1 kwietnia 2016

Rozdział 24

Kiedy przyjęcie się zakończyło, a ciągnęło się ono aż do samego wieczora, wszyscy ruszyli w stronę swoich kajut, choć na niektórych „soczek” podziałał na tyle mocno, że pozostali na swoich miejscach przy stole.
Natsu i Lucy — jedyne osoby niepijące — wrócili do swoje skromnego pokoju, który dzięki nagrodzie zdobytej w kasynie, lekko zmodernizowali. Nie był już taki ponury i zwyczajny. Lucy dodała do niego parę elementów, tworząc miły dla oka kącik, z widocznym działaniem kobiecej ręki.
Chłopak, nie mając nic przeciwko, prosił ją tylko, by nie przesadzała z wyglądem, choć i ona sama nie miała takiego zamiaru.
Efekt ostateczny jej działań nie powalał, ale także nie straszył. Kajuta nabrała bordowo—czerwonych barw, głównie za sprawą dwóch obrazów i pościeli, którą oblekli nowe, dużo wygodniejsze łóżko.
Kładąc się na nim, odkryli, że każde mięśnie w ich ciele błagają o ratunek, nie pozwalając wstać i normalnie się ubrać do snu.
— Jak się czujesz bez tych kłaków? — zapytała Lucy, wyszukując jakiegoś tematu do rozmowy.
— Oj, cudownie! — odparł żartobliwym tonem. — Jest mi wygodniej, ale już się przyzwyczaiłem do dłuższych włosów.
— I tak ten warkocz był lepszy od kucyka jeszcze sprzed naszego ślubu.
— Nasz ślub… — Westchnął smętnie. — Ciekawe jakby zareagowało na to całe Fairy Tail.
— Na pewno byłoby z tym mnóstwo zabawy. — Zaśmiała się, po czym zaczęła się czołgać w stronę kochanej poduszki. Była już wystarczająco wymęczona, więc marzyła już o tylko jednej rzeczy — śnie.
Natsu zaraz podążył w jej ślady, kładąc się obok niej. Jednak w przeciwieństwie do niej, nie mógł zasnąć w ciągu kilku sekund, co było dość niezwykłą rzeczą. Dawniej na sygnał oddawał się w ręce łóżka, a teraz bezsensownie zmartwienia nie pozwalały mu się cieszyć chwilą spokoju.
Wspominał czasy, w których postępował nieodpowiedzialnie, głupio, ale i zabawnie. Był zupełnie innym człowiekiem, którego zmieniło te kilka miesięcy. Nie potrafił już tak beztrosko walczyć z przeciwnikami, czerpiąc z tego radość. Bitwa z Generałem Katumi’m zmieniła go. Przez pryzmat czasu, patrzył teraz na zupełnie innego człowieka, jakim się stał przez tamten dzień. Nie chciał zrzucać na nikogo winy, nawet na siebie, ale było niezaprzeczalnym, że gdyby postąpił mądrzej, zachował większą ostrożność, to wtedy Lucy nie musiałaby się poświęcać. Były to tylko gdybania, ale to one sprawiły, że dojrzał.
Patrząc na jej niewinną twarz, powoli zaczął dostrzegać coś, czego wcześniej nie widział, a może nie chciał zobaczyć. Krzywdził ją… Tak wiele razy doprowadzał do sytuacji, których teraz się wstydził. Nie potrafił sobie tego wybaczyć.
Czuł się coraz bardziej znużony. Powieki same się zamykały, a usta rozwierały w głębokim ziewnięciu. Chcąc pójść w ślady żony, rozłożył się wygodnie za materacu i po kilku minutach trudów oddał się w ręce Morfeusza.

Czuł zapach świeżych kwiatów i kłosów zbóż, otulających farmerskie pola, na których pracowali rolnicy. Pielęgnując dary natury, pozdrawiali podróżnych, którzy przechodzili polną drogą, chcąc dotrzeć do najbliższego miasta, znajdującego się dobre dziesięć mil stąd. Szeroko uśmiechali się do wędrowców, zapraszając ich serdecznie do karczmy, która stała nieopodal, oferując chwilę odpoczynku, pożywny posiłek i ciepły grzaniec na dzień dobry. Jednak wśród ludzi penetrujących tamtą okolicę, znajdowała się tajemnicza sylwetka ubrana w szary, zniszczony płaszcz, otulający całe jego ciało. Twarz była całkowicie zasłonięta przez kaptur, który spoczywał na głowie jegomościa. Przy dobrych podmuchach wiatru dało się zobaczyć miecz, przypasany do pasa wojownika.
Nie chcąc sprowadzać do siebie kłopotów, niechętnie żegnali wzrokiem tajemniczego osobnika, który wyraźnie dążył do gospody „Pod pasikonikiem”. Mając nadzieję, że nie sprowadzi on nieszczęścia na tę spokojną wioskę, zanosili modły do bogów. 
Gdy ów człowiek dotarł do celu, wszedł przez dość małe, drewniane drzwi i natychmiast podszedł do gospodarza, zamawiając ciepły posiłek. Szczelnie osłaniając twarz, starał się, by w żaden sposób nie została odkryta jego tożsamość. Lecz takim zachowaniem wzbudził jedynie niepotrzebne podejrzenia, które natychmiast wpłynęły na atmosferę w barze.
— Co pana sprowadza w te strony? — zapytał gospodarz, nie chcąc, by w jego siedzibie doszło do jakiejś kłótni.
— Interesy! — rzucił jedynie, powracając do spożywania posiłku.
Mężczyzna stojący przy ladzie, natychmiast zauważył, że jego gwara nie jest tutejsza. Musiał pochodzić z dalekich stron i być zbyt bezpiecznym człowiekiem. Już samo ukrywanie swojej tożsamości nie dawało mu żadnych perspektyw w głównej stolicy.
— Witaj! — krzyknął młody mężczyzna, obejmując człowieka w płaszczu w ramionach.
Przerażony jegomość podskoczył, natychmiast odsuwając od siebie podejrzanego człowieka. Nie lubił takich radosnych typów, więc wolał się trzymać od jednego z nich z daleka. Choć musiał przyznać, że ten wyglądał na takiego godnego zaufania. Cały czas uśmiechnięty, jakby nie skrywał przed światem żadnych tajemnic. Ubrany był w jakieś stare łachmany, ale twarz miał dobrze zadbaną, a budowa ciała wskazywała na dość ciężkie treningi, które przeszedł w życiu. Charakterystyczne różowe włosy sięgały mu aż do połowy pleców, kończąc się małymi warkoczykami, które były splecione przy samych końcówkach.
— Nie chcesz ze mną rozmawiać? — zapytał, przybliżając się do gościa gospody. — Niebiański Pogromco Smoków — szepnął mu na ucho.
Powstał, rzucając na blat kilka groszaków i ruszył w stronę wyjścia, zostawiając za sobą czepialskiego człowieka. Nie miał ochoty być z nim w tym samym pomieszczeniu choćby minuty dłużej. Rzygać mu się chciało na widok człowieka, który mieszał się w nie swoje sprawy.
Kiedy tylko opuścił to dziwne miejsce, udał się w stronę miasta, do którego musiał dotrzeć przed zmierzchem.
— Już uciekasz? — zapytał Natsu, wyłaniając się nagle przed tajemniczym jegomościem.
— Nie dasz mi spokoju?! — krzyknął.
— Ty… — zaczął niepewnie.
Wykonując kilka zwinnych ruchów, zmniejszył odległość między nimi, po czym chwycił za rąbek kaptura i zdjął go z głowy gościa gospody, ukazując całą jego twarz.
Ku jego zaskoczeniu, ujrzał przed sobą młodą, czarnoskórą kobietę o czekoladowych oczach i krótko przystrzyżonych, czarnych włosach. Jej twarz, pełna bólu i rozpaczy, patrzyła się na niego wściekłym wzrokiem, nawet w najmniejszym procencie nie potwierdzając, że jest to osobnik płci żeńskiej. Choć była piękną dziewczyną w wieku może ok. dwudziestu lat.
— A więc Niebiańskim Pogromcą Smoków jest tak piękną dama — rzekł Natsu, kłaniając się przed nią.
— Przykro mi, ale nie mam czasu na przyjmowanie zalotów jakiegoś gbura! — syknęła, odwracając się.
— A czemuż to? — zapytał niewinnym głosikiem.
— Ponieważ zostałam wezwana do rozmowy z władcą okolicznego miasta — odpowiedziała tylko, nie mając zamiaru dłużej słuchać nowopoznanego człowieka.
— Czyli go znalazłaś.
Jego słowa dość mocno ją zaintrygowały, więc przystanęła z postanowieniem, że wysłucha do końca młodego chłopaka.
— O czym mówisz? — spytała.
— Jestem Ognistym Pogromcą Smoków i człowiekiem, który pragnie zjednoczenia trzynastu królestw. — Podszedł do niej, po czym wyszedł przed nią, wystawiając przed siebie dłoń. — Mam na imię Natsu Dragon i chcę, byś pomogła mi spełnić moje marzenie!

„Kolejną broń szukaj u osoby, która ci o nich powiedziała…”
Podniósł się energicznie, czując, jak głośno łomocze mu serce. Chwytając się za pierś, próbował wyrównać niespokojny oddech. Był cały spocony i zmęczony, jakby miał za sobą długą podróż. Nic nie rozumiał. Ubranie lepiło się do jego gorącej skóry, która już od dawna nie miała tak wysokiej temperatury.
Nie chcąc skrzywdzić Lucy, odsunął się od niej, zaczynając brać ciche lecz głębokie wdechy i wydechy.
Wizja, która ukazała się mu we śnie, wydawała się jedynie tworem jego wyobraźni, choć zbyt wiele wskazywało na to, że wszystko było prawdą. Ujrzał niby swojego ojca z kobietą, która miała być Pogromcą Smoków. Nigdy wcześniej jej na oczy nie widział, lecz pamiętał sen Lucy, w którym widziała czarnoskórą kobietę, zwaną Arminą. Mógł tylko podejrzewać, że to była właśnie ona, ale nie miał na to żadnych dowodów.
Nagle poczuł niepokojące trzęsienia na statku. W pierwszej chwili nawet się tym zbytnio nie przejął, gdyż takie wahania były dość normalnie podczas lotu. Jednak po kilku minutach nastąpiły kolejne wibracje, które niestety zaczynały być równomiernie. Jego ciało drżało od ruchów statku, a luźno położone przedmioty zsuwały się z półek i biurka, lecąc prosto na podłogę.
— Co się dzieje, Natsu? — zapytała zaspana Lucy, przecierając oczy.
— Chyba pogoda się pogorszyła — szepnął. — Pójdę sprawdzę, a ty idź dalej spać.
— Nie! — rzekła stanowczo.
— Nie strzelaj mi tu focha teraz, bo nie chcę, by coś ci się stało na górze — wyjaśnił krótko, wychodząc z kajuty.
— I mówi ten, który miał przez tyle lat chorobę lokomocyjną — powiedziała, rzucając się z powrotem na poduszkę. Nie miała sił się z nim kłócić. Była na tyle zmęczona, że tym razem wolała po prostu się go posłuchać i zostać pod pokładem.

14 komentarzy:

  1. Rozdział zabawny i fajny.Podobała mi się wypowiedź Komuia na końcu. Wyszła Ci genialnie. :D Nie wiem, czemu ale nie ogarniam tego wątku z Pogromcami Smoków. (Albo to ja już nic nie ogarniam po 10 godzinach w szkole. -_-) Oni przybyli może kiedyś z tego pierwszego kontynentu? [Bardzo prawdopodobne, że zapomniałam, jak to z nimi było, jeśli tak i jest to wyjaśnione w tekście, to przepraszam.] Tak czy inaczej z niecierpliwością czekam, na kontynuację.
    PS. Gdzie są te gwiazdki? O-o
    Weny, weny życzę! ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tych gwiazdek... Po prostu kopiuję tekst tutaj i na Wattpada i na Wattpadzie są te gwiazdki, a tekstu już nie zmieniam, bo wklejanie 6 tekstów wymaga sporej pracy.
      Cieszę się, że spodobała ci się wypowiedź Komui'a i co do Pogromców Smoków, to... ogólnie to 1 i 2 kontynent (czyli kontynent Sarycji i Fiore) były kiedyś jednym, więc Pogromcy sprzed 400 lat pochodzą zasadniczo i z jednego, i z drugiego, choć Sarycja, czyli miejsce, z którego się wywodzili, bezpośrednio jest z 2 kontynentu. Ja jeszcze kiedyś nagram o tym filmik! Obiecuję!

      Usuń
  2. Końcówka mnie rozbawiła szczerze mówiąc. Oby tak dalej z rozdziałami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! I wiem, że Wam się spodobała! Mam taką wenę na tak głupie scenki ;)

      Usuń
  3. No i AMEN !!! Tylko tyle mam do powiedzenia bo akurat mam napad śmiechu :P Nie no, poskładałam się ze śmiechu... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O ty spojlerze! :P Jacy oni w końcówce są wszyscy genialni :D Szczególnie Kurtis i Amelia xD
    Oj Komui nie wiem czy Lucynka co tak łatwo wybaczy :/ Ja bym uciekała gdzie pieprz rośnie :)
    A komentarz pojawił się tak późno, bo się w Paranormal wciągnęłam i nie uwierzysz albo i tak, ale jestem już mniej więcej w 23 rozdziale ;) Tak! Ja, której przez tyle lat nie chciała się ruszyć tyłka i zacząć czytać :D
    Ale dość o mnie. Tamaki tak mnie zaskoczył, że aż nie wiedziałam, że to on powiedział :O
    Ten hm... cytat, nie chyba lepsze określenie to wspomnienie Lucy przed końcem rozdziału mi się bardzo podobało.
    Kończę na dziś, bo jakaś taka zmęczona jestem. Komentarz na Paranormal pojawi się jak dojdę do najnowszego rozdziału, choć mam pewną głupią teorie, ale zachowam ją dla siebie :P
    Pozdrawiam i życzę weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nieźle... Zaskoczyłaś mnie, nie powiem... 23 rozdział... Wow...
      Jakoś Lucynka musi wybaczyć, nie ma wyboru! I to nie był spoiler, tylko sugestia!
      Tak, Tamaki zaskoczył i jeszcze nie raz Was zaskoczy. Otóż postanowiłam bardziej rozbudować postaci, co za tym idzie, Tamakiego i Kurtisa również.
      A jeśli masz głupią teorię, to nic. Jeszcze nie wiem, cyz to co przygotowałam, nie okaże się głupie...
      Dzięki za komentarz i również pozdrawiam

      Usuń
  5. Podobał mi się rozdział. Komui cały czas mi się kojarzy z doktorkiem/laborantem z Synów ciemności, mimo woli nawet cały czas go sobie tak wyobrażam. On też taki z deka wariat. Szkoda mi jakoś Lucy mam nadzieję, że nie pogniną. Jak kiedyś wspominałam strasznie mnie ruszają smutne zakończenia *Nawet w Lśnieniu do końca miałam nadzieję, że jednak ojciec przeżyje* Pozdrawian ciepło i życzę weny dużej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się o zakończenie! Będzie wszystko dobrze (prawie)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  6. Zawsze myślałam, że to Kamui zastrasza ludzi itd., a ty się dowiaduję, że on nazywa siebie gnidą o.O trochę mnie to zdziwiło... ale rozdział zabawny i przyjemnie się go czyta :)
    Pozdrawiam i duuuuużo weny
    Rozmarzona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie nazywa siebie gnidą? Mówi na siebie glizda, robak itd, ale to taki miał być żartobliwy wyraz jego charakteru.
      Dziękuję bardzo!

      Usuń
  7. hej bo coś mi chyba umknęło. jakim sposobem dowiedzieli się o zdradzie kamuia zaraz po przebudzeniu? czemu zwalili wine na niego? no i na Boga czy on nie jest ksieciem? czemu tak plaszczy sie przed lucy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komui jest tym, który wszystko wie, jest jest szefem organizacji, która specjalizuje się w szukaniu broni, więc skoro broń ma być w stolicy Sarycji, to Komui musiał o niej wiedzieć.
      Płaszczy się, bo to taki dziwny gostek ;)

      Usuń

Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)