Zacisnęła
dłoń na rękojeści Świętej Broni, po czym wstała i podeszła pod samą prawą
burtę. Spojrzała krwistymi ślepiami na kroczącą ku nim lawę. Kąciki ust uniosły
się na jej twarzy nieznacznie. Wygramy, pomyślała, wskakując na
barierkę.
—
Lucy, co ty robisz? — spytał zainteresowany Natsu, lecz nie było czasu na
wyjaśnienia.
Uniosła
wysoko ku niebu włócznie i zawirowała nią we własnych dłoniach. Okręgi tworzyły
się i tworzyły, a niewielkie kropelki wody zaczęły wytwarzać się na brzegu,
które było przecinane przez ostrze.
—
Nie rób tego! — krzyknęła przerażona Akira. — Nie wiesz, jak tego używać!
— Der
en! — odpowiedziała tylko Lucy, nie reagując na ostrzeżenie nowego
towarzysza.
Wygięła
ciało, po czym zatoczyła pełen krąg wokół własnego ciała i przecięła wodnym
ostrzem strumienie powietrza. Ciecz zaczęła pędzić z nagminną prędkością ku
zbiorowiskom lawy nieustannie wylewającej się z wulkany. Aczkolwiek gdy
powierzchnia gorącej cieczy spotkała się z zimną wodą, ogromny kłęb pary
buchnął w kierunku dawnego lasu, pochłaniając także przestrzeń znajdującą się
tuż przed statkiem. Jednak sami załoganci byli całkowicie bezpieczni. Choć
chronili ciała przez nagłym atakiem pary, stan wody nie dotarł do nich nawet w
najmniejszym stopniu.
Lucy,
pełna dumy i satysfakcji, obróciła w dłoni broń, po czym uśmiechnęła się
złośliwie do Akiry.
—
Ruszamy? — spytała załogę, na co ta odpowiedziała kiwnięciem głowy.
Lucy
odeszła od brzegu statku i nadała pędu maszynie, wzbijając ją wysoko tu
niebiosom. Ratunek ze strony kobiety przyszedł w odpowiednim momencie. Żegnając
pozostawione za sobą chmary ognia, dziękowali w duchu za szczęśliwe objawienie,
choć nadal ciekawość, co tak naprawdę się wydarzyło, przyćmiewała chwilową
radość ze zwycięstwa. Dziewczyna była świadoma konsekwencji swego czynu.
Dlatego nim minęło dziesięć minut od wyruszenia z lądu, usiadła na pokładzie i
zaczęła swą opowieść.
Pełna
przekonania o tym, iż widzenie dotyczyło wydarzeń sprzed czterystu lat, prawiła
mężczyznom i jednej kobiecie, że zbliżają się powoli do rozwiązania. Nie
omieszkała się także wspomnieć historii z tajemniczej lodowej jaskini, gdzie,
jak się okazało, spotkała opiekuna i ojca Akiry. Wiadomość o śmierci rodziciela
wstrząsnęła kobietą, ale szybko pojęła sens ciągu zdarzeń. Wiedziała, że
przyszedł ten czas. Dopiero po otrząśnięciu się z szoku, Lucy kontynuowała. Nie
ukrywała spotkania i walki z Edwardem, a także informacji o zagadkowym La
Pradleyu, z którym „spotkali” się już drugi raz.
Aczkolwiek
w trakcie trwania swojego gaworzenia, Lucy dostrzegła zachowanie, które
nadzwyczaj ją zaniepokoiło. Zaintrygowana i pełna fascynacji pragnęła dogłębnie
zbadać sprawę reakcji Tamakiego.
Minęło
pięć dni od momentu, w którym wyruszyli z krainy czterech żywiołów. Pełni
nadziei na zakończenie misji, zaczęli kierować się w stronę stolicy Saracji,
nie napotykając na wrogie prądy powietrzne ani zagrożenie ze strony wrogów.
Mieli czas na trening, a także zapoznanie się z nową bronią. I choć jedna z
włóczni wybrała Lucy, druga nie zareagowała na żadną z osób znajdującą się na
pokładzie. Czekając na wybrańca, została złożona w samej komnacie kapitana tuż
nad kufrem z mapami.
Jednakże
sama pani Dragon nie interesowała się włócznią, a człowiekiem, dzięki któremu
odlazła w sobie odwagę, by pokonać swoje słabości. Musiała porozmawiać z
Tamakim, ale ciągle unikanie przez mężczyznę stawało się uporczywe i
niepokojące. Co podeszła do niego, zapadał się niby pod pokład, udając, że go
nie ma. Dopiero feralnego, burzowego dnia przyłapała mężczyznę na wylegiwaniu
się niedaleko lewej burty.
Usiadła
obok Tamakiego, przytrzymując go mocno za ramię, aby przypadkowo nie wyleciał z
statki w gorączkowej próbie ucieknięcia jej.
Lucy
posłała mu ciepły uśmiech i rozłożyła się wygodnie, znajdując się
niebezpiecznie blisko przyjaciela. Spojrzała na niego i spytała:
—
Co cię trapi?
Wzruszył
ramionami.
—
Nic — odpowiedział niezbyt wiarygodnie.
Przymrużyła
powieki i prychnęła, jednoznacznie wyrażając, co sądzi o jego słowach.
—
„Jeśli czujesz, że jesteś w stanie unieść ten ciężar, to wstań i
pokonaj demona, którego się boisz” — powiedziała spokojnie, próbując nie
wybuchnąć śmiechem. — To twoje słowa. Może lękasz się czegoś, ale ja mogę pomóc
ci tak, jak ty podałeś mi pomocną dłoń.
—
Lucy! — krzyknął niespodziewanie Tamaki. — Jesteś mi bliska i nie chcę cię
stracić, bo…
— …
popełnię kolejny błąd — dokończyła za niego, jakby czytała mężczyźnie w
myślach.
—
Tak i nie — odparł, kiwając głową na boki. — To nie jest takie proste,
kochaniutka. Trochę ukrywam przed wami, nawet sam Musica mnie chroni.
—
Każdy ma swoje sekrety, z którymi nie chce się dzielić.
—
Nawet z bliskimi? — dopytał.
Westchnęła
głęboko.
—
Szczególnie z nimi. — W jej głosie dało się wyczuć żal i poczucie winy. Nie
mówiła wtedy do Tamakiego, lecz do samej siebie. — Nie mówię Natsu jednej
rzeczy od kiedy tylko uciekliśmy z Fiore, więc nie każę tobie się przede mną
spowiadać. Ale muszę zrozumieć, dlaczego uciekasz.
—
Nie „dlaczego” — podkreślił — ale przed „kim”… La Pradley — niemal szepnął — to
książę z mojego kraju, z którego pochodzę.
—
Zaraz… on… — Zamilkła.
—
Nigdy nie miałem zaszczytu go poznać. To zagadka, to tajemnica, ale
niewątpliwie to ta sama osoba — rzekł, jakby był całkowicie pewien swojej
racji. — Tak, musimy tak polecieć, ale boję się. Tak cholernie się boję, Lucy…
Położył
głowę na jej ramieniu. Palce mężczyzny powędrowały ku jej dłoni i splotły się z
nią w jednym uścisku. Lucy nie musiała widzieć jego twarzy, aby wiedzieć, że
łzy spływają po zimnych policzkach załoganta. Cierpiał niewyobrażalne katusze,
zwierzając się kobiecie, którą de facto znał tak krótki okres czasu. Jednak
ufał jej. Tulił ją do siebie, pragnąc, by nie odpychała go od siebie; nie
uczyniła tego.
Przysunęła
do siebie Tamakiego i drugą dłoń położyła na jego jasnych włosach, gładząc
kosmyki i traktując go jak małe dziecko. Aczkolwiek czuła się z tym dobrze.
Może po raz pierwszy w życiu ktoś naprawdę jej potrzebował, ktoś naprawdę
chciał, by znalazła w nim wsparcie, dlatego chciała zrobić wszystko, by nie
zawieść go.
— A
gdy przyjdzie czas, od nowa podasz mu dłoń — usłyszała głos w swojej
głowie. — Pamiętaj, że ten dzień się niechybnie zbliża, a potrzebujesz
przyjaciela, potrzebujesz… sługi…
Choć
Tamaki gorączkowo się upierał, iż należy zataić prawdę przed przyjaciółmi, Lucy
stanowczo odradziła mu ten niebezpieczny i zdradziecki zabieg. Mężczyzna żył i
był winien towarzyszom coś więcej niż tylko życie; przyjęli go bez względu na
przeszłość i dali dom, którego by nie posiadł bez nich. Nie chciał zgadzać się
z kobietą, lecz po kilku stanowczych słowach, przyznał jej rację i wyznał
najbliższym prawdę. Aczkolwiek zebrani zareagowali jedynie gromkim śmiechem,
zastanawiając się, jak długo był w stanie ukrywać przez nimi tak banalny fakt.
—
Jesteś świetnym aktorem, Casanovo — powiedział Musica, kiedy całkowicie
wydobrzał i mógł swobodnie poruszać się po statku.
Każdy
z załogi miał jakiś żal do Tamakiego, ale wszyscy (z wyjątkiem Natsu, Lucy i
Akiry) wydawali się rozumieć pobudki, jakie nim kierowały. Nie mniej jednak
przyjęli wyznanie i skierowali się ku Atrapos, miastu Tysiąca Brzoskwiń, gdzie
bogini Earis, według legend, zstąpiła po raz pierwszy na Ziemię, zsyłając na
nią dobrobyt i pokój. Wraz z bratem Eretesem żyli w krainie przez setki lat,
przelewając swe miłosierdzie — nauczając i chroniąc jednocześnie.
Wysokie
kolumny miasta ze złota pięły się ku niebiosom, jakby miały dosięgnąć samych
bogów. Posągi dawnych obrońców strzegły jedynego wejścia do krainy dobrobytu i
szaleństwa, które opętało żadnych władzy, nieśmiertelności i sukcesu
mieszkańców. Mieniące się w słońcu krużganki oślepiały nowoprzybyłych,
niebezpiecznie pieszcząc ich oczy. Za nasadą drobnych domków stała ogromna
kopuła zasłaniająca wielki obiekt, jaką była święta biblioteka im. Earis —
a przynajmniej tak pamiętał to miejsce Tamaki, który opuścił dom rodzinny kilka
lat wcześniej.
Aczkolwiek
w samym mieście niewiele się zmieniło. Wciąż ten sam przepych i bogactwo, które
napychało dumę i portfele mieszkańców, którzy już dawno zapomnieli, czym jest
szacunek czy miłość. Krążyli w niewiedzy uczuć, snując się spokojnie między
szafirowymi uliczkami.
Przy
samej bramie Atrapos panował niewyjaśniony harmider. Statki tłoczyły się w
przejściu, a kolejki ubogich przybyszów stały dziesiątkami lat, czekając na
własną szansę, który nigdy nie nadeszła.
—
Jak my tu wejdziemy? — słusznie zauważył Hughes.
—
Mam plan — oświadczyła niezwykle pobudzona Akira, wychodząc przed mężczyzn. —
Zeskoczymy na te złote drzewa i…
—
Po pierwsze! — przerwał się agresywnie Kurtis. — To są budynki. — Wskazał na
miasto. — Po drugie, kochanie, dla większości z nas upadek skończyłby się nie
tylko zakurzonymi bucikami, ale ŚMIERCIĄ.
—
Jak przez wieki ludzie stali się słabi — ponarzekała, po czym odwróciła się,
dumnie podpowiadając, że już się nie wtrąca.
—
Nie musimy nic robić — rzekł Tamaki. — Jestem mieszkańcem, więc wpuszczą mnie.
—
Przypadkiem nie uciekłeś? — spytał podejrzliwie Natsu.
—
Tak, ale prawo zezwala wracać. Ciągnie swój do swego — odpowiedział. —
Mieszkańcy to świętość, nawet ci, którzy postanowili odejść.
Tamaki
nie mylił się w swoich przypuszczeniach. Gdy tylko minęli kilkanaście statków,
lecących w jednym rzędzie — choć nie uciekli przez krzykami i przekleństwami ze
strony innych podróżnych — znaleźli się tuż przed wejściem, przez które
przelecieli bez najmniejszych oporów. Strażnicy jedynie skłonili się jakby
przed Tamakim, na co on odpowiedział skinięciem głowy, i wlecieli prosto do
miasta, w którym mieli znaleźć La Pradleya (i może kolejną z broni).
Lucy
stanęła najdalej od wszystkich załogantów, którzy nie potrafili wytrwać w swych
zachwycie, i zbliżyła się do przyjaciela i szturchnęła go w ramię.
—
Żyjesz? — szepnęła.
—
Wspomnienia… wracają — odparł łamiącym się głosem Tamaki. — Pójdziesz ze mną w
jedno miejsce? Tak na moment!
—
Mój mąż — spojrzała na Natsu, który był bardziej zainteresowany znajdującą się
pod nimi wodą aniżeli żoną — jest zajęty, więc bardzo chętnie.
—
Nie wiem, czy tak ochoczo to zrobisz, ale chcę, by ktoś przy mnie był, kiedy… —
zawahał się — w końcu się pożegnam.
— Z
kim?
— Z
Katheriną, moją żoną — odparł.
Lucy
skierowała głowę ku pokładowi i w milczeniu przemyślała słowa Tamakiego. Wnet
chwyciła go za rękę i pociągnęła ku sobie, mówiąc cicho:
—
Teraz.
Tak od kilku dni czytam tego bloga i będę z Tobą szczera. Momentami akcja mnie tak nudzi i się w niej gubię, ale takie rozdziały zachęcają, żebym nie porzucała opowiadania. Ten rozdział jakoś szczególnie przypadł mi do gustu. Było w nim na początku trochę akcji, ale myślę, że to uczucia Tamakiego i jego historia sprawiły, że z przyjemnością czytało się ten rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wiem, że niektóre rozdziały strasznie nudne! Przeciągałam akcje i niestety takie nudy powychodziły! A co do gubienia się... Chyba za dużo wątków wprowadziłam :( Ale cieszę się, że mimo wszystko nadal czytasz ;)
Usuń