Lucy
zanurzyła ręce w beczce z wodą. Przetrzymała je tak przez chwilę, oglądając
swoje odbicie, które rozmazała powstała fala. Przemyła twarz i wytarła ją
brzegiem koszuli, po czym powróciła do namiotu, tradycyjnie czyszcząc miecz
przed wyjściem. Rin Ko wciąż spał. Słońce nie wzeszło za wysoko, więc mogła mu
pozwolić na jeszcze chwilę odpoczynku, ale wkrótce trzeba było ruszać.
Posłaniec
przybył o samym brzasku, gdy jeszcze większość wojowników spała twardym snem.
Odebrała posłannictwo osobiście, od razu odpowiadając na list Króla Smoków, w
którym to prosił o spotkanie w stolicy. Rozejm Krwi miał zostać podpisany, aby
Naród Ognia również mógł wstąpić do wielkiego królestwa i zjednoczyć się
przeciw buntującym żywiołom. Lucy tylko w ten sposób mogła zapewnić sobie
bezpieczeństwo.
Odłożyła
ścierkę. Nałożyła na siebie pełną zbroję i obudziła niechętnego Rin Ko, każąc
mu się zbierać. Przed namiotem zaczął się tworzyć zgiełk.
—
Czas ruszać — oświadczyła Lucy.
—
Nie. — W jednej chwili Rin Ko nakrył się cienkim materiałem i przewrócił na
drugi bok.
Lucy
westchnęła ciężko. Skierowała palec wskazujący na przyjaciela i wystrzeliła z
niego niewielką kulę ognia, która zajęła całe łóżko. Przerażony smok zrzucił z
siebie łatwopalne materiały, stając na równe nogi.
Uniosła
wysoko brwi, patrząc dumnie na Rin Ko, który nie posiadał się z radości.
Prychnął coś niezrozumiałego pod nosem i zaczął się ubierać, jak gdyby nic się
nie stało.
—
Dziękuję, że wróciłeś — powiedziała, gdy w końcu zebrała w sobie odwagę. —
Myślałam, że trochę pozostaniesz na mnie obrażony.
—
Też tak myślałem, ale nie mogłem cię zostawić samą. Jesteś moją ukochaną
siostrą — dodał, głaszcząc Lucy po włosach. — Nie w takiej sytuacji.
Rozbrzmiały
bębny.
Rin
Ko gwałtownie odsunął się od Lucy. Kotara rozsunęła się i do środka wszedł
Eric, natychmiast łapiąc boleśnie Lucy za barki. Potrząsnął ją ku zdziwieniu
wszystkich i popchnął na ziemię.
—
Czy ty całkowicie straciłaś rozum? — spytał w miarę cicho, spluwając za siebie.
Lucy
podniosła się zdenerwowana, stając twarzą w twarz naprzeciw Erica.
—
Nie wiem, o co ci chodzi, ale pamiętaj, że nadal jestem Królem Smoków Ognia.
—
Tak. — Kiwnął, po czym dłońmi przetarł całą twarz. — Starożytni, chrońcie nas
przed głupotą tej kobiety.
Zatkało
ją.
—
Dlaczego w nocy użyłaś mocy, by ujrzeć rytuały kapłanek ognia? — Eric rozejrzał
się, sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje.
—
Po pierwsze, nie zrobiłam tego specjalnie. — Uniosła palec wskazujący. — Po
drugie, ciekawe, co tam się wydarzyło, skoro teraz tak na mnie naskakujesz,
wasza wysokość — dodała ironicznie.
Eric
pochylił się nad Lucy, wyraźnie niezadowolony z jej odpowiedzi.
—
Zadajesz za dużo pytań, kochanie. — Uśmiechnął się słodko.
Wyszedł
z namiotu.
Lucy
i Rin Ko spojrzeli na siebie pytająco. Oboje nie rozumieli, co mógł mieć na
myśli Eric. Jednak zamiast nadal się nad tym zastanawiać, dokończyli pakowanie
rzeczy. Cała armia czekała na nich od jakiegoś czasu — nie chcieli ich dłużej
niepokoić i złościć.
Kiedy
wszystko było już przygotowane, poprosiła dwóch wojowników niższej rangi o
przeniesienie rzeczy do wozu, a sama udała się po swojego konia. Dotknęła
sierści zwierzęcia. Ktoś dokładnie ją odczyścił z krwi i całego brudu, który
nagromadził się podczas walki. Zwierzę wyglądało teraz przepięknie, naprawdę
należąc do kogoś z wyższą rangą.
—
Lucy — szepnął ktoś za dziewczyną.
Podskoczyła
w miejscu. Wyjęła z pochwy miecz i wymierzyła ostrze w gardło przeciwnika. W
ostatniej chwili zatrzymała je tuż przy samej krtani Henry’ego.
—
Na krew starożytnych. — Złapała się za pierś, równocześnie próbując się
uspokoić. — Dlaczego mnie tak straszysz.
—
Ja… Nie chciałem — wyjaśnił, drżąc. — Ja chciałem tylko obwieścić, że czas
wyruszać i…
—
Dobrze, przepraszam. Trochę mnie poniosło.
Otarła
spocone czoło.
Nie
czuła na siłach, by spędzić najbliższe kilka dni w siodle konia, ale sądząc po
odległości, jaką będzie musiała pokonać, inna opcja nie istniała.
Henry
skłonił się i odszedł.
Odwiązała
konia od wsadzonego w ziemię kołka. Razem z nim udała się na przód armii, gdzie
czekał na nią Rin Ko. Jego obecność nie przypadła do gustu części dowódcom.
Zaczęli szeptać między sobą i spluwać w kierunku następcy Króla Smoków Światła.
Lucy wcześniej jeszcze tolerowała takie zachowanie, ale dziś nie mogła
pozwolić, by jej decyzję były odbierane w tak negatywny sposób. Zebrała prycze,
podjeżdżając do dowódców.
—
Pani! — Jednocześnie złożyli honory.
—
Jeśli macie coś do powiedzenia na temat moich decyzji, to proszę mówić o
wszystkim przy mnie — rozkazała.
—
Pani, my tylko uważamy, że obecność tak niehonorowej osoby nie przełoży się
dobrze na morale wojska — wyjaśnił starszy dowódca, zadziwiająco grzecznie i kulturalnie.
— My tylko opieramy się na własnym doświadczeniu i chcemy ci służyć dobrą radą.
—
I jestem za nie wdzięczna. — Pochyliła czoło. — Aczkolwiek książę Rin Ko zdążył
już udowodnić, ile tak naprawdę jest wart. Poza tym jako jedyny miał
przyjemność rozmawiać ze Smoczym Królem, do którego właśnie zmierzamy. Obecnie
jego cenne rady mogą się podstawą do wszczęcia jakichkolwiek negocjacji —
wyjaśniła.
—
Rozumiemy.
Zgodnie
kiwnęli głowami.
—
W takim razie dziękuję za to zrozumienie i liczę, że przez następne lata moich
rządów usłyszę więcej wskazówek.
Oddaliła
się ze świadomością, że czeka ją poważniejsza walka niż sama mogłaby się
spodziewać.
Ustawiła
konia tuż przy Rin Ko, ściągając wodze. Zeszła z konia, poprawiając trochę za
luźne siodło.
—
Gotowa na podróż? — spytał, wskazując palcem na znajdujące się przed nimi
bagienne tereny uprawy ryżu.
—
Trochę tak, trochę — odburknęła. — Mam za sobą całą armię, więc chyba powinno
być dobrze.
Rin
Ko wzruszył ramionami.
—
I tak źle, i tak niedobrze.
—
Czasem mógłbyś pocieszyć zamiast dołować — upomniała go. — Ja już się stresuje.
—
I będzie tylko gorzej. Już poznałaś Ri Hana, więc wiesz, jaki jest —
przypomniał jej Rin Ko.
—
Tym razem nie dam się zamknąć w wieży — zapewniła. — Nie jestem tą samą…
—…
dziewczyną, co wtedy? — dokończył za nią. — Jesteś i będziesz, chyba że
zmienisz się. Ta armia nie należy do ciebie. Musisz ją zdobyć, by naprawdę stać
się Królem Smoków Ognia.
—
Wiem — szepnęła ze smutkiem w głosie. — Naprawdę wiem.
Ruszyła,
a zaraz za nią podążyła reszta wojowników. Nie czuła się, jak generał, jak
król. Szła na samym przedzie armii, a mimo to przypinała sobie łątkę
dodatkowego balastu, który zginąłby przy pierwszym ataku wroga. Nikt, oprócz
Rin Ko, nie obroniłby jej. Dlatego przyjaciel miał rację. Należało wziąć sprawy
w swoje ręce i stać się królem. Nie… Prawdziwą Królową Smoków.
„Wtedy jeszcze nie wiedziałam, kim
jestem i dotąd dążę. Pragnęłam jedynie przeżyć i ochronić bliską mi osobę — Rin
Ko. Eric był dla mnie wtedy nikim, choć czułam coś więcej, gdy go widziałam i
gdy z nim rozmawiałam. Przeznaczenie nas ku sobie kierowało. Tylko nie
rozumiałam, dlaczego „przeznaczenie” miało na imię „Eric””
Lucy
— przed, teraz i po.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)