Rozpoznawał
ten głos. Nie miał wątpliwości, iż Kurtis próbuje go ostrzec, lecz było już za
późno. Pani Zero odwróciła nim, jakby był tylko nędzną marionetką w jej rękach.
Uniosła dłonie na wysokość jego policzków i pochwyciła się brutalnie,
przyciągając do siebie twarz mężczyzny. I wtedy nastąpiło to, czego się nie
spodziewał. Usta pani Zero złączyły się z jego w długim, namiętnym pocałunku.
Czuł, jak wyżerające jego skórę ciało przepływało między ich ciałami,
docierając do samego przełyku. Żyłki napełniły się czarną substancją,
niebezpiecznie wybuchając przez skórę Natsu. Tracił oddech i czucie, ale
nieustannie utrzymywał się w pionie, aż pani Zero puściła go i poleciał prosto
na chodnik.
—
Przykro mi — powiedziała z uśmiechem na twarzy i uciekła, pozostawiając
umierającego Dragona.
Drgawki
stawały się coraz to brutalnie. Całe ciało zwijało się z niewyobrażalnego bólu,
lecz teraz miał przynajmniej pewność, że należy do siebie. Już nikt nie
kontrolował nim, choć co mu pozostało, gdy niewyobrażalne tortury przyćmiewały
mu zdrowy rozsądek. Trucizna krążyła w żyłach, rozlewając się po wszystkich
kanałek. Zarażone komórki walczyły z obcym ciałem, ale były tylko nędznym
wojownikami, które poległy w pierwszym starciu.
—
Natsu! — Ponownie do jego uszu doszło szaleńcze wołanie Kurtisa, który zdążył
już do niego dobiec. Pochylił się nad nim w tym samym czasie, kiedy groźny
wybuch zaryczał przez całe miasto szczęścia i bezpieczeństwa.
Dusił
się. Ostatnie łyki powietrza były mu odbierane. Oczy napełniły się wylewającą
się krwią. Paznokcie wbijał w dłoń, ale powodowało to tylko większą utratę
posoki.
—
Cholera, cholera! — przeklinał Kurtis. — POMOCY! — wrzasnął, ale nikt
nie przybył…
Kurtis
spojrzał na umierającego i wydał z siebie tylko ciężkie westchnięcie. Położył
Natsu na ziemi i, mimo ogromnego zbiegowiska, przyłożył do ciała przyjaciela
dłonie. Zamknął oczy i rozgrzał ręce do temperatury znacznie przekraczających
tą, którą znał Dragon. Moc przeszła przez komórki Kurtisa i wyłoniła się w
postaci krwistych płomieni, które zalały ciało Natsu.
Chłopak
podskoczył, po czym wrzasnął z bólu, ale siła Kurtisa sprawiła, że nie mógł się
podnieść. Natsu wrzeszczał na okolicę, ale był to jedyny sposób na uratowanie
mu życia. Dlatego Kurtis jeszcze mocniej przytwierdził go do podłoża.
—
Co tu się dzieje? — zapytał Hughes, który po raz pierwszy na własne oczy ujrzał
magię ognia Kurtisa. Zaraz rozsunął na boki niepotrzebnych gapiów i podszedł do
przyjaciół, by móc z bliska przyjrzeć się zdarzeniu.
Kurtis
nie miał czasu zastanawiać się nad tym, że ktoś odkrył jego sekret. W tej
chwili liczyło się tylko uratować życie Natsu.
Rozgrzewał
ciało, stopniowo zwiększając temperaturę. Zwykły człowiek już dawno zginąłby od
poparzeń, lecz organizm Natsu nadal pamiętał ogromne temperatury, więc mógł
walczyć.
—
No, dalej! — krzyknął Kurtis, wciąż licząc, że wyparzy truciznę.
I
stało się.
Skóra
Natsu nabrała koloru. Czarne żyły zniknęły a oddech chłopaka zaczął się
normować. Kurtis zabrał od niego ręce i wątpliwie uniósł je, widząc, że skóra
zabarwiła się na kolor krwi. Przetarł dłonie o kubrak i spojrzał na Hughesa.
—
Żyje, ale…
—
To twój sekret — przerwał mu Hughes — ale polecałbym powiedzieć o tym reszcie
załogi, Kurtis.
—
Rozumiem. — Kiwnął głową.
Kurtis
wziął Natsu na ręce i zaczął go nieść ku statkowi. Jednak zatrzymał się w
połowie, gdy stanął przed nim mężczyzna o czarnych włosach. Pojawił się z nikąd
i zastawił drogę przybyszom. Niewątpliwie czekał właśnie na nich, choć nieznany
był powód tego spotkania.
Ubrany
był w luźną szatę o tym samym kolorze, z białym materiałem oplatającym jego
ciało wzdłuż. Uśmiechnięty szedł ku załogantom, trzymając w dłoni książkę w
ciemnej oprawie z wygrawerowanymi literami „E.N.D.”.
—
Gdzie zabieracie Natsu? — spytał ciepło nieznajomy.
—
Uciekaj i ostrzeż załogę — szepnął Kurtis, trzęsąc się ze strachu.
Hughes
odwrócił się i szybko przeskoczył na drugi brzeg, omijając tajemniczego
mężczyznę.
Natomiast
Kurtis położył z powrotem Natsu na podłożu i wyjął zza pleców dwa miecze,
szykując się do ataku. Jakkolwiek próbował sobie zaprzeczać, oczywiste było, że
mężczyzna przed nimi jest wrogiem. Magia emanowała z jego ciała, sprawiając, że
mieszkańcy mdleli, gdy jej doznali.
—
Kim jesteś? — zapytał stanowczo Kurtis.
—
Ludzie są tacy zabawni. — Zaśmiał się. — Wiedzą, że nie mają szans wygrać, a
jednak stają do boju.
—
GADAJ, KIM JESTEŚ? — syknął.
—
Me imię to Zeref — przedstawił się młodzieniec, lekko chyląc czoło przed
Kurtisem. — Możesz mi powiedzieć, co z dzieckiem mych przyjaciół?
—
Zeref? Ten Zeref? — Kurtis patrzył na niego z niedowierzaniem. — Jeden ze
Świętych Wojowników, którzy umarli, pozostawiając po sobie Święte Bronie? To
ty?
— W
rzeczy samej, a teraz, proszę, oddaj mi Natsu.
Kurtis
prychnął, a następnie uformował w dłoni niewielką kulę ognia, którą cisnął w
stronę Zerefa. Wojownik nawet się nie poruszył, ale ta chwila nieuwagi z jego
strony pozwoliła Kurtisowi odwrócić się, zabrać Natsu i uciec.
Kurtis
skręcił w boczną uliczkę i pognał przed siebie. Widział, że stan Natsu ulega
pogorszeniu — nie stanowił bezpośredniego zagrożenia życia, ale nadal był
niebezpieczny. Kurtis nie miał więcej czasu. Musiał zabrać Natsu na statek,
gdzie Akira zajęłaby się nim i ostatecznie wyleczyła. Jednak teraz ważniejsze
było zgubić Zerefa i znaleźć inną drogę ku statkowi.
Kurtis
przeskoczył kanał i przeszedł kawałkiem przez wąską uliczkę, aż dotarł do
niezwykle spokojnego miejsca, w którym znalazł się tylko on, Natsu i… Zeref.
—
Co jest? — spytał, nie wierząc własnym oczom.
—
Nie uciekniecie łowcy — odparł Zeref.
Machnięciem
dłoni sprawił, że wejście do ulicy zamknęło się. Czarny mur pojawił się za
Kurtisem i jedyną drogą ucieczki stała się przestrzeń za Zerefem. Ale nawet
Kurtis nie miał złudzeń. Walka z tak potężnym przeciwnikiem mogła prowadzić
tylko do nieszczęścia. Dlatego szukając możliwych rozwiązań, rozejrzał się
dookoła. Wysokie budynki uniemożliwiały przejście na drugą stronę, a
nieznajomość terenu sprawiała, że ucieczka na ślepo doprowadziłaby tylko do
kolejnej zguby.
Wtedy
rozległ się donośny hałas. Z nieba zleciała ogromna kula wody, chwytając w
swoje szpony Zerefa. Młodzieniec zaczął miotać się i szarpać, lecz jego próby
uwolnienia były niczym w porównaniu do siły natury. Księga wypadła mu z rąk i
jakby nie próbował, nie dosięgał jej.
Akira
zeskoczyła z dachu, trzymając wyciągnięte przed siebie ręce. Formułowała
nieustannie kulę wodną, kiedy zapytała:
—
Nic wam nie jest?
—
Idiotko, czy to wygląda ci na „nic”. — Kurtis podniósł Natsu trochę wyżej. —
Udało mi się wyparzyć jego ciało, ale nadal jest chory. Potrzebuje twojej
magii.
—
Jak widzisz jestem teraz zajęta — odpowiedziała.
—
Dlatego wynośmy się stąd i idźmy gdzieś, gdzie będziesz mogła uleczyć naszego
towarzysza — zaproponował Kurtis, nie obchodząc się bez drwiny w głosie.
Westchnął i spojrzał podejrzanie na Akirę.
Dziewczyna
kiwnęła głową i oboje przeszli obok Zerefa, który wyjątkowo spokojnie
przyjmował na siebie ataki. Patrzył na odchodzących przeciwników i tylko
czekał, aż wypuszczą go z wodnej pułapki.
Kiedy
Kurtis i Akira znaleźli się wystarczająco daleko od Zerefa i wystarczająco
blisko statku, przystanęli, uwalniając wroga z pułapki. Położyli Natsu na
podłożu i wspólnie obejrzeli członka załogi, zauważając, że ten wciąż żyje, ale
ma się coraz gorzej. Czarne żyły ponownie nabrzmiały, rysując się na skórze
byłego Pogromcy Smoków.
—
Twoje leczenie, doktorku, nie pomogło — zwróciła się do Kurtisa. — Musimy
zastosować inne metody — zaproponowała.
—
Dziękuję, nigdy bym na to nie wpadł. — Kurtis wzniósł ręce ku niebiosom. —
Wiesz co? Czy nie domyśliłaś się, że to mogło być powodem tego, że cię
szukałem?
—
Szukałeś mnie? — Zaśmiała się. — Trzeba było od razu przynieść go do mnie.
—
Przykro mi, ale drogę zastawił mi człowiek, który powinien nie żyć od CZTERYSTU
LAT! — wrzasnął, uderzając pięścią o bruk. — A teraz może zajmiesz się czymś
pożytecznym i uratujesz mojego przyjaciela, niewdzięcznico.
—
Uważaj — ostrzegła, jeżąc się na Kurtisa. — Tylko ja mogę uratować tego gościa
— wskazała na Natsu — a to nie leży w moim interesie, więc wyjaśnij mi, cholero
jedna, dlaczego miałabym to zrobić?
Kurtis
gwałtownie złapał ją za rękę.
—
Dlaczego? — spytał, śmiejąc się. — Czy odpowiedź nie jest prosta, kochanie?
Jeśli chcesz odnaleźć się w tym świecie, musisz być z nami, z załogą. Jeśli
pozwolisz umrzeć jednemu z nas, nie będę się powstrzymywać i usmażę cię.
Akira
spojrzała na Natsu, po czym sięgnęła po sztylet, który znajdował się przy pasie
kobiety. Ostrze skierowała ku chłopakowi. Wbija jego koniec w nadgarstek Natsu.
Krew spłynęła po ręce nieprzytomnego, następnie spadając na podłoże. Akira
przysunęła ranę do swoich ust, a następnie zaczerpnęła krwi. Sączyła ją długo,
aż w pewnym momencie wypluła czarną substancję i przetarła twarz.
—
Obrzydliwe — syknęła. — Nigdy więcej tego nie zrobię, więc nie licz na moją
pomoc, ale ten koleś — wskazała na Natsu — przeżyje.
—
Dziękuję — powiedział szczerze Kurtis.
—
Proszę.
Kurtis
chwycił z powrotem Natsu i oboje ruszyli w miejsce, gdzie cała załoga w
niecierpliwości czekała na ich powrót.
Przed
statkiem zebrali się w jednym punkcie, niecierpliwie rozmawiając o możliwych
pozycjach swych towarzyszy. Gdy tylko ujrzeli nadchodzącą dwójkę z ledwo żywym
Natsu, podbiegli i zaniepokojeni zapytali:
—
Co z nim?
W
tym samym czasie Hughes zasapany chwycił Kurtisa za ramię i rzekł:
—
Nie ma nigdzie Lucy i Tamaki’ego.
—
Żartujesz? — Kurtis zaniósł Natsu na pokład i położył go na przygotowanym
hamaku, który rozłożyli załoganci w czasie ich nieobecności.
— A
czemu miałbym? — powiedział lekko zirytowany Hughes. — Uciekli razem czy co?
Kochankowania im się nagle zachciało.
Hughes
złapał się za głowę i usiadł na pokładzie, opierając się plecami o maszt.
Uderzył się otwartą dłonią w czoło, a następnie rozejrzał dookoła podejrzanie,
licząc, że ktoś z towarzyszy może znać powód nieobecności dwójki członków.
—
Podejrzewam, gdzie może być Tamaki — oświadczył niespodziewanie Musica. — Wiem
także, że nie mogę wam powiedzieć.
—
Co takiego? — Kurtis naburmuszył się. — Przecież to nasi…
— A
ty nie masz tajemnic?! — przerwał ostro Musica, podchodząc do wojownika.
Chwycił go za kołnierz i pociągnął ku sobie. — Rozejrzyj się i pomyśl. Kiedy
spotkałem cię, nie pytałem o nic. Informacje, które posiadałem, wystarczyły mi.
Dlatego nie możesz ode mnie wymagać, bym zdradził ci sekrety Tamakiego. To
dziecko poszło z Lucy, by uwolnić się od mroków przeszłości. Co ty byś zrobił
na jego miejscu, gdybyś miał ku temu okazję?
—
Na pewno nie nazywał Tamaki’ego „dzieckiem” — wtrącił Hughes. — Przecież on
jest młodszy od ciebie o może trzy lata.
Załoga
wybuchła gromkim śmiechem.
Kurtis
uwolnił się z ucisku i podszedł do prawej burty. Oparł się o barierkę i
spojrzał ku miastu. Wziął głęboki wdech i po nim dopiero odpowiedział:
—
Pewnie to samo.
—
Dlatego musimy teraz zaufać Tamaki’emu — zaproponował Musica.
—
Przecież jakaś kobieta zaatakowała Natsu! — krzyknął Kurtis. — Prawie zginął i
mam pozwolić Tamaki’emu „załatwić sprawy”?
—
Jeśli pamięć mnie nie myli, to nie ma silniejszego członka w naszej załodze od
niego.
Oświadczenie
kapitana zbiło wszystkich z tropu. Zaczęli rozmawiać, snuć teorie, ale nadal
tylko sam Musica znał prawdę dotyczącą Tamaki’ego i jego przeszłości. I tylko
on mógł być pewien, że życie Lucy jest w dobrych rękach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)