o czymś nie wiedziała? Ale…  Uśmiechnęła się delikatnie, składając dłonie w gest modlitwy.
— Już się nie boję! — krzyknęła.
Wnet zjawa, która zawładnęła ciałem Melody, wrzasnęła, gdy z jej powłoki zaczęła wydobywać się jasna jak światło aura, niszcząc ciemność, która ich ogarniała. Niczym kropla wody, kropla światła spadła na sam środek wymiaru, krusząc jakiekolwiek ślady istnienia mroku.
Lucy upadła na kolana, po czym dotknęła swojego policzka, po którym spływały łzy. Płakała? Nie pamiętała kiedy zaczęła, lecz miała wrażenie, że to ten głos sprawił, ten nostalgiczny i ciepły głos, iż całkowicie oddała się uczuciu, które było dla niej tak odległe.
— LUCY!!! — usłyszała krzyk. Od razu poznała, że to Natsu do niej woła, lecz nie była w stanie się ruszyć.
Dopiero w tym momencie poczuła, iż jej ciało nie jest w stanie się poruszać. Cienkie nicie oplatały jej ciało, blokując wszystkie ruchy. Zrozumiała, że wstaje i idzie w kierunku leżącej Melody, której palce dłonie poruszały się w delikatnym rytmie, jakby to ona prowadziła blondynką.
— Rękawice — powiedziała Lucy, widząc na dłoniach dziewczyny rękawiczki, które wcześniej znajdowały się na piedestale, w tajemniczym pokoju.
Dotarło do niej, że srebrnowłosa kobieta uśmiecha się. Przerażała ją, choć nie tak bardzo jak jeszcze kilka sekund temu.
— Będziemy razem — rzekła Melody, podnosząc się. — Ja i Hans w końcu uzyskamy spokój, którego pragniemy.
— Nie! — przerwała jej Lucy. — Dążysz jedynie do nieszczęścia, które nie ma nic wspólnego z miłością!
— Chcę być szczęśliwa.
— Wiem, ale nic ci nie daje prawa odbierać innym szczęścia! — wrzasnęła przez łzy.
— A tobie to daje?
— Nikomu nigdy nie zrobiłam nic złego! — Od razu zaprzeczyła.
— Nie wiesz? — szepnęła srebrnowłosa. — Nie wiesz, jak bardzo sama jesteś zła.
Ciało Lucy uniosło się wysoko. Jej ramiona szeroko rozłożyły się, sprawiając dziewczynie jedynie ból. Nagle przed nią pojawiła się Melody, czule trzymając jej twarz w swoich dłoniach. Obie lewitowały wysoko nad ziemią, przygotowując się do rytuału, który miał za moment nastąpić. Właścicielka rezydencji wyjęła za sukienki ostry jak brzytwa nóż i przyłożyła go do piersi blondynki, rozcinając jej sukienkę.
— NATSU!!! — wrzasnęła przerażona Lucy.
Po jej skórze popłynęła szkarłatna krew, brudząc biały materiał. Każde kropelki powoli wsiąkały w szatę, zaczynając tworzyć na niej znak, który miał być dopełnieniem całego procesu.
Był coraz bliżej końca, a nikt się nie zjawiał. Oczy Lucy gorały wściekłością, choć nic więcej nie mogła zrobić. Błagała Natsu, by ten się zjawił, że czas mijał a on się nie pojawił.
— Już prawie, moja droga przyjaciółko — szepnęła jej na ucho Melody.
Nie poddawaj się. — Znowu ten głos. Znowu ten mężczyzna. I choć bardzo chciała go wysłuchać, to nie potrafiła. Zbyt bardzo się bała. Te przytłaczające uczucia były zbyt silne dla niej. Jednak miał rację. Tak daleko już doszła, że nie mogła teraz zawrócić i oddać wszystkiego, na co tak ciężko pracowała.
Wyrównała oddech, po czym zacisnęła pięści, napinając z całych sił mięśnie.
— Jesteś chora! — syknęła Lucy.
— Nie, to świat jest chory.
— A zastanawiałaś się, co się stanie, gdy w końcu uda ci się spełnić marzenie?
Melody spojrzała na nią niepewnie, tak jakby to pytanie ją tknęło. Przegryzła wargę, lecz jej zastanowienie nie trwało długo. Zaraz wzruszyła ramionami i powróciła do dalszych części przygotowań.
— Zobaczymy — odpowiedziała tylko. — Najważniejsze jest, by…
Zamilkła.
Krew rozbryzgała się po całym ciele Lucy, mieniąc jej skórę barwami jasnego szkarłatu. Niewielkie krople zsuwały się po jej delikatnym ciele, wchłaniając się aż do najciemniejszych zakamarków jej duszy, która w tej chwili krzyczała z przerażenia. Usta jej drżały, a prawe oko nieustannie drgało, nie potrafiąc zachować spokoju.
Patrzyła na czarny szpikulec, który wystawał z drobnego ciała Melody, przewijając ją w okolicach piersi. Dławiła się krwią, która zdążyła się dostać nawet do płuc. Błagalnie spoglądała na blondynkę, prosząc o ją ratunek. Jej ręce bezsensownie machały na wszystkie strony, szukając ostatków nadziei.
— To koniec, ukochana.
Melody zamarła. Jej oczy wypełniły łzy, a usta otworzyły się w przeraźliwym krzyku. Chlusnęła krwią prosto na twarz Lucy, po czym bezwładnie opuściła ręce.
— Ha—ns? — szepnęła, chcąc się odwrócić.
Pusty szkielet lewitował dokładnie za drobną dziewczyną, trzymając w dłoniach szpikulec, wypełniony czarną mazią, która powoli pochłaniała od wewnątrz ciało nieśmiertelnej damy. Choć jego czaszka zdawała się nie zmieniać swojego wyglądu, to dało się wyczuć szaleńczy smutek i rozpacz, która rozdzierała jego serce na małe kawałeczki. Zaciskał szczękę, żałując tego, co robi. Kosteczki palców coraz bardziej zaciskały się na uchwycie, nie chcąc, by przypadkowy napływ emocji próbował zniweczyć jego plan.
— Kochałem cię i kocham nadal, Melody — rzekł ciepło Hans. — Ale to już zaszło za daleko, ukochana.
— Dla… czego? — Ponownie splunęła krwią, z trudem utrzymując się przy życiu.
Światło życia gasło w niej. Po raz pierwszy, od chwili odejścia od swej mistrzyni, poczuła, iż ginie. Zostało jej tak mało czasu i śmierć zależała od miłości jej życia.
Jej dusza rozleciała się na tysiące kawałeczków. Nie wierzyła, że do tego doprowadzi ta smutna i tragiczna historia ludzi, którzy po prostu dążyli do szczęścia. Nie mogła już nic zrobić.
Delikatnie uśmiechnęła się i dotknęła dłonią policzka Lucy. Więzy, które trzymały blondynkę, rozluźniły się, aż w końcu całkowicie znikły, przez co cała trójka poleciała na podłogę. Wylądowali dość delikatnie, choć na początku upadek nie wyglądał tak radośnie.
Leżąc bezpiecznie na ziemi, patrzyli prosto na siebie, nie wiedząc, co mają dalej czynić. Nagle Hans rzucił się na ukochaną i pochwycił ją w swoje ramiona, na chwilę odzyskując swe dawne ciało. Zdawał się być całkowitym przeciwieństwem Melody, lecz zarazem uzupełniał ją w każdym jej calu.
Mięśnie i naczynia krwionośne powoli oplatały kości skazańca nieszczęścia, przywracając mu dawną sylwetkę. Obrazy dawnego wyglądu, nadal migały przed oczyma Lucy, nie pozwalając jej nawet na moment odejść od smutku, który ją wypełniał. Skóra zarastała wokół organizmu, aż w końcu przed kobietami stanął mężczyzna, którego pokochała Melody.
Srebrnowłosa podniosła dłoń, po czym ujęła tymi małymi rączkami policzek. Hans nie potrafił wytrzymać. Natychmiast złapał ją, nie wstrzymując tych gorzkich łez.
— Dlaczego to musiało się tak skończyć? — krzyczał.
— Hans… — szepnął cicho Tamaki, który z resztą kompanii zdążył dotrzeć dobre kilka minut po dawnym szkielecie.
Lucy przeniosła niepewnie wzrok na Natsu, który w tym momencie po raz pierwszy ujrzał jej nowe, czerwone oczy. Była przekonana, że się nimi przerazi, ale on tylko uśmiechnął się delikatnie, machając w jej stronę. Choć było widać, że pragnie do niej podbiec i ją przytulić, to stał spokojnie, wiedząc, że tym razem bohaterami tej historii są inni ludzie.
— Przepraszam — szepnął ponownie Hans.
Melody była taka pusta, niczym lalki, które na potkali na swej drodze załoganci. Pozbawiona jakichkolwiek sił czuła, że zegar odlicza ostatnie sekundy jej życia.
5
Tak wiele przeżyła, choć tak mało z własnym ukochanym.
4
Tak mocno żałowała, że przez tak wiele lat starała się odnaleźć sposób na odwrócenie klątwy, zamiast się cieszyć widokiem tego, który był obok niej.
3
Nic po niej nie pozostało.
2
Była szczęśliwa, lecz sama ze wszystkiego zrezygnowała. Pragnęła cofnąć czas i zmienić wszystko. Zacząć życie od nowa, ale to było niemożliwe.
1
— Kocham cię — szepnęła.
0 …
Jej ręka bezwładnie zsunęła się z policzka Hansa, opadając na ziemię. Głowa przechyliła się lekko na bok, a ciało po prostu opadło, stając się w jednej chwili takie chłodne.
Hans nie rozumiał; może tego nie chciał.
Wrzeszcząc, przytulił ukochaną do siebie. Nie chciał jej puszczać. Nie chciał jej zostawiać samej. Pragnął pójść do tego samego miejsca, do którego ona się udała. Choćby nawet miał szukać przez kolejne wieki, to znajdzie ją.
Niespodziewanie z ciała Melody zaczął się wydobyć czarny niczym smoła dym, który po kilku sekundach dostał się aż na samą górę pokoju, rozprzestrzeniając się po całej jego szerokości, a potem po prostu znikając.
Choć jedyna Lucy tak naprawdę wiedziała, co się przed chwilą wydarzyło. Ciche szepty „zabiję was” niosły się po rezydencji, lecz wydawało się, iż jedynie ona jest w stanie je usłyszeć. Nie była tym faktem zbytnio zdziwiona, jednak wciąż pozostało to zaniepokojenie, którego nie potrafiła się pozbyć.
Wtedy także usłyszała specyficzny dźwięk. Powróciła do Hansa, który wyjmował z ciała Melody szpikulec. Do jej głowy weszła tylko jedna myśl.
Natychmiast powstała i ruszyła w kierunku mężczyzny, wiedząc, czego chce on dokonać.
— NIE!!! — krzyknęła, wystawiając przed siebie rękę.
— Dziękuję. — Uśmiechnął się słodko, po czym wbił prosto w swoje serce broń, ginąc na miejscu.
Upadł tuż obok ukochanej, odbierając sobie życie. Nie potrafił iść przez świat bez niej. Cieszyć się z rzeczy, których ona nie doznała. Wypełnić serce czymś innym niż ona. Kochał ją i z tej miłości zapragnął znaleźć ją, choćby na krańcu Hadesu, by znowu połączyć ich dusze w jedno.
— Ja… — zaczęła Lucy, opadając z powrotem na kolana. — Jeśli to ma być sprawiedliwość, to ja jej nie widzę! — wrzasnęła na cały pokój, z lekka dezorientując podniebnych piratów. — Błagam, daj im szczęście. To nie życzenie, lecz prośba. Czyż miłość nie jest czymś, co wykracza poza logikę, poza zasady, które znasz, Wiedźmo Wymiarów? Czyż sama się nigdy nie zakochałaś, by nie wiedzieć, jak wielkim bytem jest uczucie dla drugiej osoby?! Proszę, uratuj ich.
Zasłoniła twarz dłońmi, łkając cicho. Nagle ujrzała nad są małe, złote stworzonko, które przykleiło jej się do czoła. Wzięła je na palec, spoglądając na mieniącego się motylka, który delikatnie machał skrzydełkami.
Ciała Melody i Hansa zaczęły zbierać całe gromady tych małych stworzeń, aż w pewnym momencie po prostu rozpłynęły się, nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu.
Tamaki podszedł do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą leżał jego drogi przyjaciel, i uśmiechnął się, płacząc rzewnie tuż obok Lucy.
Natsu czy Musica nie potrafili odezwać się słowem, gdy nad nimi chmara motyli wirowała swobodnie, tworząc z siebie sylwetki dwójki kochanków, trzymających się radośnie za ręce i mówiących bezdźwięcznie „dziękujemy”.
Wtedy Lucy ujrzała, iż na jej dłoniach znajdują się rękawice, których wcześniej używała Melody. Spojrzała na jej twarz, po czym kiwnęła głową, obiecując, że będzie ich dobrze używać.
— Dowidzenia! — krzyknął Tamaki, gdy złoty pył prysnął po całym pokoju, pokrywając go małymi drobinkami, mieniącymi się w promieniach wschodzącego słońca.
Koniec… To był koniec jednej opowieści, która miała zacząć kolejną.
 Wnet wszyscy poczuli zmęczenie, które przyszło tak nagle i niespodziewanie. Opadli bezwładnie na podłogę, hukiem uderzając ciałami o drewniane panele. Powieki osunęły się im samoistnie, nie pozwalając choćby spojrzeć na innych. Zapanowała ciemność, a z nią przyszła odpowiedź, na którą załoganci tak czekali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)