5 stycznia 2018

Rozdział 76

Musica powoli podniósł się, rozmasowując obolałą szyję. Ból przeszedł mu nerwach. Ponownie położył się, powoli wyciągając ręce daleko za siebie. Porządne rozciągnięcie się było tym, czego tak bardzo potrzebował. Ziewnął szeroko, nadal czując się trochę ospały.
— Czy panu czegoś potrzeba? — odezwał się głos znad Musici.
Mrugnął kilkukrotnie, mając wrażenie, że ma omamy. Obok niego przeszła młoda pokojówka, niosąca na rękach tacę z jedzeniem. Postawiła ją na stoliku nocnym, odkrywając wieczko od parującej w misce owsianki. Nałożyła jej trochę na łyżkę, którą przesunęła pod same usta Musici.
— Proszę jeść, by odzyskać siły — poprosiła grzecznie.
Musica odsunął się. Otworzył szeroko oczy, nie ukrywając zaskoczenia.
— Kim…
— Myeli, pana osobista pokojówka — przerwała mu. — Proszę zjeść.
— Gdzie…
— Znajduje się pan w stolicy Sarycji, w jednym z pałacowych pokoi. Opiekuję się panem z polecenia księżniczki Amelii i księcia Komui’a — odpowiedziała na jednym wydechu. — Proszę jeść — ponowiła prośbę.
Musica gwałtownie odrzucił o siebie kołdrę i usiadł na skraju łóżka, próbując z niego zejść.
— Niech pan wróci do łóżka. Jeszcze pan nie odzyskał sił — poprosiła, popychając mężczyznę w stronę nagrzanego miejsca. — Pana rany się jeszcze nie zagoiły… — Zamilkła.
— Wiem…
Musica złapał się gwałtownie za usta, powstrzymując od wymiotowania na fiorski dywan. Fala wspomnień uderzyła w niego. Każdy, nawet ten najmniejszy szczegół, dotarł do umysłu mężczyzny. Przypomniał sobie. Zdradę Tamaki’ego. Prawdę o Kurtisie i jego śmierć. Wybuch oczu Lucy i zniszczenie wszystkich Świętych Broni. Wszystkie te wydarzenia wydawały się być snem. Nie wierzył w nie. Nie w to, że Kurtis od początku nie mówił im o tym, kim tak naprawdę jest. Tyle razy znajdowali się w zagrożeniu, a on ani razu nie użył mocy Pogromcy Smoków Ognia. A Tamaki? Nie żył? Podróżowali z ożywionym przez czarne moce potworem, którego jedynym celem było doprowadzić ich do zapomnianego miasta, gdy już zdobędą Święte Bronie? Czy jego zespół był tylko siedliskiem samych kłamstw?
Rozpłakał się.
Łzy spłynęły po jego dłoniach i policzkach. Jęknął. Wbił paznokcie w twarz i nagle krzyknął. Z małych raz wydostała się krew.
Nie wierzył. Nie potrafił uwierzyć. Nie chciał uwierzyć. Kochał ich. Kurtis, Tamaki byli i są nadal jego rodziną, choć ich stracił, choć go zdradzili. Budował tę rodzinę przez lata, robiąc wszystko, aby tylko pozostać razem. Zrezygnował nawet z Amelii, poświęcając jedyną szansę na poprawę życia. I to miało pójść na marne? Nic nie znaczyło?
— Proszę pana, proszę się uspokoić, wszystko będzie dobrze.
Kobieta położyła mu dłoń na barku, starając się pocieszyć.
Odepchnął ją. Upadła na podłogę, ubijając sobie trochę biodro. Nie zająknęła się nawet. Spojrzenie miała czyste i spokojne, może nawet pełne współczucia. Nie poddała się. Podeszła i jeszcze raz zbliżyła się do Musici, mówiąc mu:
— Księżniczka Amelia wciąż czeka na pana.
— Ja… — Pociągnął nosem. — Ja nie potrafiłem nikogo uratować.
— Księżniczka Amelia wciąż czeka — powtórzyła, jakby wierzyła, że te słowa zmienią jego postawę. — Księżniczka Amelia wciąż czeka.
— WIEM! — wrzasnął. Zamilkł. Wziął głęboki łyk powietrza. — Ale jak mam ochronić księżniczkę, kiedy nie potrafiłem pomóc mojej własnej załodze?
Służąca westchnęła z ulgą, siadając nieopodal Musici. Wzięła tacę z jedzeniem. Ponownie spróbowała podsunąć mu pod usta łyżkę. Tym razem przyjął ją bez chwili zawahania. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo był głodny.
— Pan Hughes obudził się kilka dni temu — odezwała się.
Musica zamarł. Przekręcił głowę w jej stronę i z niedowierzaniem spojrzał, wypuszczając łyżkę z dłoni.
— Czyli… — Głos mu zadrżał.
— Zgadza się. — Kiwnęła. — Nie tylko on, oprócz Natsu, Lucy, Kurtisa, Tamaki’ego i Akiry, wszyscy wrócili.
Drzwi otworzyły się. W jednej sekundzie do środka wskoczyła księżniczka Amelia, rzucając się Musice na szyję. Jedzenie rozsypało się po podłodze. Mężczyzna w ostatniej chwili podchwycił w ramiona płaczącą dziewczynę.
— To boli, to boli — jęknął, czując, jak otwierają mu się rany.
Księżniczka przydusiła go jeszcze mocniej.
— Tak się cieszę — wydusiła z siebie. — Dziękuję.
 — Tak, ja też, ale proszę o luźniejszy uścisk — poprosił, postukując dziewczynę w plecy. — To naprawdę boli.
Służąca odsunęła Amelię.
— Księżniczko, pan Musica jest poważnie ranny — uświadomiła ją. — Powinien teraz odpoczywać.
— Ale, ale, ale… — Ponownie zalała się łzami. — Ja tak bardzo się bałam.
Upadła na kolana przed Musicą. Zasłoniła twarz rękoma; nie chciała, by oglądał ją w takim stanie.
— Przepraszam, przepraszam — wyszeptała.
Westchnął ciężko, udając, że zachowanie księżniczki tylko go denerwuje. W rzeczywistości był wściekły na siebie za to, że doprowadził Amelię do płaczu. Powinien zachować się jak mężczyzna, nie jak tchórz.
— To ja powinienem przeprosić — powiedział, przybliżając się do księżniczki. Objął ją mocno, choć rany coraz bardziej mu dokuczały. Zagryzł silnie zęby, powtarzając w myślach, że da radę. — Wróciłem, Amelio.
Komui wszedł niespostrzeżenie do środka, stając niedaleko drzwi. Oparł się o ścianę. Uśmiechnął się chytrze, przez chwilę przyglądając romantycznej scenie. Służąca dostrzegła swojego pracodawcę. Otrzepała fartuch i ukłoniła się. Komui wskazał na drzwi. Posłusznie wyszła.
— A więc gołąbki się połączyły — zażartował.
— Co?! — krzyknęli równocześnie Musica i Amelia. Odsunęli się od siebie, udając, że nic się nie wydarzyło.
Książę zaśmiał się złośliwe, zasłaniając ręką usta. Jednak widząc ostre spojrzenie siostry, odchrząknął i przeszedł do sprawy, z którą przyszedł do Musici:
— Mniej więcej ustaliłem miejsce pobytu naszych kochanych przyjaciół.
— Naprawdę?! — Odzyskał nadzieję. Uśmiechnął się delikatnie, oddychając z ulgą. — Czyli mogę zebrać załogę i ich odnaleźć?!
— Nie. — Pokręcił głową. — Akcja z Zapomnianego Miasta nie była przypadkowa.
— Nie rozumiem. — Musica rozejrzał się po pomieszczeniu trochę zmieszany. — Przecież nasi przyjaciele gdzieś…
—… czekają? — dokończył za pracownika. — W zasadzie nie. Tak, odpowiedź brzmi: „Nie”. Stanowczo. Bezwzględnie. Jednoznacznie.
— Przestań mi teraz tu gadać głupoty! — wrzasnął, a potem upadł. Kilka kropel krwi spadło na dywan. Biały bandaż przemienił się w krwawą maź, całkowicie tracąc na znaczeniu.
— Uspokój się — szepnęła Amelia.
Księżniczka podniosła mężczyznę i położyła go na łóżku. Odwróciła się, prędko biegnąc w poszukiwaniu medyka. Komui i Musica zostali w pomieszczeniu sami.
Komui niepozornie zamknął za sobą drzwi. Przekręcił klucz w zamku, po czym schował go do kieszeni. Okno w pokoju było zatrzaśnięte. Musica zdał sobie sprawę, że w tym momencie stracił wszystkie możliwe drogi ucieczki. Siły całkowicie go opuściły, a rana nie pozwalała nawet się ruszać. Jeśli ktoś miał go teraz zabić, nadarzyła się do tego idealna okazja.
— Czy ty naprawdę sądzisz, że chcę cię zabić? — oświadczył Komui, jakby czytał Musice w myślach. Podszedł i usiadł na skraju łóżka. — Nie chciałem, że moja droga siostra była przy naszej rozmowie. I nigdy ma się o niej nie dowiedzieć, rozumiesz?
— Ta… — Zawahał się. — Tak — odpowiedział zaraz. Książę nigdy nie przyjmował odmów.
— Wierzę ci. Do tej pory mnie nie zawiodłeś. I pamiętaj, jesteś tylko zwykłym bandytą. Lubię cię. Ha! — krzyknął. — Kocham cię jak brata, ale moim bratem nigdy nie zostaniesz.
— Czego chcesz? — spytał naburmuszony. Rozmowa nie schodziła na właściwy tor. Nawet gorzej. Coraz bardziej zaczął się jej obawiać.
— Natsu jest sługą Wiedźmy Wymiarów, a Lucy wraz z Akirą przedostała się na Czwarty Kontynent.
— Wiedźma Wymiarów — wydusił z siebie, jakby zabrakło mu tchu. — Czwarty Kontynent? — Opuścił wzrok, wbijając go w kołdrę. — Żartujesz sobie?
— Gdybym żartował, to bym się śmiał, a tak nie jest — przypomniał mu Komui. — Jestem bardzo poważny. A szczególnie gdy chodzi o Lucy.
— Co z tą całą Lucy? Kim ona jest, że wszyscy wokoło o niej mówią?! — wrzasnął, nie wytrzymując presji.
Komui zamilknął.

Popatrzył nostalgicznie za okno. Ogarnął go smutek. Z oczu spłynęły łzy, których nie wytarł. Ręka zadrżała mu, lecz zaraz pochwycił ją drugą, nie pozwalając emocjom wziąć góry. Nie odpowiadając na pytanie Musici, wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)