Kiedy
przyjęcie się zakończyło, a ciągnęło się ono aż do samego wieczora, wszyscy
ruszyli w stronę swoich kajut, choć na niektórych „soczek” podziałał na tyle
mocno, że pozostali na swoich miejscach przy stole.
Natsu
i Lucy — jedyne osoby niepijące — wrócili do swoje skromnego pokoju, który
dzięki nagrodzie zdobytej w kasynie, lekko zmodernizowali. Nie był już taki
ponury i zwyczajny. Lucy dodała do niego parę elementów, tworząc miły dla oka
kącik, z widocznym działaniem kobiecej ręki.
Chłopak,
nie mając nic przeciwko, prosił ją tylko, by nie przesadzała z wyglądem, choć i
ona sama nie miała takiego zamiaru.
Efekt
ostateczny jej działań nie powalał, ale także nie straszył. Kajuta nabrała
bordowo—czerwonych barw, głównie za sprawą dwóch obrazów i pościeli, którą
oblekli nowe, dużo wygodniejsze łóżko.
Kładąc
się na nim, odkryli, że każde mięśnie w ich ciele błagają o ratunek, nie
pozwalając wstać i normalnie się ubrać do snu.
—
Jak się czujesz bez tych kłaków? — zapytała Lucy, wyszukując jakiegoś tematu do
rozmowy.
—
Oj, cudownie! — odparł żartobliwym tonem. — Jest mi wygodniej, ale już się
przyzwyczaiłem do dłuższych włosów.
— I
tak ten warkocz był lepszy od kucyka jeszcze sprzed naszego ślubu.
—
Nasz ślub… — Westchnął smętnie. — Ciekawe jakby zareagowało na to całe Fairy
Tail.
—
Na pewno byłoby z tym mnóstwo zabawy. — Zaśmiała się, po czym zaczęła się
czołgać w stronę kochanej poduszki. Była już wystarczająco wymęczona, więc
marzyła już o tylko jednej rzeczy — śnie.
Natsu
zaraz podążył w jej ślady, kładąc się obok niej. Jednak w przeciwieństwie do
niej, nie mógł zasnąć w ciągu kilku sekund, co było dość niezwykłą rzeczą.
Dawniej na sygnał oddawał się w ręce łóżka, a teraz bezsensownie zmartwienia
nie pozwalały mu się cieszyć chwilą spokoju.
Wspominał
czasy, w których postępował nieodpowiedzialnie, głupio, ale i zabawnie. Był
zupełnie innym człowiekiem, którego zmieniło te kilka miesięcy. Nie potrafił
już tak beztrosko walczyć z przeciwnikami, czerpiąc z tego radość. Bitwa z
Generałem Katumi’m zmieniła go. Przez pryzmat czasu, patrzył teraz na zupełnie
innego człowieka, jakim się stał przez tamten dzień. Nie chciał zrzucać na nikogo
winy, nawet na siebie, ale było niezaprzeczalnym, że gdyby postąpił mądrzej,
zachował większą ostrożność, to wtedy Lucy nie musiałaby się poświęcać. Były to
tylko gdybania, ale to one sprawiły, że dojrzał.
Patrząc
na jej niewinną twarz, powoli zaczął dostrzegać coś, czego wcześniej nie
widział, a może nie chciał zobaczyć. Krzywdził ją… Tak wiele razy doprowadzał
do sytuacji, których teraz się wstydził. Nie potrafił sobie tego wybaczyć.
Czuł
się coraz bardziej znużony. Powieki same się zamykały, a usta rozwierały w
głębokim ziewnięciu. Chcąc pójść w ślady żony, rozłożył się wygodnie za
materacu i po kilku minutach trudów oddał się w ręce Morfeusza.
Czuł
zapach świeżych kwiatów i kłosów zbóż, otulających farmerskie pola, na których
pracowali rolnicy. Pielęgnując dary natury, pozdrawiali podróżnych, którzy
przechodzili polną drogą, chcąc dotrzeć do najbliższego miasta, znajdującego
się dobre dziesięć mil stąd. Szeroko uśmiechali się do wędrowców, zapraszając
ich serdecznie do karczmy, która stała nieopodal, oferując chwilę odpoczynku,
pożywny posiłek i ciepły grzaniec na dzień dobry. Jednak wśród ludzi
penetrujących tamtą okolicę, znajdowała się tajemnicza sylwetka ubrana w szary,
zniszczony płaszcz, otulający całe jego ciało. Twarz była całkowicie zasłonięta
przez kaptur, który spoczywał na głowie jegomościa. Przy dobrych podmuchach
wiatru dało się zobaczyć miecz, przypasany do pasa wojownika.
Nie
chcąc sprowadzać do siebie kłopotów, niechętnie żegnali wzrokiem tajemniczego
osobnika, który wyraźnie dążył do gospody „Pod pasikonikiem”. Mając nadzieję,
że nie sprowadzi on nieszczęścia na tę spokojną wioskę, zanosili modły do
bogów.
Gdy
ów człowiek dotarł do celu, wszedł przez dość małe, drewniane drzwi i
natychmiast podszedł do gospodarza, zamawiając ciepły posiłek. Szczelnie
osłaniając twarz, starał się, by w żaden sposób nie została odkryta jego
tożsamość. Lecz takim zachowaniem wzbudził jedynie niepotrzebne podejrzenia,
które natychmiast wpłynęły na atmosferę w barze.
—
Co pana sprowadza w te strony? — zapytał gospodarz, nie chcąc, by w jego
siedzibie doszło do jakiejś kłótni.
—
Interesy! — rzucił jedynie, powracając do spożywania posiłku.
Mężczyzna
stojący przy ladzie, natychmiast zauważył, że jego gwara nie jest tutejsza.
Musiał pochodzić z dalekich stron i być zbyt bezpiecznym człowiekiem. Już samo
ukrywanie swojej tożsamości nie dawało mu żadnych perspektyw w głównej stolicy.
—
Witaj! — krzyknął młody mężczyzna, obejmując człowieka w płaszczu w ramionach.
Przerażony
jegomość podskoczył, natychmiast odsuwając od siebie podejrzanego człowieka.
Nie lubił takich radosnych typów, więc wolał się trzymać od jednego z nich z
daleka. Choć musiał przyznać, że ten wyglądał na takiego godnego zaufania. Cały
czas uśmiechnięty, jakby nie skrywał przed światem żadnych tajemnic. Ubrany był
w jakieś stare łachmany, ale twarz miał dobrze zadbaną, a budowa ciała
wskazywała na dość ciężkie treningi, które przeszedł w życiu. Charakterystyczne
różowe włosy sięgały mu aż do połowy pleców, kończąc się małymi warkoczykami,
które były splecione przy samych końcówkach.
—
Nie chcesz ze mną rozmawiać? — zapytał, przybliżając się do gościa gospody. —
Niebiański Pogromco Smoków — szepnął mu na ucho.
Powstał,
rzucając na blat kilka groszaków i ruszył w stronę wyjścia, zostawiając za sobą
czepialskiego człowieka. Nie miał ochoty być z nim w tym samym pomieszczeniu
choćby minuty dłużej. Rzygać mu się chciało na widok człowieka, który mieszał
się w nie swoje sprawy.
Kiedy
tylko opuścił to dziwne miejsce, udał się w stronę miasta, do którego musiał
dotrzeć przed zmierzchem.
—
Już uciekasz? — zapytał Natsu, wyłaniając się nagle przed tajemniczym
jegomościem.
—
Nie dasz mi spokoju?! — krzyknął.
—
Ty… — zaczął niepewnie.
Wykonując
kilka zwinnych ruchów, zmniejszył odległość między nimi, po czym chwycił za
rąbek kaptura i zdjął go z głowy gościa gospody, ukazując całą jego twarz.
Ku
jego zaskoczeniu, ujrzał przed sobą młodą, czarnoskórą kobietę o czekoladowych
oczach i krótko przystrzyżonych, czarnych włosach. Jej twarz, pełna bólu i
rozpaczy, patrzyła się na niego wściekłym wzrokiem, nawet w najmniejszym
procencie nie potwierdzając, że jest to osobnik płci żeńskiej. Choć była piękną
dziewczyną w wieku może ok. dwudziestu lat.
— A
więc Niebiańskim Pogromcą Smoków jest tak piękną dama — rzekł Natsu, kłaniając
się przed nią.
—
Przykro mi, ale nie mam czasu na przyjmowanie zalotów jakiegoś gbura! —
syknęła, odwracając się.
— A
czemuż to? — zapytał niewinnym głosikiem.
—
Ponieważ zostałam wezwana do rozmowy z władcą okolicznego miasta —
odpowiedziała tylko, nie mając zamiaru dłużej słuchać nowopoznanego człowieka.
—
Czyli go znalazłaś.
Jego
słowa dość mocno ją zaintrygowały, więc przystanęła z postanowieniem, że
wysłucha do końca młodego chłopaka.
— O
czym mówisz? — spytała.
—
Jestem Ognistym Pogromcą Smoków i człowiekiem, który pragnie zjednoczenia
trzynastu królestw. — Podszedł do niej, po czym wyszedł przed nią, wystawiając
przed siebie dłoń. — Mam na imię Natsu Dragon i chcę, byś pomogła mi spełnić
moje marzenie!
„Kolejną
broń szukaj u osoby, która ci o nich powiedziała…”
Podniósł
się energicznie, czując, jak głośno łomocze mu serce. Chwytając się za pierś,
próbował wyrównać niespokojny oddech. Był cały spocony i zmęczony, jakby miał
za sobą długą podróż. Nic nie rozumiał. Ubranie lepiło się do jego gorącej
skóry, która już od dawna nie miała tak wysokiej temperatury.
Nie
chcąc skrzywdzić Lucy, odsunął się od niej, zaczynając brać ciche lecz głębokie
wdechy i wydechy.
Wizja,
która ukazała się mu we śnie, wydawała się jedynie tworem jego wyobraźni, choć
zbyt wiele wskazywało na to, że wszystko było prawdą. Ujrzał niby swojego ojca
z kobietą, która miała być Pogromcą Smoków. Nigdy wcześniej jej na oczy nie
widział, lecz pamiętał sen Lucy, w którym widziała czarnoskórą kobietę, zwaną
Arminą. Mógł tylko podejrzewać, że to była właśnie ona, ale nie miał na to
żadnych dowodów.
Nagle
poczuł niepokojące trzęsienia na statku. W pierwszej chwili nawet się tym
zbytnio nie przejął, gdyż takie wahania były dość normalnie podczas lotu.
Jednak po kilku minutach nastąpiły kolejne wibracje, które niestety zaczynały
być równomiernie. Jego ciało drżało od ruchów statku, a luźno położone
przedmioty zsuwały się z półek i biurka, lecąc prosto na podłogę.
—
Co się dzieje, Natsu? — zapytała zaspana Lucy, przecierając oczy.
—
Chyba pogoda się pogorszyła — szepnął. — Pójdę sprawdzę, a ty idź dalej spać.
—
Nie! — rzekła stanowczo.
—
Nie strzelaj mi tu focha teraz, bo nie chcę, by coś ci się stało na górze —
wyjaśnił krótko, wychodząc z kajuty.
— I
mówi ten, który miał przez tyle lat chorobę lokomocyjną — powiedziała, rzucając
się z powrotem na poduszkę. Nie miała sił się z nim kłócić. Była na tyle
zmęczona, że tym razem wolała po prostu się go posłuchać i zostać pod pokładem.
Rozdział zabawny i fajny.Podobała mi się wypowiedź Komuia na końcu. Wyszła Ci genialnie. :D Nie wiem, czemu ale nie ogarniam tego wątku z Pogromcami Smoków. (Albo to ja już nic nie ogarniam po 10 godzinach w szkole. -_-) Oni przybyli może kiedyś z tego pierwszego kontynentu? [Bardzo prawdopodobne, że zapomniałam, jak to z nimi było, jeśli tak i jest to wyjaśnione w tekście, to przepraszam.] Tak czy inaczej z niecierpliwością czekam, na kontynuację.
OdpowiedzUsuńPS. Gdzie są te gwiazdki? O-o
Weny, weny życzę! ;P
Co do tych gwiazdek... Po prostu kopiuję tekst tutaj i na Wattpada i na Wattpadzie są te gwiazdki, a tekstu już nie zmieniam, bo wklejanie 6 tekstów wymaga sporej pracy.
UsuńCieszę się, że spodobała ci się wypowiedź Komui'a i co do Pogromców Smoków, to... ogólnie to 1 i 2 kontynent (czyli kontynent Sarycji i Fiore) były kiedyś jednym, więc Pogromcy sprzed 400 lat pochodzą zasadniczo i z jednego, i z drugiego, choć Sarycja, czyli miejsce, z którego się wywodzili, bezpośrednio jest z 2 kontynentu. Ja jeszcze kiedyś nagram o tym filmik! Obiecuję!
Końcówka mnie rozbawiła szczerze mówiąc. Oby tak dalej z rozdziałami.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! I wiem, że Wam się spodobała! Mam taką wenę na tak głupie scenki ;)
UsuńNo i AMEN !!! Tylko tyle mam do powiedzenia bo akurat mam napad śmiechu :P Nie no, poskładałam się ze śmiechu... :D
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy! Na to liczyłam ;)
UsuńO ty spojlerze! :P Jacy oni w końcówce są wszyscy genialni :D Szczególnie Kurtis i Amelia xD
OdpowiedzUsuńOj Komui nie wiem czy Lucynka co tak łatwo wybaczy :/ Ja bym uciekała gdzie pieprz rośnie :)
A komentarz pojawił się tak późno, bo się w Paranormal wciągnęłam i nie uwierzysz albo i tak, ale jestem już mniej więcej w 23 rozdziale ;) Tak! Ja, której przez tyle lat nie chciała się ruszyć tyłka i zacząć czytać :D
Ale dość o mnie. Tamaki tak mnie zaskoczył, że aż nie wiedziałam, że to on powiedział :O
Ten hm... cytat, nie chyba lepsze określenie to wspomnienie Lucy przed końcem rozdziału mi się bardzo podobało.
Kończę na dziś, bo jakaś taka zmęczona jestem. Komentarz na Paranormal pojawi się jak dojdę do najnowszego rozdziału, choć mam pewną głupią teorie, ale zachowam ją dla siebie :P
Pozdrawiam i życzę weny! ;3
No nieźle... Zaskoczyłaś mnie, nie powiem... 23 rozdział... Wow...
UsuńJakoś Lucynka musi wybaczyć, nie ma wyboru! I to nie był spoiler, tylko sugestia!
Tak, Tamaki zaskoczył i jeszcze nie raz Was zaskoczy. Otóż postanowiłam bardziej rozbudować postaci, co za tym idzie, Tamakiego i Kurtisa również.
A jeśli masz głupią teorię, to nic. Jeszcze nie wiem, cyz to co przygotowałam, nie okaże się głupie...
Dzięki za komentarz i również pozdrawiam
Podobał mi się rozdział. Komui cały czas mi się kojarzy z doktorkiem/laborantem z Synów ciemności, mimo woli nawet cały czas go sobie tak wyobrażam. On też taki z deka wariat. Szkoda mi jakoś Lucy mam nadzieję, że nie pogniną. Jak kiedyś wspominałam strasznie mnie ruszają smutne zakończenia *Nawet w Lśnieniu do końca miałam nadzieję, że jednak ojciec przeżyje* Pozdrawian ciepło i życzę weny dużej ;)
OdpowiedzUsuńNie martw się o zakończenie! Będzie wszystko dobrze (prawie)
UsuńDziękuję za komentarz!
Zawsze myślałam, że to Kamui zastrasza ludzi itd., a ty się dowiaduję, że on nazywa siebie gnidą o.O trochę mnie to zdziwiło... ale rozdział zabawny i przyjemnie się go czyta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i duuuuużo weny
Rozmarzona
Gdzie nazywa siebie gnidą? Mówi na siebie glizda, robak itd, ale to taki miał być żartobliwy wyraz jego charakteru.
UsuńDziękuję bardzo!
hej bo coś mi chyba umknęło. jakim sposobem dowiedzieli się o zdradzie kamuia zaraz po przebudzeniu? czemu zwalili wine na niego? no i na Boga czy on nie jest ksieciem? czemu tak plaszczy sie przed lucy?
OdpowiedzUsuńKomui jest tym, który wszystko wie, jest jest szefem organizacji, która specjalizuje się w szukaniu broni, więc skoro broń ma być w stolicy Sarycji, to Komui musiał o niej wiedzieć.
UsuńPłaszczy się, bo to taki dziwny gostek ;)