29 kwietnia 2017

Rozdział 45

Z początku wydawał się nie pojmować jej wypowiedzi, lecz gdy wszystko stało się dla niego jasne, kiwnął głową. Oboje wyskoczyli ze statku, lądując na chodniku tuż obok przechodzącego małżeństwa. Para wzdrygnęła się i usunęła na bok, wyraźnie obawiając się nieznanych przybyszy. Aczkolwiek dwójka zignorowała ich strach i pomknęła tam, gdzie prowadził Tamaki.
Śpieszyli się w obawie przed resztą załogi, która mogła dostrzec ich nieobecność.
Skręcili tuż za wystawą sklepową, w której sprzedawali kobiece ubrania. Następnie przeszli przez niewielki, półokrągły mostek, aż znaleźli się dość zaniedbanej jak na to miejsce alejce. Średniej wielkości posążek bogini stanął na ich drodze, lecz zwinnie ominęli kamienną postać. I wtedy nastała cisza…
Delikatny wiatr muskał ich skórę, pieszcząc swym ciepłym podmuchem. Gdzieś obok liście szeptały swą nową pieśń, a owady brzęczały nad uszami Tamakiego i Lucy, ale nic więcej. Choć jeszcze chwilę temu panowały niewyobrażalne tłoki na ulicy, teraz nie dostrzegali nawet jednej żywej istoty.
— Gdzie się wszyscy podziali? — spytała zaniepokojona Lucy.
Przyjaciel westchnął i zamknął oczy, zamyślając się na moment.
— Tutaj żywi nie przychodzą… — szepnął i ruszył.
Nie przeszli nawet kilku metrów, gdy Lucy dostrzegła z oddali zarys czegoś, co z wyglądu przypominał jej kościół. Jednak by się upewnić podeszła jeszcze bliżej. Wtedy dopiero zrozumiała, gdzie tak naprawdę dotarli.
Wokół nich znajdowała się jedynie sama zieleń, wyraźnie zarastająca większość pustego pola, jakby niewiele osób dbało o te ziemie. Budynek, stojący pośrodku polany, w rzeczywistości okazał się sanktuarium świętych bogów, aczkolwiek po jego wyglądzie dało się dojść do wniosku, iż od lat stoi opuszczony. Dawni bogowie odeszli, a wraz z nimi wierni, pozostawiając miejsce kultu szponom natury.
Lucy rozejrzała się wokoło i wtedy jej wzrok napotkał na kilka kamiennych płyt, które wystawały znad trawy. Trwało to może kilka sekund, ale dotarło do niej, gdzie tak naprawdę się znaleźli.
Uśmiechnęła się blada i poprowadziła Tamakiego ku nagrobkom.
— W którym miejscu? — spytała cicho.
Mężczyzna jedynie wskazał na zarośniętą płytę. Lucy skuliła się i wyrwała chwasty, odsłaniając napis. „Katherina — ma wieczna ukochana” — tak głosił. Dziewczyna usiadła na ziemi i złożyła ręce w geście modlitwy.
— Nie wierzę w nich, więc nie próbuj — oświadczył niespodziewanie Tamaki, po czym przysiadł się do przyjaciółki. — Byłem młody i głupi… Jak większość dzieciaków w moim wieku, ale w przeciwieństwie do nich miałem odziedziczyć wielką fortunę rodziców i ich dziedzictwo. Wraz z uzyskaniem pełnoletniości, w tym kraju to piętnaście lat — dodał prędko — stajemy przed naszym przeznaczeniem i przyrzekamy bogom dozgonne posłuszeństwo i opiekę. Ojciec naprawdę był ze mnie dumny, kiedy to się stało. W prezencie podarował mi Katherinę jako żonę, ale wtedy… — Zamilknął, ocierając z policzków łzy. — Nie rozumiałem tak wielu rzeczy. Dlatego lubiłem się trochę bawić z innymi kobietami. Może mnie przez to znienawidzisz, ale pewnego dnia pokłóciłem się z Katheriną. Następnego dnia znaleziono ją martwą, wzięła truciznę.
— Uciekłeś? — przerwała mu pytaniem.
— Tak. — Kiwnął energicznie głową. — Jej śmierć otworzyła mi oczy. A wiesz dlaczego?
— Nie.
— Bo moja rodzina zareagowała tak, jakby umarło jakieś zwierzątko. Niechciane zwierzątko — podkreślił. — Wrzucono jej ciało do grobu, jak gdyby nic nie znaczyła. Była tylko zbędnym balastem. Wtedy zacząłem dostrzegać, co czyniłem i kim byli ci święci mieszkańcy, którzy wielbią zawszonych bogów — rzekł pełen ironii i nienawiści w głosie.
— Jak poznałeś załogę? — drążyła dalej.
Chwyciła się za ramiona, czując, że nadciągają chłodne prądy. Wieczór tak szybko nadchodził, zastępując ciepłe popołudnie. Najpewniej poszłaby, gdyby nie pragnęła wysłuchać do końca przyjaciela.
— Próbowałem ich okraść — odpowiedział, ku zaskoczeniu dziewczyny. — Nie udało się. Pobili mnie, ale Musica zaproponował mi pomoc, w zamian za użyczenie im swoich mocy.
— Mocy?
Gdy już Tamaki otworzył usta, wnet rozległ się przerażający krzyk, który zmroził krew w żyłach. Oboje wstali i rozejrzeli się, dookoła, lecz dostrzegli jedynie kłęby dymu, które wydobywały się z okolic głównego placu. Spojrzeli na siebie i bez zastanowienie ruszyli ku zgiełkowi, obawiając się o życie swych przyjaciół. Snuli się po kolejnych uliczkach złotego miasta, gdzie napotykali na spokojnych mieszkańców, który zdawali się nie zauważać tragedii. Tamaki wyraźnie syknął, podsumowując swą reakcję na ich zachowanie. Jednak po chwili wyraźnie przejął się bardziej losem przyjaciół, aniżeli bezdusznymi potworami, które krążyły po ulicach.
— Jeśli boisz się przeszłości — zaczęła Lucy — to przestań. Nic możemy z nią zrobić. Należy wstać i odejść od niej. Wiem, co mówię.
— A ty potrafiłaś i potrafisz tego dokonać? — spytał, nie do końca wierząc w słowa dziewczyny.
— Nie widzisz, co wybraliśmy z Natsu — odpowiedziała, po czym zatrzymała się raptownie, z przerażeniem w oczach spoglądając na scenerię, która rozgrywała się przed nimi. Aczkolwiek to nie ona była tą, która zareagowała najsilniej. Widziała wzrok, łzy i grozę, która spowiła Tamakiego, a to mogło oznaczać tylko jedno…

***

Niczym dziecko podszedł na sam przód okręgu, wraz z przyjaciółmi oglądając atrakcje, którego dostarczało im złote miasto. Mógłbym tu zamieszkać, pomyślał Natsu. Nie umiał zdecydować się, czy patrzeć na przepiękne wystawy sklepowe, wyskoczyć i podejść do przydrożnych restauracji, gdzie jedzenie kosztowało znikomo, czy może dotrzeć, aż do samego centrum miasta i tam doświadczyć największych atrakcji. Niewątpliwie jego towarzysze mieli ten sam problem, ale w tym momencie pomyślał o Lucy. Od wielu dni unikał jej, traktował niemal jak powietrze, choć była jego żoną i towarzyszką.
— Tak, zaproszę ją — powiedział Natsu.
Odwrócił się pełen nadziei i wtedy pojął, że dziewczyny nie było na statku. Jeszcze chwilę temu stała dokładnie obok niego, a teraz nie pozostał najmniejszy ślad po jej obecności.
Odszedł kawałek od załogantów i zawołał:
— Lucy?!
Jednak nie dostał żadnej odpowiedzi.
Przerażony podbiegł do Kurtisa, który również wydawał się zaniepokojony. Oboje sprawdzili niższe poziomy, ale dziewczyny nie było już na statku.
— Tamaki również zaginął — oświadczył Kurtis.
— Gdzie oni się podziali? — spytał Natsu.
— Jeszcze się pytasz? — odezwała się niespodziewanie Akira, wybuchając gromkim śmiechem. Podeszła powabnie do mężczyzn, wciąż mając na sobie niezwykle seksowny strój wojowniczki wody. — Nie pomyślałeś, że znalazła sobie innego i teraz poszli na małe bara bara.
Wystawiła przed siebie ręce i pomachała w stronę Natsu, bawiąc się jego kosztem.
Chłopak jedynie westchnął i pomyślał, że jest to po prostu niemożliwe. Faktycznie, Lucy spędzała ostatnio wiele czasu z Tamakim, ale nigdy nie byłaby w stanie zdradzić własnego męża… Prawda?
Wątpliwości powoli zaczęły targać Natsu. Choć w pierwszej chwili miał pewność, iż jego podejrzenia są całkowicie bezpodstawne, teraz już nie miał tak dużego wotum zaufania wobec żony.
Odwrócił się ku Akirze i spytał wątpliwie:
— Tak sądzisz?
— Gdybym miała męża, który ignoruje mnie tak mocno jak ty Lucy, już dawno znalazłabym sobie innego — odpowiedziała.
— Nie gadaj głupot, kobieto! — wrzasnął Kurtis. — Lucy nigdy nie zdradziłaby Natsu, a po drugie Tamaki… — Zawiesił się. — Tamaki ma powód, by nie dopuścić do tak haniebnego czyny jak zdrada.
— Zobaczymy — szepnęła kobieta, odchodząc.
Natsu chciał uwierzyć w słowa Kurtisa, ale jego nadszarpnięte nerwy nie pozwalały do końca tego uczynić.
Pokrążył chwilę po pokładzie statku i niespodziewanie zeskoczył na chodnik, kierując się w stronę miejsca, gdzie zgubił żonę.
— A ty dokąd? — zawołał za nim Musica.
— Znaleźć moją żonkę — odpowiedział krótko i oddalił się od towarzyszy.
Natsu dłużej już nie słuchał nawoływań towarzyszy. Teraz miał ostatnią szansę, by odnaleźć Lucy i Tamakiego. Możliwe, że jego przeczucia były błędne, ale nie chciał ryzykować.
Skręcił przy eleganckiej restauracji, gdzie dostrzegł siedzącą przy stoliku młodą kobietę. Była piękną damą o kręconych, rudych włosach, które gęsto porastały jej głowę. Jej mleczna skóra delikatnie podkreślała pełne usta i zielone oczy spoglądające prosto na młodzieńca. Chcąc czy nie, Natsu zatrzymał się i podszedł do kobiety.
— Proszę — rzekła, po czym wskazała na wolne miejsce naprzeciwko niego.
— Dziękuję. — Kiwnął głową i przysiadł się do nieznajomej.
Machnęła ręką i przywołała kelnerkę, która przyniosła filiżankę z herbatą dla Natsu. Para wydobywała się z porcelanowego naczynia, roznosząc słodki, kuszący zapach.
Młodzieniec nachylił się i chwycił za ucho filiżankę. Wziął dwa łyki napoju i odstawił na podstawkę, by dokładnie przyjrzeć się nieznanej damie. Uśmiechała się, wyraźnie uwodząc biednego chłopaka, który nadal nie wiedział, co się z nim dzieje. Kobieta mrugała powabnie, opierając się łokciem o złoty stolik i trzymając podbródek na otwartej dłoni. Dopiero wtedy Natsu dostrzegł, iż ma ona założone na rękach długie, białe rękawiczki, na których widniały wyraźne, czarne plamy. Zląkł się, lecz po chwili wszystkie obawy minęły, gdy do jego uszu dobiegł ciepły głos.
— Przybyłeś wraz przyjaciółmi, bohaterze? — spytała.
— Tak — odparł krótko jak zaklęty. — Kim jesteś?
— Mów mi… — Zawahała się. — Po prosto nazywaj mnie panią Zero.
— Zero?
— A jak brzmi twoje imię, wędrowcze? — pytała dalej, nie zważając na ciekawość młodzieńca.
— Natsu — odpowiedział. — Czy potrzebujesz czegoś ode mnie?
— Oj, nie, nie, kochaniutki — rzekła prędko, machając przed sobą rękoma. — To trochę niegrzeczne porywać cię w taki sposób, ale ma misja wymaga kilku poświęceń mój drogi. Wiesz, że już się spotkaliśmy? — Zmieniła niespodziewanie temat.
— Nie poznaję cię.
— Oczywiście, ale twoja żona, Lucy, mogłaby mnie rozpoznać. W porcie La Morche. Zdaje się, że wygraliście wtedy w kasynie — wyjaśniła. — Przejdziemy się?
Raptownie wstała i wyciągnęła dłoń w kierunku Natsu. Przyjął ją i zaraz wziął damę pod rękę, aczkolwiek przewodnikiem stała się pani Zero, która wyjątkowo energicznie zaczęła ciągnąć go w przeciwną stronę. Jednakże bardziej był zaskoczony faktem, iż od kobiety biło przerażające zimno. Znał maga lodu, ale to nie był ten sam rodzaj chłodu. Wydawało się, że sama krew w żyłach niewiasty jest spowita zimnem. Był przerażony, gdyż po raz pierwszy w życiu dotarły do niego tak niepokojące doznania. Pragnął zatrzymać się i uciec daleko od kobiety, ale nie umiał.
— Nie uciekniesz mi — szepnęła pani Zero. — Moja misja wymaga takiego działania. Przepraszam cię, mój książę, ale nikt nie pozostawił mi wyboru.
— Kim tak naprawdę jesteś?
— Przeznaczeniem, okrucieństwem i drogą, którą mam wam wskazać. Jesteście tacy skomplikowani w swej prostocie — mówiła niemal szeptem. — Najpierw Rolar nie dał rady, potem Edward, więc w końcu musiałam zacząć działać. I nie, nie martw się, my chcemy tylko was nauczyć i poprowadzić, ale ty jesteś zbędny, niepotrzebny, ostateczny. Chcemy Lucy, a ona niegrzecznie uciekła z Tamakim, więc może odwiedzimy ich i wtedy wyrwę ci serce na jej oczach? — Zaśmiała się nagle. — Oj, ale żart mi się udał. Przecież te gałki nie należą do niej!
Natsu zamrugał. Do tej pory podróż przebiegała niemal bez zarzutów. Kilkukrotnie musieli podjąć się walki, ale jeszcze nigdy nie doświadczył ataku tak perfidnego i, zarazem, genialnego.

— Natsu! — usłyszał nagle wołanie, które dobiegało zza niego. — Uciekaj, to trucicielka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)